[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Alicja spojrzała przez szybę i natychmiast wszystko zrozumiała.Na platformie sytuacja zdecydowanie się zmieniła.Polina i Yudzo opadli na kamienie, a Posejdon stojąc na skraju platformy patrzył, jak osuwają się w przepaść, znikają pazury i macki smoków.To jasne – ciążenie zmusiło smoki do powrotu na dno przepaści.– Jest pan genialny! – Alicja podbiegła do profesora i objęła go.Chciało jej się płakać, ale czy można płakać w skafandrze? Jak wytrzeć łzy?– A teraz – polecił profesor – proszę natychmiast wypuścić moich przyjaciół.– Nie ma mowy – odparł czarny Gospodarz.– Tak czy owak muszą zginąć.– Zastanów się – spokojnie rzekł na to profesor.– I tak rozbijemy szybę, gdy tylko znów zmniejszysz ciążenie.Rozbijemy ją również w przypadku, gdyby twoje roboty usiłowały wyważyć drzwi.Owszem, zginę.Ale jestem starym człowiekiem i swoje już przeżyłem.Chętnie oddam życie w obronie mego syna i przyjaciół.Ty tego nie potrafisz zrozumieć.Moi przyjaciele są w skafandrach.Pozostaną przy życiu.Zginę tylko ja.i wszyscy twoi Aszyklecy.Popatrz na nich.Przyjrzyj im się po raz ostatni.– Nie mogę do tego dopuścić – oświadczył czarny Gospodarz.– Utracę wówczas sens mego istnienia.– Wiem – odparł profesor.– I jest mi wstyd, że mała dziewczynka Alicja pierwsza wpadła na myśl, jak sobie z tobą poradzić, morderco.Przecież to takie proste.Aszyklecy z trudem wytrzymywali ciążenie ziemskie.Czołgali się, jęcząc, po podłodze.– Spiesz się – powiedział Komura.Gospodarz nic nie odpowiedział.Ekran zgasł.Ale zrobiło się lżej – przyciąganie się zmniejszyło.Zaczęli podnosić się z podłogi obrażeni Aszyklecy.Niektórzy spieszyli od razu do szyby, żeby popatrzyć, co tam się dzieje.Czekało ich jednak rozczarowanie – drzwi na platformę otworzyły się niechętnie i Posejdon pomagając chłopcu i Polinie wyprowadził ich stamtąd.W drzwiach obejrzał się.Jego głowa, która mogła obracać się wokół osi, wykonała pełny obrót – jak gdyby Posejdon chciał zapamiętać tę otchłań ze wszystkimi szczegółami.– Teraz – powiedział profesor i Alicja ze zdumieniem pomyślała, jak mogła go wziąć za staruszka – przecież to energiczny mężczyzna w pełni sił – teraz zabierz swoje sługi i wpuść tutaj moich przyjaciół.– Nie, najpierw wy stąd wyjdziecie – odpowiedział głos.– Zagrażacie moim Aszyklekom.– Aszyklecy stanowią dla nas jedyną gwarancję przeżycia – odparł Komura.– Dlatego nie mogę niczego obiecać, dopóki nie mam obok siebie pozostałych więźniów.Nastąpiła chwila oczekiwania.Aszyklecy zrozumieli, że przedstawienie zostało przerwane.Niektórzy sterczeli jeszcze przed szklaną ścianą, wpatrując się w ciemną otchłań, widocznie w przekonaniu, że po prostu przegapili ów błogi moment, gdy ofiary znikają w przepaści, inni tłoczyli się przed drzwiami czekając, aż ich wypuszczą.Jeden Aszyklek, całkiem jeszcze młodziutki, podszedł do Alicji i zaczął skubać jej rękaw.Był tego wzrostu co ona i gdyby nie bladość, umykające spojrzenie zwierzęcia i zaniedbany wygląd, byłby całkiem znośnym wyrostkiem.Uświadamiając to sobie, rozumiejąc, że nie ponosi on winy za to, że jego dziadkowie i babcie zgodzili się zostać panami i zarazem niewolnikami, Alicja nie odganiała go, lecz cierpliwie pozwalała, by jego ciekawe palce obmacywały tkaninę skafandra.Zapukano do drzwi.Trzykrotnie.Dobiegł ich głos Posejdona:– Wpuśćcie nasz pułk.Wrócił z pierwszej linii i pragnie odpocząć.Alicja podbiegła do drzwi, odsunęła zasuwę i więźniowie weszli do środka.Yudzo zobaczył ojca i skoczył ku niemu.Profesor chwycił syna w objęcia.Ekran znów zapłonął.I znów pojawił się na nim Gospodarz.– Spełniłem twoje warunki – oświadczył.– Teraz wy musicie stąd odejść i zostawić w spokoju Aszykleków.– Tak się o ciebie bałem, ojcze – powiedział Yudzo nie zwracając uwagi na słowa Gospodarza.– Zachowywałeś się jak na prawdziwego mężczyznę przystało – pochwalił syna profesor Komura.– Czekam! – ponaglał Gospodarz.– Poczekasz sobie – odparł Komura.– Musimy się naradzić.Zwrócił się do Poliny:– Jak się pani czuje?– Dobrze, o mnie proszę się nie martwić.Gdyby nie Posejdon, dawno już byłoby po nas.– Spełniłem mój obowiązek – odparł robot.– Ale dlaczego nas wypuszczono? Coście wykombinowali?– To był pomysł Alicji – powiedział profesor.– Będę jej za to wdzięczny do końca życia.Kiedy ja wpadłem w czarną rozpacz, jej zaświtała zbawienna myśl, że roboty może powstrzymać wyłącznie zagrożenie życia Aszykleków.Udaliśmy więc, że zamierzamy roztrzaskać szybę.– Udaliście? – spytał Gospodarz, który przysłuchiwał się rozmowie.– No, nie całkiem tak – odrzekł Komura.– Gdyby to nie pomogło, rozbiłbym szkło.– I zginąłby pan?– Tak.Zginąłbym.– Nie dopuściłabym do tego – powiedziała Alicja do Poliny.– Poza tym mieliśmy z profesorem rację.Tak świetnie prowadził pertraktacje z robotami, że musiały się poddać.– Nie poddaliśmy się i nigdy się nie poddamy – odparł Gospodarz.– Zamilcz – przerwał mu Posejdon.– Przeszkadzasz ludziom w rozmowie.Kiedy będzie trzeba, wezwiemy cię, morderco.– Aż tobą w ogóle nie życzę sobie rozmawiać, ty blaszana puszko – rozzłościł się nagle Gospodarz.– I tak cię uśmiercę.Nie wymkniesz się stąd.– Wcale to nie takie pewne.Choć, szczerze mówiąc, z miłą chęcią rozebrałbym cię na części.– Słuchaj, robocie – powiedział profesor Komura – pozostaniemy tutaj razem z Aszyklekami, dopóki twoi słudzy nie naprawią jednego z naszych statków i nie zwrócą wszystkiego, co z niego zrabowali.Wtedy odlecimy.– To niemożliwe – odparł Gospodarz po chwili namysłu.– Przedmioty zabrane z waszych statków są popsute albo zostały wykorzystane.Nie odlecicie stąd.– Nie kłamiesz? – spytał profesor.– Nie potrafię kłamać – odrzekł Gospodarz.– Nie muszę zniżać się do takich ludzkich małostek, jak łgarstwo.Aszyklecy stłoczyli się dookoła, popiskując, jak gdyby prosili, by ich wypuścić.Posejdon huknął na nich, a oni rozbiegli się na wszystkie strony.– Dobrze – powiedział profesor.– Dopóki nie znajdziemy jakiegoś wyjścia, musimy pozostać tutaj.– Wykluczone! – zawołał Gospodarz.– Aszyklecy będą głodni, denerwują się, mogą zachorować [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl