[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Obejrzał nagrobki, ołtarze, a w końcu zajrzał i do zakrystii, gdzie zastał księdza, z którym, jako z kolegą duchownym, wdał się w rozmowę o pobożności ludu, zwyczajach odpustowych i tym podobnych rzeczach.Wśród rozmowy zbliżyli się do stołu, na którym leżała otwarta księga parafialna.Ksiądz mimo woli rzucił na nią okiem, ale wnet z zajęciem wielkim spojrzał powtórnie na ostatnie wiersze świeżo napisane, uderzony nazwiskami, które mu wpadły w oczy.— To księga metryk — rzekł ksiądz miejscowy, widząc, że gościa zainteresowała.— A to zapewne niedawno wpisane? — zapytał proboszcz, pokazując palcem ostatnie wiersze.— Przed chwilą; jakaś polska familia dawała ochrzcić dziecko.Ksiądz pochylił się i przeczytał następujący napis po łacinie:Roku pańskiego tysiąc osiemset sześćdziesiątego, dnia osiemnastego, miesiąca maja, A.R.Józef Sigfert, wikariusz miejscowy, ochrzcił Feliksa Jana, prawego potomka Antoniego Sikorskiego i Jadwigi z Lipskich, małżonków, urodzonego w Dreźnie przy ulicy Małgorzaty pod liczbą 552, dnia 20 kwietnia tegoż roku.Rodzicami chrzestnymi byli Tomasz Rybarski i Anastazja Kasewicz.Ksiądz proboszcz nie wierzył oczom własnym, Antoni mężem Jadwigi, która, o ile wiedział, poszła za Zygmunta Sikorskiego i niedługo potem owdowiała? Tak przynajmniej mówiono w Zarzeczu.Od czasu jak przyszła tam nowina o śmierci męża Jadwigi, upłynęło zaledwie siedem miesięcy.Cóż więc znaczą te chrzciny? Dlaczego Antoni podał się za ojca tego dziecka?Im więcej rozmyślał nad tym, tym bardziej plątał się w domysłach, z których nie mógł nic pewnego wyprowadzić.Wiedział tylko, że nagłe zniknięcie Antoniego pozostawało w ścisłym związku z tymi chrzcinami, że chrzest sam wchodził także w zakres tej mętnej tajemnicy, a przypuszczał to na tej podstawie, że na ojców chrzestnych wzięto zaufanych domowników, Tomasza, kamerdynera, i Nastusię, służącą Jadwigi.Ksiądz miał nadzieję, że Antoni rozwikła mu tę tajemnicę, i postanowił się z nim zobaczyć.Numer domu, zanotowany w księgach metryk, ułatwił mu poszukiwanie.Wypisał go sobie, poszedł na ulicę Małgorzaty, szukając numeru 552.Nietrudno było znaleźć na małej uliczce dom, noszący ten numer.Był to niewielki dwupiętrowy domek, dość lichy i stary.Ksiądz zapytał odźwiernej, czy w tym domu mieszkają państwo Sikorscy z Polski?— Państwo Sikorscy? Nie — odrzekła kobiecina, potrząsając głową.— To być nie może — zaprotestował ksiądz — wszak tu jest numer 552?— Tak.— A więc w tym domu mieszkają z pewnością państwo Sikorscy.— Ależ miły Boże, toż przecież znam wszystkich lokatorów jak własną kieszeń.Żadni państwo tacy tu nie mieszkają.Mieszka tu jakiś student, podobno także z Polski, ale sam.— Jak się nazywa?— Sikorski — wykrztusiła baba z trudnością.— Antoni Sikorski? — podchwycił żywo ksiądz.— Tak, tak; mieszka w oficynie.— Czy można się z nim widzieć?— Teraz go nie ma.Jacyś panowie byli u niego przed chwilą i zabrali go.Ale on przyjdzie niezadługo, bo on mało kiedy wychodzi.— Skoro wróci, oddacie mu tę kartkę.To mówiąc, wręczył jej kawałek papieru, wyrwany z pugilaresu, na którym napisał adres mieszkania swego w Dreźnie i życzenie, aby Antoni był dziś u niego wieczorem koniecznie.Nie wątpił, że przyjdzie, i oczekiwał go u siebie.Ale Antoni wcale się nie pokazał.To księdza zdziwiło.Następnego dnia rano udał się znowu na ulicę Małgorzaty.Spotkał we drzwiach odźwierną, która ujrzawszy go, rzekła:— Na próżno idziecie, waszego Polaka już nie ma.— Jak to?— Wyjechał dziś rano pociągiem wiedeńskim.— Wyjechał?.a czyście mu dali moją kartkę?— Dałam; przeczytał ją zaraz i mocno się czegoś przestraszył.Musiał coś przeskrobać przeciwko wam.A taki się zdawał poczciwy.No! Wierz tu ludziom.— I nic nie kazał powiedzieć? Nie zostawił jakiej kartki do mnie?— Nie, nic.Ksiądz nie wiedział już, jak sobie to tłumaczyć.Nagła ucieczka Antoniego przed nim była dla niego czymś niezrozumiałym.Był prawie pewnym, że dowiedziawszy się o jego pobycie w Dreźnie, przybiegnie co prędzej; mógł się tego spodziewać, znając przychylność jego i dobre serce.Tymczasem Antoni po odebraniu jego kartki wyjechał albo prawdopodobnie ukrył się.Ale dlaczego?Tu już urywały się wszelkie domysły; jedyny klucz, jaki mógł mieć do tych tajemnic, co się mnożyły koło niego, zginął z wyjazdem Antoniego.Dał więc za wygraną i w parę dni potem wyjechał do wód.Nowe wrażenia i zajęcia wybiły mu z głowy to zdarzenie.Ale po powrocie do domu znowu mu się przypomniała ta historia.Jadwiga bowiem w tym czasie przyjechała także do Zarzecza do umierającej babki.Przyjechała z synkiem.O Antonim nie było wcale mowy.Ksiądz zaczął podejrzewać, że Antoni użytym został przez pułkownika za narzędzie do jakiejś intrygi, której przyczyny zrozumieć nie mógł, a że szło mu bardzo o los tego chłopca, do którego szczerze się przywiązał, i obawiał się, iżby nie stał się ofiarą tej intrygi, przeto postanowił bądź co bądź wyjaśnić tą sprawę i w tym celu udał się wprost do pułkownika, prosząc go o adres Antoniego, gdyż, jak mówił, chce do niego pisać w ważnym interesie.Pułkownik odpowiedział mu dość szorstko, że nie wie wcale, gdzie się Antoni obraca, że go to wcale obchodzić nie może, gdzie mieszka i co robi syn jego byłego oficjalisty; że dziwi się, skąd ksiądz przychodzi do tego, by u niego zasięgać podobnych wiadomości.Ta ostra odpowiedź oburzyła księdza, zwłaszcza, że wiedział, iż jest nieprawdziwą, i odrzekł pułkownikowi:— Syn oficjalisty mógłby być obojętną figurą dla pana pułkownika, ale mnie się zdaje, że Antoni jest czymś więcej dla pana.— Co ksiądz przez to rozumiesz? — spytał pułkownik surowo.— To — rzekł ksiądz, nie zmieszany groźną postawą pułkownika — że Antoni jest mężem córki pana.— Skąd ksiądz wiesz o tym? Kto to powiedział? — zawołał pułkownik gwałtownie, zrywając się ze stołka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl