[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tam w zapasy z sob¹ wyst¹piliCo najprzedniejsi z pani¹t, zaraz siê schwycili.Próbuj¹, kto do mety dobiegnie te¿ wprzódy:Od miejsca a¿ do kresu wytkniêto im gony.Kopn¹ siê, i bieg³ z nimi polem kurz wzniecony.Aliæ wszystkich Klytonej pozostawi³ w tyle:Jak dwa mu³y sprzêg wo³Ã³w przeœcign¹, o tyleOn swych braci przegoni³ i przypad³ do celu.W twardych zapasach si³ê stera³o tam wielu!Zaœ Euryja³ szermierzy co najlepszych pobi³;Amfija³ najbujniejszy skok ze wszystkich zrobi³:W miotaniu krêgiem jeden Elatreus mia³ szczêœcie;Laodamas najkrzepszy z wszystkich by³ na piêœcie.Gdy widok tych tam igrzysk serca ju¿ nasyci³,Syn Alkina Laodam te s³owa pochwyci³:»Sam tu, moi! Spytajcie ot goœcia, czy zna siêNa szermierce? Czy szermierz? Kszta³tem zacny, zda siê,Bo te lêdŸwie, te ³ydy, te ¿ylaste bary,Kark gruby, pierœ wypuk³a mówi¹, ¿e ch³op jaryI ognisty - lecz widaæ, ¿e zjad³a go nêdza;Woda morska to ponoæ najzjadliwsza jêdzaI najtê¿szego ch³opa naraz z nóg obala«.Na to wysz³a odpowiedŸ ta z ust Euryjala:»Trafnieœ rzek³, Laodamie: jeœliœ tak ochoczy,IdŸ sam do niego, powtórz mu to samo w oczy«.Wiêc gdy syn Alkinoja us³ysza³ zachêtê,Przedar³ siê do Odysa przez t³umy œciœniête:»Goœciu! PójdŸ z nami, w szrankach spróbuj siê! - powiadaJeœli umiesz; lecz pewnie tyœ szermierz nie lada.Jaka¿ piêkniejsza s³awa cz³eka wy¿ej wzbije,Ni¿ gdy r¹k i nóg si³¹ przeciwnika zbije?Wiêc spróbuj, i te myœli chmurne strz¹œnij z duszy.Odeœlem ciê niebawem - okrêt twój wyruszyPrzygotowan w przystani, czeladŸ te¿ gotowa«.Na to przebieg³y Odys odpar³ mu w te s³owa:»Czemu mnie wyzywacie? Czy z ur¹gowiska?Moje troski mi bli¿ej niŸli te igrzyska,81Bom siê du¿o nacierpia³, i tak siê wci¹¿ biedzê,¯e jeœli w zgromadzeniu waszym tutaj siedzê,To wci¹¿ rwê siê do domu i b³agam w têsknocieKróla i lud: niech radz¹ o moim powrocie«.Na to Euryja³ tak mu z przek¹sem odrzecze:»Zaprawdê, tobie z oczu nie patrzy, cz³owiecze,Byœ siê zna³ na szermierskich, szlachetnych zabawachZ tych-eœ raczej, co ¿ywot swój trawi¹ na nawach:Mo¿eœ patron okrêtu, w³Ã³czêga kupcz¹cy,Stró¿ ³adugi124, towary sam dozoruj¹cy£apigrosz! Wcale miny nie masz na szermierza«.Odysej na to wzokiem ukoœnie go zmierza:»Nie znam ciê, lecz Ÿle mówisz, jak m³okos zuchwa³y!Wiedz, ¿e bogi nie wszystko na raz wszystkim da³y,Tak urodê, jak rozum, jak wymowê œwietn¹,To¿ niejeden, co postaæ wzi¹³ lich¹ i szpetn¹,Otrzyma³ z ³aski bogów taki dar mówienia,¯e gmin siê nim zachwyca, gdy bez zaj¹knieniaTnie wdziêcznie i po prostu - podziwia go mnóstwo,Id¹cego przez miasto t³um wita jak bóstwo!Inny znów, chocia¿ kszta³tom niebianom podobny,Nie potrafi siê w sposób wys³awiæ nadobny.To¿ i ty, taki œliczny, ¿e nawet bogowiePiêkniejszego nie stworz¹, a pustki masz w g³owie:G³upim s³owem a¿ do dna rozdar³eœ mi serce,Choæ mogê ci zarêczyæ, ¿em nie fryc w szermierce,Jakeœ twierdzi³.Jam niegdyœ z pierwszymi siê mierzy³,Pókim m³odoœci mojej i ramionom wierzy³.Dzisiaj troski przysiad³y; cierpia³em zbyt wieleW bitwach z ludŸmi, to¿ morskie zjad³y miê topiele.Lecz i dziœ niez³omnego znajdziesz zapaœnikaWe mnie: tak miê twa mowa boli i dotyka«.Rzek³ to - i jak by³ w chlajnie, wsta³ i wzi¹³ do rêkiKr¹g ciê¿ki i nabity, i nie tak maleñkiJak te, które Feakom s³u¿¹ do zabawy.Zam³yñcowa³ nim, cisn¹³ szparko z rêki prawéj,A¿ warkn¹³ - i a¿ g³owy pochyl¹ FeakiDo ziem, te zawo³ane na morzach flisaki -Tak g³az hucza³, i dalej poza metê padnie,Puszczon z rêki.Atene, gdzie upad³, znak k³adnieI - przemieniona w cz³eka ku niemu siê zwraca:»Cudzoziemcze! I œlepy, co rêkami maca,Znalaz³by g³az twój: z wszystkich najdalej on le¿y,Nie zmieszany z innymi.O, niech siê nie mierzyNikt tu z tob¹! Zwyciêstwo zawsze jest przy tobie!«.Tak rzek³a, a Odysej cieszy³ siê sam w sobie,¯e tu, wœród obcych, znalaz³ kogoœ tak chêtnego;Weselszy te¿ do t³umu rzek³ zgromadzonego:124 ³adugi - ³adunku;82»Dalej¿e! Kto dorzuci, gdzie ja? Wnet kr¹g drugiPuszczê, mo¿e przeleci przestwór równie d³ugi.Do ka¿dej walki, kto ma serce i ochotê,S³u¿ê.Wyst¹pcie! Zmazaæ trzeba mi sromotê.Czy na piêœci, na si³ê, wyœcigi - przyjmujê.Krom Laodama, z ka¿dym si³ mych popróbujê;On mój opiekun, z takim nikt siê nie boryka.Zaiste, ja takiego mia³bym za nêdznika,Który by dobrodzieja, co go przyho³ubi³Na czu¿ynie125, w bój wyzwa³ - sam on by siê zgubi³.Zreszt¹ ka¿demu stanê, nie pogardzê nikimI na si³ê siê zmierzê z ka¿dym przeciwnikiem.Nie myœlcie, ¿e szermierka obca dla mnie sztuka;Umiem przecie¿ ciêciwê napinaæ u ³uka.Ju¿ ja mojego cz³eka najpierwszy ustrzelêW kupie wrogów, chocia¿by towarzyszów wieleSta³o przy mnie i groty na wroga miota³o.Li Filoktet nade mn¹ mia³ wy¿szoœæ niema³¹,Gdy pod Troj¹ w rzucaniu strza³ my siê æwiczyli,Lecz kto inny mnie sprostaæ niech siê i nie sili.S³owem - ka¿dy, kto ¿yje i chleb je na œwiecieZ herojami przesz³oœci nie równam siê przecie- Jam nie Herakles ani Eurytos z Ojchali -Bo ci ³ucznicy niemal bogom wyrównali.Tote¿ Eurytos nagle zmar³, nim w jego progiStaroœæ wesz³a - Apollon zastrzeli³ go srogiZa wyzwanie, by z sob¹ o lepsze strzelaliNi¿ inny strza³y, oszczep umiem pos³aæ daléj;Tylko w pieszych gonitwach mo¿e FeakowiePobiliby miê wreszcie, bom ja stera³ zdrowieW burzach morskich, ³Ã³dŸ moja zbyt sk¹po ¿ywnoœciMia³a z sob¹; dlatego zw¹tla³y mi koœci« [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl