[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Doskonale zdawałem sobie sprawę, co zrobiłby Hammond, gdybym mu powiedział.–Wiem, co robię – zapewniłem.–Mam nadzieję – odparł – bo jeżeli coś pójdzie nie tak, to ja za to beknę.–Wiem.Nie przejmuj się.–Jak mam się nie przejmować? Dziesięć miligramów tego cholerstwa sprowadzi jąna ziemię tak szybko, że… -Nie przejmuj się.–Może ją zabić.Powinniśmy stopniować dawki.Zacząć od dwóch milimetrów, a jeśli nie podziała, podać po dwudziestu minutach pięć i tak dalej.–Tak, ale stopniowane dawki jej nie zabiją.Hammond popatrzył na mnie z przerażeniem.–Oszalałeś?–Nie-odparłem spokojnie.Weszliśmy do pokoju Angeli.Leżała na boku, odwrócona do nas plecami.Wziąłem od Hammonda nalorfinę i położyłem ją razem ze strzykawką na stoliku obok łóżka.Chciałem mieć pewność, że Angela przeczyta etykietę.Obszedłem łóżko dookoła, stanąłem za Angelą i sięgnąłem po lek i strzykawkę, którą następnie, jak najszybciej, napełniłem wodą z kubeczka.–Możesz się obrócić, Angelo?Położyła się na plecach i wyciągnęła rękę.Hammond był zbyt zdumiony, żeby się ruszyć.Założyłem gumową opaskę i potarłem żyłę, aż nabrzmiała.Wbiłem igłę i wstrzyknąłem płyn.Angela patrzyła na mnie wmilczeniu.Cofnąłem się o krok.–No, już.Jej wzrok pobiegł do Hammonda, a potem znowu do mnie.–Niedługo zacznie działać – oznajmiłem.–Ile mi pan dał?–Dość.–Dziesięć? Dał mi pan dziesięć?Zaczęła się denerwować.Poklepałem ją uspokajająco po ręce.– Nie masz się czym martwić.– Dwadzieścia? – Tylko dwa.Dwa miligramy.– Dwa!–Nie umrzesz od tego – powiedziałem łagodnie.Jęknęła i odwróciła się od nas.–Zawiedziona? – zapytałem.–O co panu chodzi?–Znasz odpowiedź na to pytanie, Angelo – odrzekłem.–Ale dwa miligramy.To…–Tylko tyle, żeby wystąpiły objawy.Zimny pot, skurcze, ból.Tylko początkowe oznaki głodu.–Jezu.–Nie umrzesz od tego – powtórzyłem.– I doskonale zdajesz sobie z tego sprawę.–Sukinsyny.Nie prosiłam, żeby mnie tu przywieziono, nie prosiłam, żeby…–Ale tu jesteś, Angelo.A w twoich żyłach zaczyna krążyć nalorfina.Niedużo, ale wystarczy.Zaczęła panikować.–Przestańcie -jęknęła.–Możemy podać morfinę.–Przestańcie, proszę.Nie chcę…–Opowiedz nam o Karen – poprosiłem.–Najpierw to powstrzymajcie.– Nie.Hammond stracił zimną krew.Ruszył w stronę łóżka.Odepchnąłem go- Powiedz.– Niczego nie wiem.Zadrżała, najpierw lekko, a potem coraz bardziej, aż wreszcie całym ciałem wstrząsnęły niepohamowane drgawki.–Zaczyna się, Angelo.Zacisnęła zęby.–Nic mnie to nie obchodzi.–Wkrótce zrobi się jeszcze gorzej, Angelo.– Nie… nie… nie… Wyjąłem ampułkę morfiny i położyłem ją przed nią na stole.–Powiedz.Dostała spazmów, miotając się pod pościelą tak mocno, że aż łóżko zaczęło się chybotać.Zrobiłoby mi się jej żal, gdybym nie wiedział, że sama wywołuje tę reakcję – że nie wstrzyknąłem jej żadnej nalorfiny.–Angelo.–Dobrze -jęknęła, rozpaczliwie chwytając powietrze – Zrobiłam to.Musiałam.–Dlaczego?–Bo zrobiło się gorąco.W szpitalu.Zrobiło się gorąco.–Podkradałaś morfinę z chirurgii?–Tak… niedużo, tylko trochę… ale wystarczało…–Od dawna?–Od trzech lat… może czterech… -I co się stało?–Roman okradł szpitalną aptekę… Roman Jones.– Kiedy?–W zeszłym tygodniu.– I?–Zrobiło się gorąco.Wszystkich sprawdzali…–Więc musiałaś przestać podkradać morfinę?–I co zrobiłaś?–Próbowałam kupić od Romana.– I?–Zażądał pieniędzy.Mnóstwa pieniędzy.–Kto zasugerował skrobankę?–Roman.–Żeby zdobyć pieniądze? – Tak.–Ile chciał? Znałem już odpowiedź.–Trzysta dolarów.–Więc to zrobiłaś? – Tak… tak… tak…–Kto znieczulał? – Roman.Było łatwo.Miałthiopental [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl