[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prasowe życie nie zawsze toczyło się gładko.–Temat jest twój, ale uważaj, co chcesz powiedzieć.Jedno jest pewne, ktoś złamał prawo, Ryan wszystko zatuszował, a na dodatek wyszedł z tego pachnący jak niewinna róża.Chcę, żebyś o tym napisał.– Saddler wstał.– Ja muszę siadać do wstępniaka.* * *Darjaei ledwie wierzył swoim oczom i uszom.Trudno było wybrać lepszą porę.Za kilka dni miał wykonać następny krok w kierunku ostatecznego celu, a ofiara sama posuwała się na skraj przepaści.Teraz wystarczyło jej tylko odrobinę dopomóc i…–Czy nie ma w tym jakiegoś podstępu? Wszystko wygląda aż za pięknie.–Raczej nie – odparł Badrajn.– Na wszelki wypadek zasięgnę tu i ówdzie informacji, i jutro rano przedstawię raport.–Jak to możliwe?Ajatollah najwyraźniej nie mógł wyzbyć się podejrzeń.–Czy pamiętacie, wasza świątobliwość, co mówiłem o lwach i hienach? W Ameryce to sport narodowy.Nie ma w tym żadnego podstępu.To nie w ich stylu.Ale, jak mówię, upewnię się.Mam swoje metody.–Zatem do jutra.34WWW.TERROR.ORG Tak czy owak czekało go dużo pracy.Znalazłszy się u siebie, Badrajn uruchomił komputer.Poprzez superszybki modem i łącze światłowodowe połączył się z ambasadą irańską – teraz ZRI – w Pakistanie, a stamtąd z Londynem, skąd można już było wejść do Internetu bez obawy wyśledzenia.Obecnie prawie niemożliwe stało się to, co dawniej było chlebem powszednim służb kontrwywiadowczych i antyterrorystycznych.Miliony ludzi miały dostęp do produkowanych w całym świecie informacji, a potrzeba było na to znacznie mniej czasu niż zabrałoby samo dotarcie do samochodu, który dopiero podwiózłby do najbliższej biblioteki.Na początek przegląd prasy: od „Timesa” w Los Angeles do „Timesa” w Londynie, z Waszyngtonem i Nowym Jorkiem jako stacjami pośrednimi.Historia była wszędzie ta sama – w WWW pojawiła się szybciej niż w wersjach drukowanych – natomiast różniły się odrobinę artykuły redakcyjne.Daty podawano wszędzie nieprecyzyjnie, ale czuło się, że o coś naprawdę chodzi.Wiedział, że Ryan był agentem wywiadu, wiedział, że szanowali go Brytyjczycy, Rosjanie i Izraelczycy.To, o czym rozpisywały się teraz gazety, pozwalało zrozumieć przyczyny tego szacunku, zarazem jednak odrobinę zbiło z tropu Badrajna, co zapewne zaskoczyłoby jego zwierzchnika.Wydawało się, że Ryan może być bardziej niewygodnym przeciwnikiem niż Darjaei zakładał.Nie tracił głowy w najbardziej gorących momentach, a takich ludzi nie należało lekceważyć.Nie ulegało wątpliwości, że Ryan znalazł się teraz na nie znanym sobie terenie, co jasno wynikało z informacji prasowych.Kiedy Badrajn przeskakiwał od jednej strony z wiadomościami krajowymi do drugiej, na ekranie pojawił się zupełnie świeżutki wstępniak, który domagał się zbadania przez Kongres działalności Ryana w CIA.Nota rządu kolumbijskiego w gładkich dyplomatycznych zwrotach domagała się wyjaśnień, a to mogło oznaczać początek następnego sztormu.Jak Ryan poradzi sobie z tymi oskarżeniami i żądaniami? Badrajn musiał przyznać, że nie potrafi odpowiedzieć na to pytanie, co pogłębiło jego niepokój.Skopiował najważniejsze artykuły i przystąpił do pracy.Specjalna strona Internetu poświęcona była imprezom handlowym w Stanach Zjednoczonych, zapewne przeznaczona dla, jak to się kiedyś nazywało, komiwojażerów.No cóż, o coś takiego właśnie mu chodziło: dostawa towaru.Trzeba było tylko wybrać odpowiednie miasta.Okazało się, że każde centrum targowe miało własną stronę, na której dumnie wychwalało swe zalety.Niemal wszystkie zamieszczały plany i porady, jak najsprawniej dojechać; wszystkie – numery telefonów i faksów.Wybrał dwadzieścia cztery miejscowości; cztery ponad plan, na wszelki wypadek.Jego agenci nie mieli czego szukać na wystawie bielizny damskiej, chociaż… Najlepsze były targi odzieżowe, prezentujące kolekcje zimowe – chociaż do Iranu nie zawitało jeszcze nawet lato – oraz salony samochodowe.Producenci najróżniejszych wozów prezentowali swe towary jak Ameryka długa i szeroka.Niczym cyrk objazdowy, pomyślał, a to natychmiast nasunęło nowy pomysł.„Cyrk”.Wybrał odpowiednią stronę, ale – niestety.O kilka tygodni za wcześnie na takie imprezy.Szkoda, prawdziwa szkoda.Niech więc będą targi samochodowe.I inne.* * *Członkowie grupy drugiej byli już teraz bardzo ciężko chorzy i nadszedł czas, aby skończyć ich cierpienia.Mniej chodziło o miłosierdzie, a bardziej o skuteczność.Nie należało ryzykować zdrowiem personelu medycznego, który musiał się kontaktować z ludźmi skazanymi na śmierć przez prawo i naukę, dlatego też każdemu z nich – pod czujną kontrolą wpatrzonego w telewizyjne ekrany Moudiego – wstrzyknięto dużą dawkę dilaudidu.Nie upłynęło kilka minut, a wszyscy „pacjenci” byli martwi.Teraz zostaną powtórzone znane już działania, Moudi zaś pogratulował sobie w myślach, iż dobrze opracowane instrukcje nie doprowadziły do zarażenia kogokolwiek z personelu.W jakiejś mierze spowodowane to było jego bezwzględnością i w normalnym szpitalu rzeczy nie ułożyłyby się może tak pomyślnie.To dziwny paradoks życia, że refleksje pojawiają się wtedy, kiedy jest już na nie za późno.Moudi z równym powodzeniem mógłby się starać zatrzymać bieg spraw, jak zmienić kierunek obrotu Ziemi.Sanitariusze zaczęli układać zwłoki na wózkach, wyłączył więc aparaturę; nie musiał oglądać tego raz jeszcze.Skierował swe kroki do laboratorium.Grupa laborantów umieszczała teraz „zupę” w pojemnikach zwanych przez obsługę termosami.Było ich wielokrotnie więcej niż wymagały potrzeby operacji, nadmiar był jednak w tej sytuacji wygodniejszy niż niedostatek, a poza tym – nigdy nie wiadomo, kiedy znowu trzeba będzie sięgnąć po zabójczy roztwór.Wykonane z nierdzewnej stali, która nie traciła swych właściwości w niskiej temperaturze, termosy miały pojemność trzech czwartych litra.Napełnione i zamknięte, były następnie spryskiwane płynem antyseptycznym, który zagwarantować miał to, że ich zewnętrzna powierzchnia pozostała nieskażona.Potem wózki powiozą je do umieszczonej w piwnicy chłodni, gdzie będą przechowywane w płynnym azocie.Wirusy ebola mogły tu trwać przez całe dziesięciolecia, zastygłe w temperaturze zbyt niskiej na to, by cokolwiek w nich się zmieniało, i oczekujące chwili, gdy znowu wystawione na ciepło i wilgoć będą mogły się rozmnażać – i zabijać.Jeden z termosów pozostał z laboratorium, umieszczony w kriogenicznym pojemniku, który na wieku wyświetlał informację o panującej wewnątrz temperaturze.Niejaką ulgę sprawiało mu to, ze jego rola w całym przedsięwzięciu wkrótce się skończy.Patrzył jak jego podwładni uwijają się przy pracy i zgadywał, że muszą ich nawiedzać podobne myśli [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl