[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wobec tego lepiej będzie wjechać nieco wyżej i znaleźć kawałek otwartego terenu, ale tak, żeby zbytnio nie zwracać na siebie uwagi.– Trzeba będzie kołować – powiedziała Tatiana – i w rezultacie narobimy więcej hałasu, niż gdybyśmy wjeżdżali na wzgórze prosto.– No, jak uważasz.Łazik zamruczał i ruszył przez zarośla.Zrobiło się jaśniej.Potem wóz zakołysał się i znalazł się na płaskim tarasie.Za iluminatorami rozciągało się niskie urwisko usiane norami świstaków.Stanęli.– Omal nie przejechałam świstaka – powiedziała Tatiana.– Wyskoczył mi gamoń wprost pod maskę.Nie zna przepisów ruchu drogowego.Pawłysz wyjrzał przez boczny iluminator i dostrzegł, jak z nory o jakieś pięć metrów od niego wysuwa się wąski, biały pyszczek z ryjkiem wyciągniętym jak do pocałunku.Malutkie czarne ślepka patrzyły z wyrzutem na pojazd.Ryjek był czarny od pokrywających go mrówek.Świstakowi przerwano posiłek.– Patrzcie – zawołała Tania – odpędzają małe!Przez polanę rozkołysanym krokiem biegł świstak.Przednie łapy majtały mu się nad brzuchem.Popędzał nimi w kierunku nory dwoje młodych, które opierały się i próbowały czmychnąć w bok, aby obejrzeć sobie z bliska dziwnego gościa.Wreszcie rodzicielowi udało się zapędzić latorośle do nory i zatkać ją swoim ciałem tak, że na zewnątrz sterczały tylko okrągłe, białe pośladki.– Pojedziemy dalej? – zapytała Tania.– Tak, one się nas boją.Wydostańmy się na płaski szczyt.Na górze roiło się od świstaków.Były ich tam całe setki.Na widok łazika porzucały swoje zajęcia, stawały słupka, a potem albo uciekały co sił w nogach, albo oddalały się z godnością.Nad świstakami unosiły się chmary komarów, ale zwierzaki nie zwracały na nie najmniejszej uwagi.Łazik przetoczył się przez niski grzebień i znieruchomiał na skraju rozległego, nagiego placyku, gdzie rosło gigantyczne, poskręcane przez wichry drzewo.20Placyk był pusty, ale najwyraźniej zamieszkały, bo gdzieniegdzie leżały na nim zwiędłe gałęzie i wielkie kule smoczego pomiotu.Ziemia była dokładnie udeptana.„Wielka szkoda – pomyślał Pawłysz – że wyprawa dotarła tu w porze deszczowej.Ulewy spłukały z naszego wzgórza wszystkie te rzucające się w oczy ślady czyjegoś siedliska".– Smocza jama – powiedział Leskin z dziwnym naciskiem w głosie.– Mógłby pan schować pistolet – zwrócił się do niego Pawłysz.– Nie będę strzelał bez potrzeby – w głosie Leskina zabrzmiało ostrzeżenie, jakby Pawłysz chciał oddać jego towarzyszy na pożarcie smokom, a on był jedynym ich obrońcą.– A co z humanizmem? – zapytała Tania.– Wszystko w granicach rozsądku – odparł Leskin ze śmiertelną powagą.Pawłysz odsunął boczny właz.– Komary nalecą – ostrzegł Jim.– Wątpię.– Spójrzcie – powiedziała Tatiana.– Tam, pod drzewa.W zagłębieniu między korzeniami leżały na podściółce z gałęzi trzy okrągłe jaja o średnicy co najmniej pół metra.– Tatiana, podjedź tam – rozkazał Leskin.– Co pan zamierza?– Doktorze, proszę się nie wtrącać! – wybuchnął Leskin.– Dość już słusznych słów i rozumnych działań.Pańscy ulubieńcy są krwawymi drapieżcami, którzy zawsze będą zagrażać ludziom.Jeśli można zmniejszyć liczbę tych stworów, trzeba koniecznie to zrobić!– To mi wygląda na atak histerii.– Pawłysz starał się mówić spokojnym tonem.– Usiłuje pan zrównać się z miejscowymi zwierzętami i zaprowadzić porządek w ich świecie z pozycji siły.– Nie w ich świecie! W naszym świecie! Ten świat już nigdy nie będzie taki, jakim był przed zjawieniem się człowieka.Musimy uczynić ten świat wygodnym i bezpiecznym dla ludzi.Pawłysz zerknął na Jima i Tanie.Po czyjej są stronie?– Leskin niczego w ten sposób nie osiągniesz – powiedział Jim.Astronom opuścił pistolet.Wybuch minął, ale pozostał niesmak po niepotrzebnej sprzeczce.Tatiana, usiłując rozładować napięcie, powiedziała:– Weźmiemy sobie jedno jajko? Największe we wszechświecie.Muzea nie wybaczą nam, jeśli tego nie zrobimy.– Może następnym razem? – zapytał Pawłysz, ale bez szczególnego przekonania.Łazik podjechał do drzewa.Pawłysz zerknął na Leskina, który siedział spokojnie, ale unikał jego wzroku.Pawłysz wysunął się z włazu i popatrzył w górę.Niebo było czyste.– Proszę się nie lękać – powiedział Leskin – w razie czego osłonię pana.Pawłysz zeskoczył na wydeptaną ziemię.Leskin wyszedł za nim i zatrzymał się, przyciskając się plecami do karoserii.Pozornie pogodził się z sytuacją, ale Pawłysza nie opuszczało wrażenie, że astronom czeka na byle pretekst, aby otworzyć ogień.„Musimy zaraz stąd odjechać" – pomyślał.Podniósł najbliższe jajo i podał je Tani.Jajo było ciężkie i śliskie.– Spójrzcie, jakie urocze maleństwo! – Tatiana wysunęła się do pasa z górnego włazu.Przez placyk w kierunku łazika dreptało świstaczątko.Wyciągnęło ryjek, rozcapierzyło łapki i w ogóle było uosobieniem ciekawości.– Weźmy go ze sobą! – zawołała Tatiana.Pawłysz ruszył w stronę świstaka, ale natychmiast znieruchomiał.Tuż za świstaczątkiem w kierunku drzewa spokojnie szedł szary smok.Leniwie przestawiał łapy i powłóczył skrzydłami po ziemi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Sandemo Margit Saga O Ludziach Lodu Tom 19 Zęby Smoka
- I Harry Potter i Bractwo Smoka
- Cabot Meg Bezpieczne miejsce
- Bulyczow Kiryl Ludzie jak ludzie
- Bulyczow Kiryl Dzikusy. Biale skrzydla kopcius
- Bulyczow Kiryl Jak zostac pisarzem fantasta id
- Bulyczow Kiryl Pole bitewne z lotu ptaka
- Bulyczow Kiryl Pieriestrojka w Wielkim Guslarz
- Bulyczow Kiryl Nowe Opowiadania Guslarskie
- Cotton Malone #2 Zagadka aleksa Seve Berry (2)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- marcelq.xlx.pl