[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Bardzo dziękuję, Andy, z największą przyjemnością przyjmuję zaproszenie – odpowiedziała.– Monto chce tu przyprowadzić dzisiejszego wieczora swoją bandę – oznajmił siostrze Colm.– I co mu powiedziałeś? – Caroline w jednej chwili ogarnął niepokój.– Oświadczyłem, że wszystkie miejsca są zarezerwowane.– Och, nie!– Poradził mi, żebym zamienił słowo z tobą.Zapowiedział, że zatelefonuje później, aby sprawdzić, czy przypadkiem nie zwolnił się jakiś sześcioosobowy stolik.– Przyjmij go, Colmie.– Dlaczego? Denerwuje cię jego obecność.I nie musimy zarabiać na tych sześciu chłopcach, którzy jak zwykle zamówią mocno wysmażone befsztyki oraz kilka kolejek podwójnego dżinu.– Proszę, zgódź się, dobrze?– Ogarnia mnie przerażenie, gdy widzę, jak bardzo się go boisz.– Spojrzał w jej duże, smutne oczy z wyrazem ogromnego współczucia i dostrzegł zbierające się w ich kącikach łzy.– Pomimo to wysłucham twojej prośby.Który stolik będzie najmniej widoczny, jak sądzisz?Uśmiechnęła się blado.– Czy sądzisz, że zachowywałabym się w stosunku do niego w taki sposób, gdyby było inne rozwiązanie?– Dobrze wiesz, że jest.– Daj spokój, rozmawialiśmy o tym tysiące razy.– Przykro mi, kochanie.– Objął siostrę, a Caroline położyła mu głowę na ramieniu.– Nie powinno być ci przykro.Zrobiłeś dla mnie wszystko, co było możliwe: uratowałeś mi życie.Wciąż trzymając siostrę w objęciach, poklepał ją po plecach.W tej samej chwili dobiegł go z tyłu wesoły głos Orli King:– Witajcie wszyscy.Pomyślałam, że wpadnę przed umówioną godziną, ażeby przedstawić mój repertuar.Widzę jednak, że przyszłam nie w porę.Matka Bernadette postanowiła, że nauczy Briana grać w szachy.– Czy to bardzo skomplikowane? – spytał podejrzliwie chłopiec.– Nie, zrozumienie zasad jest stosunkowo proste.Najtrudniej jest zostać dobrym graczem.W ciągu pół godziny przyswoisz sobie reguły tej gry i zapamiętasz je na całe życie.– W porządku – zgodził się Brian.– Czy ty też chcesz zgłębić tajniki szachów, Annie?– Dziękuję, Finolo, ale jeśli nie masz nic przeciwko temu, wolałabym się tym nie zajmować.– Jak sobie życzysz.Pani Dunne przewidziała tę odmowę.Nastolatce nie mogła się spodobać perspektywa jakiegokolwiek zajęcia wspólnego z młodszym bratem, a poza tym czułaby się nielojalna wobec matki.Bernadette miała rację: Annie rzeczywiście była skomplikowanym dzieckiem, a niespełna piętnaście lat Finola uważała za najgorszy na świecie wiek dla dziewczyny.Danny i Bernadette wraz z Barneym McCarthym uczestniczyli w spotkaniu z potencjalnymi inwestorami nowego projektu budowlanego.Nie przebiegało ono zbyt pomyślnie.Biznesmeni zadawali dociekliwe pytania o wcześniejsze spłaty kredytów i chcieli znać zbyt wiele szczegółów dotyczących dokumentacji budowlanej.Bernadette milczała i z szacunkiem przenosiła zaciekawione, lecz pozbawione zrozumienia spojrzenie na poszczególnych uczestników dyskusji.Ria dodałaby rozmowie nieco lekkości i być może za sprawą żony owa prowadząca donikąd wymiana zdań na temat hipotetycznego przedsięwzięcia stałaby się mniej nerwowa.Kiedy wstali z miejsc i zamierzali się rozejść, Danny był już bardzo zmęczony.– Może pójdziemy razem do „Quentina”? – zaproponował Barney.– Dziękuję, ale wybieramy się na planowaną od dawna rodzinną kolację.– Trudno.Pomyślałem, że odprężylibyśmy się nieco, gdybyśmy wpadli na Tara Road na drinka, wzięli prysznic, a potem we dwóch wybrali się dokądś, aby w spokoju rozwiązać finansowe problemy tego świata.– Owszem, to byłoby niezłe.Nagle spojrzeli po sobie spłoszeni.Obaj zapomnieli o tym, że Danny nie mieszka już w domu przy Tara Road.Być może właśnie ów fakt skłonił Danny’ego do powrotu przez swoją dawną ulicę.Musiał nadłożyć niewiele drogi, aby przejechać po dobrze znanej okolicy.Kiedy spojrzał w stronę budynku, który kiedyś był jego domem, dostrzegł wysoką i szczupłą kobietę o sylwetce sportsmenki.Miała na sobie ciemne dżinsy oraz białą koszulę i była dość atrakcyjna.Wykopywała zapamiętale zdziczałe krzewy w ogrodzie od strony ulicy.Na wyasfaltowanym podjeździe przed domem leżała rozłożona olbrzymia plastikowa płachta, na którą kobieta odkładała wszystkie wykarczowane rośliny.– Co ona, do diabła, sobie wyobraża? – żachnął się Danny i gwałtownie zwolnił.– Nie zatrzymuj się, Danny.– Głos Bernadette był opanowany, lecz stanowczy.– Muszę! Ona zamierza kompletnie zniszczyć mój ogród.– Odjedź kawałek dalej, żeby cię nie zobaczyła.– A niech mnie zobaczy! Przysięgam na Boga, że nie puszczę jej tego płazem!Pojechał jednak dalej i zahamował dopiero przed domem Rosemary.– Nie idź tam, gdy jesteś wzburzony.– Ależ ona jest gotowa powycinać wszystkie drzewa! – zaprotestował Danny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl