[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeśli panna Russell zdobyła przyszłego męża, zachodząc w ciążę, to warto, żebyś się temu przyjrzał.Może stary Watt nie chce córki jakobitów w swojej rodzinie, ale nie śmie narazić się synowi, odmawiając zgody na ślub?I napisz mi koniecznie, czy wiejskie dziewki znają jakieś sztuczki, które umknęły ich miejskim kuzynkom.Ash złożył kartkę i schował ją do kieszeni.Ciekawe.Nie zdawałsobie sprawy, że szkockie prawa dotyczące dziedziczenia tak bardzo różnią się od angielskich.Plantacja wytwarzająca melasę to z pewnością wystarczający powód do morderstwa.Nic dziwnego, że Carr chce się ożenić z Rhiannon.Jednak zgodnie z tym, co sugerował Donne, historia o zaginionym bracie wydawała się nieprawdopodobna.Może więc Rhiannon pokonała jakieś inne kandydatki na panią Watt? Ale u jej przyjaciółek nie zauważyłżadnych przejawów wrogości.Wiedział też, lepiej niż ktokolwiek inny, że Rhiannon nie wymusiła małżeństwa, zachodząc w ciążę.No i ojciec Watta podobno osobiście wybrał ją na żonę dla syna.Jakaś myśl wciąż męczyła Asha.Wrażenia, przypadkowe zdania.Zastanawiał się nad nimi, marszcząc brwi w skupieniu.Phillip.Przystojny, atletyczny Phillip, zawsze w otoczeniu wesołych kompanów, przechwalający się swoimi miłosnymi podbojami.A jednak w ciągu ostatniego miesiąca ani razu nie szukał towarzystwa kobiet lekkich obyczajów.Nawet o tym nie wspomniał.Może Phillip nie chce się żenić.Może coś ukrywał i bał się, że dzięki żonie to coś wyjdzie na światło dzienne.Ash pokręcił głową.Miał zbyt bujną wyobraźnię.Za tymi wypadkami nic się nie kryło.A jednak tłumne polowanie stwarzało znakomitą okazję do kolejnego „wypadku".Wbił pięty w boki swojego wałacha i ruszył za oddalającymi się myśliwymi.Rhiannon nie wkładała duszy w polowanie.Do tej pory, ilekroć pragnęła uciec, polowanie dawało jej taką możliwość.Dziś nie.Ściągnęła wodze, zatrzymując konia na skraju gęstego świerkowego zagajnika, i patrzyła, jak inni zjeżdżają po stromym zboczu za stadem ujadających psów.Rozejrzała się za smukłą sylwetką Stelli, a nie dostrzegłszy jej, uśmiechnęła się lekko.Ta suka była nieporozumieniem.Wolała gonić wiewiórki niż 121przyłączyć się do swoich psich towarzyszy.Dzisiaj już trzy razy Rhiannon musiała ją zawracać z własnej ścieżki i zaganiać z powrotem do stada.Wydawało się coraz bardziej oczywiste, że żadne pieszczoty czy kary nie zdołają przerobić Stelli na przyzwoitego psa myśliwskiego.Rhiannon spięła konia ostrogami i ruszyła wzdłuż krawędzi lasu, na-słuchując odgłosów nagonki.Czekała cierpliwie, ale po godzinie poczuła niepokój.Pozostali myśliwi dawno znikli jej z widoku, promienie słońca padały ukosem na wysokie dęby i modrzewie.Wkrótce nadejdzie zmrok i Stella się zgubi.Rhiannon uniosła się w siodle, wołając sukę po imieniu i nasłuchując.Bezskutecznie.Zawróciła konia i ruszyła po własnych śladach.Może Stella pobiegła na wschód, a nie na zachód, jak jej się przedtem wydawało? Zadrżała, kiedy do jej uszu dobiegło nagle piskliwe wycie.Skierowała się do źródła dźwięku, w gęste chaszcze wysokiego pod-szycia, które tworzyło ścianę wzdłuż brzegu lasu.Wbiła ostrogi w boki klaczy, ale ta cofała się uparcie.Kolejny żałosny skowyt ponaglił ją do działania.Cięła konia biczem po zadzie, zmuszając płochliwe zwierzę, żeby wjechało w gęstwinę.Kolczaste gałązki darły suknię Rhiannon i kaleczyły jej twarz.Klacz rżała przerażona, usiłując przedrzeć się przez kłębowisko chwastów.Pięćdziesiąt metrów, siedemdziesiąt.Nagle uświadomiła sobie, że w takim gąszczu koń mógł stracić oczy.Ściągnęła wodze.Klacz rzucała łbem, gryząc wędzidło, przerażona nieznanymi wrogami więżącymi jej nogi.Rhiannon przestała słyszeć Stellę.Rozejrzała się, szukając łatwiejszego przejścia.Na lewo dostrzegła smugę światła w niskim, wąskim korytarzu: sarni trakt.Odwróciła w tamtą stronę głowę klaczy, szepcząc pieszczotliwie słowa zachęty.Koń rzucił się ku ścieżce, drżąc z podniecenia.Rhiannon uniosła się w strzemionach, żeby zobaczyć, dokąd prowadzi dróżka.Spod paproci wyskoczył królik, przecinając klaczy drogę.Tego było za wiele dla przestraszonego konia.Ruszył z kopyta, wyrywając Rhiannon lejce z dłoni, i pędził jak diabeł wcielony.Rhiannon położyła się na wyciągniętej końskiej szyi, usiłując chwycić lejce.Spod kopyt konia wzlatywały grudy czarnej ziemi.Zieleń i złoto, światło i cień zlewały się przed jej oczami w szalonym pędzie.Pozbawiona oparcia dla nóg i rąk, kiwała się niebezpiecznie na wypolerowanym skórzanym siodle.Gdyby klacz skręciła raptownie czy nagle stanęła, Rhiannon nie utrzymałaby się na jej grzbiecie.Zatopiła palce w końskiej grzywie, modląc się.Krzyk z przodu.Trzask.Łomot pędzących kopyt.Klacz skręciła, Rhiannon straciła równowagę.Silne ramię porwało ją z siodła.Uderzyła plecami w czyjeś mocne ciało, biodrami w czyjeś udo.Obróciła się, usiłując się przytrzymać.Ramię szarpnęło ją do góry, sadowiąc między parą silnych nóg.Przed nią, w oddali, znikał zad jej konia.Dłoń w czarnej rękawicy pociągnęła lejce.Zerknęła do tyłu na swojego wybawiciela, pewna, że.tak, to był Ash.-Myślałem, że jesteś jakąś cholerną Dianą! - krzyknął ze złością.-Co.-Ty! Wszyscy mówią, że jeździsz jak centaur.Lepszych jeźdźców widziałem na wózku straganiarza!-Zgubiłam wodze - szepnęła.-Zgubiłaś wodze? Cholera! Kłusownicza pułapka nie jest odpowiednim miejscem, żeby gubić wodze.A może twój instruktor jazdy konnej nie nauczył cię tego?-Kłusownicza pułapka? - Zamrugała oczami, zmieszana i zdezorientowana.- Tak.Wnyki zastawione przez kłusownika.Cholerna sarnia ścieżka jest najeżona po bokach ostrymi kolcami.Gdybyś spadła z konia.– Jego oczy lśniły, kiedy spoglądał nad jej głową.Głos brzmiał groźnie.Zacisnął szczękę pod niebie skoczarnym cieniem zarostu.- Co ty tu, do diabła, właściwie robisz?- Stella.- Przypomniała sobie nagle.Odepchnęła się od jego piersi, usiłując się uwolnić z mocnego uścisku.- Stella!W odpowiedzi rozległo się rozpaczliwe wycie.- Proszę! - Złapała go za ramiona.Pod palcami poczuła kłęby mięśni.- Proszę.Jest ranna.Słyszysz?123Spojrzeli sobie w oczy.Postawił ją na ziemi, jedną ręką nadal trzymając za nadgarstki.- Pójdę.Poczekaj tutaj.Trzymaj wodze.Nie wypuszczaj ich z rąk.Odszedł, poruszając się z wdziękiem kota pod baldachimem liści, i zniknął w płaskim kręgu słonecznego światła.Kolejne chwile, znaczone nerwowymi uderzeniami serca, przeciągały się w nieskończoność.Gałązka trzasnęła w pobliżu i stadko kuropatw wzbiło się do nieba, wprawiając w drżenie powietrze pod skrzydłami.Rhiannon czekała.Żałosne skomlenie kazało jej podejść tak daleko, jak pozwalały na to wodze, które więziły ją przy pokrytym pianą wierzchowcu Asha.-Ash! - Koń parsknął, przestraszony nagłym dźwiękiem, i zatańczył, cofając się.-Ash!-Tak.Na ścieżce ukazała się ciemna, męska postać.Wyłoniła się ze światła, niosąc w ramionach wielkie zwierzę.Rhiannon przywiązała wodze do młodego drzewka i pomknęła dróżką, nie zwracając uwagi na wydane ostrym głosem polecenie Asha, żeby zostać.Prawie do niego dobiegła, kiedy zobaczyła krew.Tworzyła szkarłatną obrożę na szyi psa i plamiła sierść na grzbiecie.Jedna tylna łapa zwisała bezwładnie.- Stella - szepnęła.Suka podniosła bursztynowe, pełne bólu oczy i zawyła.Rhiannon pogłaskała ostrożnie jedwabistą głowę i wsunęła palce w miękką sierść.Jej dłonie zaczerwieniły się od krwi.-Co się stało? - spytała.-Była w środku pułapki.Nie mogła wyjść - odparł Ash [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl