[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cóż to za przesąd, zaiste,Ba, urągowisko czyste,Ta niby prawda utarta,Że tylko młodość coś warta.Przypomnij sobie, człowieku,I czym ty byłeś w tym wieku?Ot, pędziwiatr, dureń młody,Ślepe narzędzie przyrody,Wszędzie gotowe po troszeWściubić te swoje trzy grosze:W szaleństwie gorszy od źwirząt,Wprost już nie człowiek, lecz przyrząd!I co taki wie o świecie,O życiu, czy o kobiecie?Czy w tym pustym łbie się mieści,Co znaczy powab niewieści?Ta harmonia niesłychana,Po to od Boga jej dana,By iść przez świat niby święta,Uwielbiana i nietknięta,Obca wszelkim ziemskim szałom,Wieść ludzkość ku ideałom!Czy taki młokos to czuje,Czy zrozumie, uszanuje?On, co żyje jedną chętką:Dużo, byle jak i prędko.Inna rzecz, gdy już w nas cudnieNieczystość wszelka wychłódnie.Wówczas, ach, wówczas dopiero,Wraz z tą najpiękniejszą erą,— Wielu z panów mi to przyzna —Żyć rozpoczyna mężczyzna:Gdy z płci swojej niewolnikaZmienia się w pana, w zwierzchnika;Gdy wolny od grubszych robótDuch zażywa pełni swobód.Czy zrozumie młoda głowa,Co to na przykład rozmowa?Gdy dwie płcie, zgoła odmienne,Wymieniają myśli cenne;Słowo z słowem igra, skrzy się,Fruwa jak piłka w tenisie,Czasem leciutko dotykaMisternego dwuznacznika,To paradoksem się mieni,To liczko wstydem spłomieni;Któż mistrzem w takiej rozmowie?Tylko dojrzali panowie.A młody? głupie to, płoche,Tylko pobrudzi pończochę,Bąka coś, pożal się Boże,To znów kwaśny, nie w humorze,Jedna myśl go ściga wszędzie:Będzie.z tego, czy nie będzie.Nigdym pojąć nie był w stanie,Jak to może bawić Panie.Słowem, nie przesadzę wcale:W podróży, czy w kryminale,Przy pracy, czy przy zabawie,W każdej sytuacji prawie,Czy przy politycznej misji,Czy w teatralnej komisji,Wiek dojrzały ma, bez blagi,Tak oczywiste przewagi,Że życzę wam, bracia mili,Byście go rychło dożyli.Zdarzenie prawdziweSiedząc żałośnie nad bakiem,Dumałem o życiu takiem:Żeby to tak było można,By każda chęć płocha, zdrożnaByła ode mnie odległa,By myśl moja zawsze biegłaKu zacności, ku dobremuI służyła tylko jemu.I wciąż bym się doskonalił,Tak żeby mnie każdy chwalił.Ale, jak to zwykle bywa,Że krótko trwa chęć poczciwa,Jakoś mi to potem przeszłoI co gorsza się obeszło.W KarlsbadzieMarzyło mi się we śnie,Że byłem ptaszkiem małym:Wstawałem bardzo wcześnie,Zarówno z dzionkiem białym;W czyściutkim, jasnym zdrojuPluskałem dzióbek potemI w adamowym strojuGrzałem się w słonku złotem.Robaczków drobnych kilkaTo było me śniadanko,A potem — szczęścia chwilkaZ samiczką, mą kochanką.I żyłem rad ogromnieWśród lubych tych igraszek,I każdy mówił o mnie:Cóż to za miły ptaszek!Tak mi się w nocy śniło,Nim sen mi umknął z powiek,I bardzo mi niemiłoZbudzić się jako człowiek.*Jeszcze na dworze szaroA już, jak dobra wróżka,Dziewczę niemiecką gwarąZa łeb mnie ciągnie z łóżka.«Herr Doktor! schon ist sechse[31]»Mówi, ściągając koce,«Hol’ Teuf’l dich, alte Hexe[32]»,Z wdzięcznością jej mamrocę.O, biedne moje kości,Zgiąć was się próżno silę.O, biedna ty ludzkości,I za cóż cierpisz tyle!Gdzieżeś jest, gdzieś niebogo,Młodości ma kochana,Gdym władał każdą nogąJuż od samego rana!Gdym stąpał lewą, prawą,I myślał w mym obłędzie,Że to me święte prawo,Że to tak zawsze będzie!*Słoneczko pierwsze cienieLedwie na ziemi kładzie,A ja już me cierpienieWlokę po promenadzie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl