[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gronko więc się zmniejszyło.Zofia nie domyślała się powodu.Salusia nie śmiała jej tego powiedzieć.A gdyby nawet była powiedziała, Zofia nie byłaby pojęła, jak mogą rodzice nie chcieć, aby ich dzieci były po katolicku wychowywane.Zofia bowiem była ultrafcatoliczką i nie pojmowała życia bez Kościoła katolickiego.W czasie kiedy się nasza powieść rozpoczyna, ochronka istniała już trzy miesiące.Salusia pomagała w niej zakonnicom, a w niektóre dnie, gdy Zofia miała czas przybyć do parku, brała od niej lekcje śpiewu, w czym znakomite robiła postępy.Dzisiejszy dzień stanowił wyjątek.Zamiast śpiewem obie zajęły się układaniem bukietu dla solenizanta, do którego kwiatów dostarczył im baron z pałacu, nie wiedząc, rozumie się, dla kogo były przeznaczone.Najpiękniejsze róże zrabował ogrodnik z ogrodu, by dogodzić panience, którą bardzo lubił.Zofia sama układała bukiet.Salusia pomagała jej w tej pracy.— I pięknym jest ten wasz pan? — spytała wśród zajęcia Salusi.— O, piękny, panienko! bardzo piękny.W oczach u niego tyle łagodności i dobroci, że człowiekowi się chce do nóg mu rzucić za to, że tak dobrze mu z oczu patrzy.On takie ma oczy dobre, jak panienka.Wy byście się nadali oboje.Zofia zarumieniła się z powodu tej naiwnej uwagi dziewczyny i udała, że jej nie słyszy.— Cóż będziecie robili na tej uroczystości? — spytała po chwili.— A cóż.będą się bawić, tańcować.— A ty nie będziesz tańcować?— Nie wiem.Ale ja wolałabym patrzeć na niego.— Dziwna jesteś, moja Przytulijlko.Mówisz o nim jak o jakim świętym.— Bo też on świętym dla mnie, panienko, od czasu, jak mi uratował życie.Ja wtedy miałam go prawie za Boga samego.— Bluźnisz, Salusiu — odezwała się surowo nieco Zofia, zgorszona tym porównaniem.— Nie bluźnię, panienko — odparła dziewczyna — bo czyż to nie sam Bóg zesłał mi go wtedy? Kiedy sobie wspomnę tę chwilę okropnego strachu, gdy za plecami czułam już gorący płomień, który miał mnie zaraz ogarnąć, a przed sobą widziałam ludzi cofających się z przerażeniem ode mnie i czytałam w ich oczach, że już nie ma dla mnie nadziei, że muszę zginąć; aż tu nagle on zjawił się i iposkoczył na ratunek.o! panienko, wtedy nie mogę mówić o tym człowieku inaczej, tylko że mi go Pan Bóg zesłał.W głosie jego zdawało mi się wtedy słyszeć głos Pana Boga samego.Dziewczyna mówiła te słowa ze łzami w oczach i z takim zapałem i zachwytem, że on udzielił się i słuchającej, i ona czuła uwielbienie dla nieznajomego.Starała się otrząsnąć z tego wrażenia i odezwała się wesoło:— Twój wybawca został dostatecznie za swój czyn nagrodzony, bo pozyskał w tobie protektorkę dla siebie.Kto cię słucha musi mimo woli kochać go.— I bez mego gadania kocha go wielu, bo on każe się kochać swoim postępowaniem.Niedawno jak przybył, a już tyle dobrego zrobił.Pozaprowadzał ulepszenia w domach robotników, urządził parową pralnię, za co go wszystkie kobiety błogosławią; w kuźnicach.posprawiał kamienne zasuwy do pieców, przez co robotnicy nie piętką się jak dawniej i nie tracą wzroku od gorąca.Zgoła, gdzie stąpnie, wszędzie rad by ludziom pomóc, ulżyć im pracy, uprzyjemnić życie.— Zaczynasz mnie coraz więcej rozciekawiać, moja droga.Mam ogromną chęć poznać tego dobroczyńcę waszego.— O! warto, panienko.Takich ludzi nie co dzień się spotyka.On by się panience bardzo spodobał.Zofia wybuchnęła szczerym śmiechem.— Może byś mnie i wyswatała za niego? Dziewczyna posmutniała na te słowa i rzekła poważnie:— To nie.— Czemu? Czy byłabyś zazdrosną o niego?— Dla panienki? O! uchowaj minie Boże.Ale mój ojciec raz po pijanemu spytał mnie, czy panienka nie ma jeszcze narzeczonego.Ja powiedziałam, że nie.Wtedy ojciec mój powiedział: „To szczęście dla barona.Dzień, w którym ona będzie miała iść za mąż, będzie nie bardzo przyjemnym dla niego".Nie wiem dlaczego, ale przestraszyłam się bardzo tej groźby i boję się tej chwili.Ojciec mój nie mówi nigdy na wiatr.— Dziecinna jesteś.Ojciec twój plótł po pijanemu, sam nie wiedząc co.Cóż by mogło za nieszczęście przynieść wujowi zamęście moje? Chyba to, że się rozłączymy.Ale czyż to konieczne? Możemy się nie rozłączać wcale.Talk rozmawiając ukończyła Zofia bukiet.Bukiet był wspaniały i misternie ułożony.Przypominał rysunkiem aksamitne dywany.Na środku, wśród ciemnych bratków i róż, bieliły się z werben i gwoździków cyfry solenizanta.Zofia z upodobaniem i zadowoleniem spojrzała na bukiet; potem, dając go Salusi, rzekła:— No, masz; wybawca twój powinien być kontent z tego bukietu.Czy sama go będziesz oddawać?— O, sama! i do tego nauczyłam się kilku wierszy, które mi dał pastor.Boję się tylko, że nie będę śmiała mówić wobec niego i pomylę się.— Szkoda, że nie będę mogła widzieć tej uroczystości.Coraz więcej zbiera mnie chęć pójścia tam.— Ach, panienko złota! jakby to było dobrze! — zawołała ucieszona Salusia ściskając ją za nogi.— O, chodź, panienko!— To by było zabawne.Aleby mnie poznano.To się nie da zrobić.— Nikt nie pozna.Tyle będzie ludzi.Zresztą można się odziać chustką.— Albo przebrać za wiejską dziewczynę — rzekła Zofia, uradowana tym pomysłem.— To by było wyborne! Oryginalne! Prawda?Salusia nie odpowiedziała nic, ale w oczach jej jaśniała radość wielka.Całowała po rękach z uciechy swoją [protektorkę.— Ty będziesz przy mnie, to mi doda śmiałości — mówiła dalej Zofia.— I odprowadzę potem panienkę.— Tak.Więc dobrze, pójdę.Ale trzeba, żeby w pałacu nic o tym nie wiedziano.Baron nie pozwoliłby nigdy na coś podobnego.Po herbacie wymknę się niepostrzeżenie do parku z panną służącą.Mateusz odprowadzi mnie do furtki.A przy furtce ty będziesz czekać na mnie.Albo nie, to by było za późno.Napiszę do pałacu, że dziś herbatę pić będę z zakonnicami i wrócę później.Potem przyznam się wujowi do tego niewinnego kłamstwa i przeproszę go.To będzie najlepiej.Ty wracaj do domu, a o zmroku czekaj mnie przy furtce.XIPrzed mieszkaniem Schmidtów na podwórcu pozastawiano stoły, powbijano do ziemi gałęzie świerkowe, pozapalano lampy kolorowe.Podwórzec wyglądał jak świetny ogród.Wieśniacy z pobliskiej wioski, niewiasty i dzieci gęstym wiankiem otaczały go, oczekując z niecierpliwością rozpoczęcia tej niezwykłej uroczystości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Blazejewski Michal J.R.R. Tolkien, Powiernik Pieni
- Michal Tombak Czy mozna zyc 150 lat
- I9G1S1 Nadolny Michal Lab10
- Balucki Michal Mlodzi i starzy
- Balucki Michal Gesi i gaski
- Balucki Michal Gesi i gaski(1)
- Balucki Michal Bialy murzyn
- Balucki Michal 250000
- Antygona (2)
- Glen Cook Gorace zelazne noce (5)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- anielska.pev.pl