[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Droga przed nim była całkiem pusta.Za bramą cmentarza łączyła się z główną drogą, wiodącą na inne cmentarze.Również na niej nikogo nie było.Wydawało się, że wlokące się w żółwim tempie ich dwa samochody są całkiem same w tym mieście umarłych.Chrysler był kilka metrów za nim.Wyraźnie widział teraz Jacksona.Uśmiech na jego twarzy.Za bramą Decker skręcił w prawo i ruszył główną drogą wysadzaną drzewami, mijającą kolejne nekropolie.Nadal nie przekraczając trzydziestu kilometrów na godzinę, odczekał, aż chrysler się zbliży.Zobaczył wahanie na twarzy kierowcy.Przyśpieszy i go wyprzedzi? Zrówna się z nim? A może zaczeka? Jackson nie udzielał mu chyba żadnych wskazówek.Decker zdecydował zatem za niego.Nagle nacisnął hamulec, zatrzymując się niemal w miejscu, wrzucił tylny bieg i wcisnął pedał gazu.Siła uderzenia była miażdżąca, jednak Decker był na nie przygotowany.Kiedy chrysler stanął i Jackson odciągał głowę kierowcy od deski rozdzielczej, Decker wrzucił w automatycznej skrzyni mercedesa przedni bieg i znów nacisnął gaz.Zdążył przejechać jakieś trzysta metrów, kiedy również chrysler ruszył do przodu.Zamiast uciekać, Decker znów wcisnął hamulec, wyskoczył z samochodu i stanął na środku drogi.Wydobył pistolet, trzymając go oburącz, wycelował w zbliżającego się chryslera.Samochód przyśpieszył.Ale on podczas ćwiczeń trafiał w o wiele trudniejsze cele.Pierwszy pocisk przebił przednią lewą oponę.Samochodem szarpnęło w bok.Wszystko razem nie trwało nawet sekundy.Przewracając się na bok, auto uderzyło w ogromny sękaty dąb.Decker podbiegł do wraku.Nie zwracał uwagi na nieprzytomnego kierowcę i trzeciego z mężczyzn, leżącego na tylnym siedzeniu.Jackson walczył z drzwiami, usiłując wydostać się na zewnątrz.Na jego czole widać było wielką ranę.Lewa ręka wyglądała na złamaną.Decker otworzył drzwi, wyciągnął Jacksona z wozu i rzucił go na trawiaste pobocze.Wepchnął lufę SIG-a między jego łopatki.– Czemu musiałeś łamać mu palce? – zapytał.– To nie moja wina – zaskomlał Jackson.Jego żałosny głos jeszcze bardziej wkurzał Deckera.– Dyrektor Naylor kazała cię znaleźć.Jakby nam powiedział, gdzie jesteś, nic by mu nie było.– No to mnie, kurwa, znalazłeś.Zadowolony?– Ale ja nie chciałem cię zabijać.Miałem odstawić cię na lotnisko.Ciebie i Kathy.Zadzwoniły, żebym.– Kiedy zadzwoniły?– Kilka godzin temu.– A ty miałeś zabrać mnie na lotnisko?– Tak.Decker poczuł naraz obezwładniający spokój.Sięgnął do kieszeni, z której wyjął komórkę.Zadzwonił do Billa McClouda.Zanim jednak zdążył cokolwiek powiedzieć, McCloud opowiedział mu o sztuczce Naylor i Prince.– Mogą być wszędzie – mówił McCloud napiętym głosem.– Według naszych informatyków, mogły wykonać tę sztuczkę z hologramem z dowolnego miejsca, mającego połączenie z siecią.Informatycy przejęli już kontrolę nad większością systemów Titanii, ale część funkcji, jak to określają, wymaga innego rodzaju uprawnień.Pracują nad tym, a my nie wiemy, gdzie się podziały te cholery.– Ja chyba wiem – przerwał mu Decker.– Serio? – McClouda zamurowało.– Mam tu Williama Jacksona.Powiada, że pojechały na lotnisko.– O kurde! Natychmiast je zamkniemy i otoczymy kordonem.Zrobimy to tak, żeby nie zaalarmować nikogo w środku.– Decker usłyszał, jak McCloud wydaje rozkazy.Po chwili znów był na linii.– Możemy odciąć lotnisko w ciągu kilku minut.Musimy jednak dotrzeć do Naylor i Prince, zanim cokolwiek zrobią.jeśli już tego nie zrobiły.– Mam pewien pomysł – rzekł Decker.– Będę jednak potrzebował pomocy.– Co tylko sobie zażyczysz.Co chcesz zrobić?– Wykorzystać siebie jako przynętę.Naylor rozkazała Jacksonowi, by mnie dostarczył na lotnisko.– Mówiąc to, Decker docisnął lufę pistoletu do karku Jacksona.– A on zrobi dokładnie to, co mu kazano.Poczekalnia dla VIP-ów, port lotniczy San Franciscogodz.12.11Dla Madeline Naylor było to kompletne zaskoczenie.Żaden z jej planów awaryjnych tego nie przewidywał.Stała w łazience apartamentu VIP-ów, podziwiając w lustrze nad umywalką swoją nową fryzurę: krótkie miedziane włosy z czarnymi odrostami.Jej nieskazitelnie białe, długie do ramion loki znikły bez śladu.Naylor przefarbowała je dwukrotnie, aby uzyskać wygląd naturalnej brunetki, która zmieniła kolor włosów.Udało się doskonale.Zmiana wyglądu całkowicie ją zadowalała.Przemiany dopełniły niebieskie szkła kontaktowe oraz długa sukienka z kwiecistym wzorem.Rzadko nosiła sukienki, a już na pewno nie takie w kwiaty.– Twoja kolej, Alice – powiedziała, wchodząc do sali konferencyjnej.Ale Alice nadal siedziała bez ruchu w tym samym miejscu.– No, dalej! Nic nie robisz.– Wiem.– No to się pośpiesz! Musimy się zbierać [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl