[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kapitan miał na myśli chorobę kosmiczną, ale to określenie – za zgodą wszystkich – stało się tabu na pokładzie „Wszechświata”.Wiele rąk wsunęło się jednak, niby przypadkiem, do kieszeni przy fotelach, sprawdzając, czy są tam sławetne plastikowe torebki… Ot tak, na wszelki wypadek!Obraz na ekranie stał się wyraźniejszy na skutek kolejnego powiększenia.Floydowi wydawało się przez chwilę, że leci samolotem, który schodzi do lądowania w pokrywie lekkich chmur, a nie statkiem kosmicznym zbliżającym się do najsłynniejszej ze wszystkich komet.Jądro rosło i jaśniało, nie wyglądało już jak czarna kropka, raczej przypominało elipsę – małą, pocętkowaną wyspę zagubioną pośród kosmicznego oceanu – a potem nagle stało się prawdziwym światem, w pełni zasługującym na tę nazwę.Wciąż jednak trudno było określić jego proporcje.Floyd wiedział, że cała rozciągająca się przed nim panorama nie ma więcej niż dziesięć kilometrów długości, lecz łatwo mógł sobie wyobrazić, że spogląda na ciało niebieskie wielkości Księżyca.Ale Księżyc nie jest zamglony przy krawędziach, nie wypuszcza też z powierzchni małych – i dwóch dużych! – strumieni pary.–Wielkie nieba! – krzyknął Michajłowicz.– Co to jest?Wskazał na niższą krawędź jądra, za linią światła.Tak, nie mogło być mowy o pomyłce, chociaż zdawało się to niemożliwe: na części komety pogrążonej w ciemności mrugało jakieś światełko w bardzo regularnym rytmie, z przerwami co dwie, trzy sekundy.Doktor Willis pokazał, na co go stać: – Mógłbym to panu wyjaśnić słowem jednosylabowym… Dla ułatwienia podam, że zaczyna się na U… – zakrztusił się ze śmiechu i kapitan Smith nie pozwolił mu dokończyć.–Przykro mi, że muszę pana rozczarować, szanowny panie Michajłowiczu, ale to tylko latarnia naszego Próbnika Dwa, który przed miesiącem wylądował na komecie i czeka, aż go stamtąd zabierzemy.–Szkoda… Myślałem, że może ktoś… coś czeka, by nas powitać…–Obawiam się, że nic z tego.Jesteśmy tutaj zdani wyłącznie na siebie.Latarnia, która zwróciła pańską uwagę, znajduje się w miejscu, gdzie zamierzamy lądować, to znaczy w pobliżu południowego bieguna, gdzie teraz panują ciemności.Ułatwi to funkcjonowanie naszych systemów podtrzymywania życia, ponieważ na stronie nasłonecznionej temperatura przekracza 120 stopni Celsjusza, jest zatem wyższa od punktu wrzenia.–Nic dziwnego, że wszystko się tam gotuje – odparł nie zniechęcony Dmitrij.– Te strumienie pary nie wyglądają zdrowo.Jest pan pewien, że możemy bezpiecznie wylądować?–Wymienił pan kolejny powód lądowania na Halleyu po nocnej, spokojnej stronie.A teraz, jeśli mi państwo wybaczą, opuszczę ich towarzystwo.Muszę wracać na mostek.Po raz pierwszy w mojej karierze będę lądował na nowym świecie… i chyba po raz ostatni.Publiczność kapitana Smitha rozeszła się powoli, w niezwykłej – jak dla tego towarzystwa – ciszy.Obraz na ekranie wrócił do normy, to znaczy jądro znów zmniejszyło się do ledwie widocznej plamki.Jednakże przez te kilka minut, kiedy oglądali ją w powiększeniu, kometa urosła i nie było to złudzeniem.Do chwili spotkania zostały niecałe cztery godziny, a „Wszechświat” wciąż pędził z szybkością pięćdziesięciu tysięcy kilometrów na godzinę.Gdyby na tym etapie zabawy zawiódł główny napęd, statek wyryłby na powierzchni Halleya krater, o jakim komecie nawet się nie śniło!16.LądowanieLądowanie przebiegło bez zakłóceń, tak jak spodziewał się kapitan Smith.Nikt nie zauważył, kiedy „Wszechświat” wylądował na powierzchni komety.Minęła pełna minuta, nim pasażerowie zdali sobie sprawę, że już po wszystkim, i wznieśli radosny okrzyk.Statek osiadł na końcu płytkiej doliny otoczonej pagórkami, których wysokość nie przekraczała stu metrów.Każdy, kto by się spodziewał ujrzeć tu księżycowy krajobraz, byłby wielce zdziwiony, albowiem geologiczne formacje Halleya w niczym nie przypominały gładkich, łagodnie opadających zboczy na Księżycu, które swój kształt i wygląd zawdzięczają miliardom lat mikrometeorytowych bombardowań.Tutaj wszystko kształtowało się w ciągu tysiąca lat; ziemskie piramidy są znacznie starsze aniżeli krajobraz Halleya.Z każdym okrążeniem Słońca kometa była przebudowywana – i zmniejszana – przez ognie naszej gwiazdy.Kształt jądra uległ subtelnym zmianom od 1986 roku, gdy Halley po raz ostatni znajdował się w peryhelium.Mieszając bezwstydnie metafory, Victor Willis wyraził owe zmiany w słowach, które całkiem nieźle oddają jej obecny kształt: „Orzeszek” ma teraz talię cienką niby osa! Istotnie, wszystko wskazywało, że Halley po kilku następnych przelotach wokół Słońca może podzielić się na dwie części, zbliżone pod względem wielkości – podobnie jak kometa Bieli, która w roku 1846 pękła ku wielkiemu zaskoczeniu astronomów.Obcość krajobrazu potęgował również brak ciążenia.Wszędzie widziało się pająkowate formacje, przypominające fantazje malarza-surrealisty, i zwałowiska skalne nałożone na siebie pod zupełnie niewyobrażalnymi kątami – zjawiska tego rodzaju nie przetrwałyby na Księżycu nawet kilku minut.Choć kapitan Smith posadził statek w głębi podbiegunowej nocy – w odległości pięciu kilometrów od linii dnia, za którą paliło oślepiające Słońce – światła było dosyć.Olbrzymia koperta gazów i pyłów zamykająca kometę tworzyła coś na kształt aureoli, bardzo odpowiedniej dla okolic bieguna.Łatwo było wyobrazić sobie, że to zorza polarna, której światło odbija się od arktycznych lodów.Mrok rozjaśniał także Lucyfer, świecący niczym kilkaset Księżyców w pełni.Nieobecność barw nikogo nie rozczarowała, zaskakująca natomiast była monotonia krajobrazu.Wydawało się, że „Wszechświat” wylądował w kopalni odkrywkowej – i nie była to chybiona analogia, gdyż czerń otaczająca statek wzięła się z węgla i z jego związków, przemieszanych dokładnie z lodem i śniegiem.Ze względu na swą pozycję kapitan Smith zszedł ze statku jako pierwszy, odepchnąwszy się lekko od głównej śluzy powietrznej „Wszechświata” [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl