[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.MARZYCKI.Ależ panno Joasiu.JOASIA.Ciocia także skarżyła się już na pana, że pan jesteś niegrzeczny.MARZYCKI (lekceważąco).Ach! ta ciocia.Gdybyś pani wiedziała jakich niegrzeczności — jakich po prostu oburzających wyrazów nagadała mi tam przed chwilą — nie broniłabyś jej pewnie.JOASIA.Ja nie widzę nic w tem tak niedorzecznego.MARZYCKI.Alboż pani wie — o czem mówiła ze mną?JOASIA.Rozumie się — że wiem.MARZYCKI (surowo).Wiedziałaś pani!? I zgodziłaś się na to? — Nie oburzyłaś się na podobne propozycye?JOASIA.Ciocia mówi, że to jest przyjęte w całym świecie.MARZYCKI.Tak — przyjęte tam — gdzie małżeństwo jest targiem — spekulacyą — ale ja nie spodziewałem się znaleźć tutaj coś podobnego.— Wierz mi pani — że gdybym chciał spekulować w tym względzie — pewniebym nie szukał żony w skromnym, wiejskim dworku.JOASIA.Chcesz pan przez to powiedzieć, że mi łaskę wyświadczasz — żeniąc się ze mną — pięknie — niema co mówić.MARZYCKI.Tego nie powiedziałem.JOASIA (rozdrażniona).Ale pan tak myślałeś z pewnością, a ja panu powiem, że łaski nie potrzebuję.— Jak pan nie masz chęci — to pana nikt nie zmusza.— Wolna droga.— Nie będzie pan — to będzie stu innych — (odchodzi na lewo).MARZYCKI (patrzy na nią zdumiony).Czy dobrze słyszałem?.Uszom własnym nie wierzę.„Nie będzie pan, to będzie stu innych".Więc wszystko jedno, ten czy ów?.A ja osioł myślałem.(Chodzi).O! Hulatyński prawdę mówił.(Bierze gwałtownie kapelusz i chce odchodzić zmierzając do środkowych drzwi).Scena siedemnasta.MARZYCKI, HULATYŃSKIHULATYŃSKI (wychodzi z lewej z drugich).Idziesz?MARZYCKI.Odjeżdżam.HULATYŃSKI.Na długo?MARZYCKI.Na zawsze.HULATYŃSKI (wstrzymuje go).Warjacie — co robisz? — a panna?MARZYCKI.Wszystko zerwane.— Miałeś słuszność, to nie dla mnie żona.— Bądź zdrów!HULATYŃSKI.Czekaj, jadę z tobą.(Bierze za kapelusz i biegnie za Marzyckim).Kurtyna spada.AKT III.(Ogródek wiejski — wgłębi ścieżka obsadzona krzaczkami agrestu równolegle do tylnej dekoracyi — za krzaczkami kilka drzewek.— Z lewej w głębi widać róg domu — z przodu lipa z ławeczką darniową lub kanapką drewnianą.— Między lipą a kulisą wisi hamak.— Z prawej strony na przedzie altana z brzeziny, zawita dzikiem winem — przed nią parę stołków — wewnątrz stolik i ławeczka).Scena pierwsza.JOASIA (wchodzi smutna z lewej).Już druga godzina, a jego jeszcze nie widać.No, ale przecież tego nie zrobi, żeby całkiem nie wrócił.Toby było okropne! Na samą tę myśl serce mi się ściska.Mój Boże, a mnie się dawniej zdawało, żeby mi to było wszystko jedno, czy ten — czy drugi.(Chodzi).Jak tu naprawić wszystko — jak go przeprosić? (Spostrzega wchodzącą Barbarę).Poradzę się mamy.— Mamusiu!.Scena druga.JOASIA, BARBARA, (potem) KŁOPOTKIEWICZBARBARA (rozglądając się po ziemi, po ławie pod lipą).Nie widziałaś ty tu gdzie moich kluczy od spiżarni?JOASIA.Nie mamusiu — ale ja chciałam.BARBARA (idąc ku altanie).Dopiero je miałam niedawno i gdzieś położyłam.JOASIA (bierze ją za rękę).Mamusiu — ja chciałam z mamusią pogadać o jednej rzeczy.BARBARA (szukając wciąż).Później — później, aniołku — bo teraz nie mam czasu.Ciotce się zachciało jaj na miękko, a tu klucze jak kamień w wodę.Gdzie ja je mogłam podzieć? Może przy kurniku zostawiłam (wychodzi na lewo).JOASIA.Ach Boże, ta mama to wiecznie zajęta — nigdy z nią spokojnie pogadać nie można.KŁOPOTKIEWICZ (za sceną).A zwijajcie się tam prędko ze zwózką — bo się coś na deszcz zanosi.JOASIA (ucieszona).A gdyby tak ojciec pojechał do niego, wytłumaczył mu, że ja to tylko tak z głupoty plotłam, załagodził tę sprawę i sprowadził go tutaj? To może byłoby najlepiej.KŁOPOTKIEWICZ (wchodzi z prawej z kijkiem do karbowania).Dziesięć — dwadzieścia — trzydzieści — jeden — dwa — trzy.JOASIA (zabiegając mu drogę).Ojczulku drogi!KŁOPOTKIEWICZ.Cztery — pięć.A co tam?JOASIA (bierze go pod rękę i prowadzi na przód sceny).Jest tu interesik mały do ojczulka.Niechże ojczulek siada.KŁOPOTKIEWICZ.Ale i ja też mam czas na siadanie.— Gadaj, co masz gadać, bo tam czekają na mnie.— No, o cóż idzie?JOASIA (nieśmiało, skubiąc go za guzik).Widzi ojczulek— ja i pan Adam — jakby to powiedzieć — no, poróżniliśmy się troszeczkę.KŁOPOTKIEWICZ.A dajże mi ty święty pokój z takiemi głupstwami, — Popsztykaliście się, to się i pogodzicie — kto się kocha, ten się kłóci — stara historya.— (Chce odejść).JOASIA (zatrzymując go).Ale bo widzi ojczulek, ja chciałam ojczulka prosić.KŁOPOTKIEWICZ.Pogadajcie sobie z matką o tem — to babska rzecz — ja mam coś ważniejszego na głowie, jak o takich bzdurstwach myśleć.(Wychodzi na lewo).JOASIA.Boże! Boże! nikogo się poradzić, z nikim pogadać.A gdybym się tak Maryni zwierzyła.Ona taka rozsądna, możeby co doradziła.— Tylko że nie śmiem.Scena trzecia.HULATYŃSKI, JOASIA.JOASIA (spostrzega Hulatyńskiego wchodzącego z lewej z głębi — ucieszona).A, pan, Hulatyński.— Pan sam?HULATYŃSKI.Jak pani widzi.JOASIA.A gdzież pan.pan Adam?HULATYŃSKI (z udaną obojętnością).Został w domu.JOASIA (żywo).Może chory?HULATYŃSKI.Owszem — zdrów jak ryba — i wesoły jak go już dawno nie widziałem.JOASIA (z oburzeniem).Wesoły?HULATYŃSKI.A czy miał powód się smucić?JOASIA (zakłopotana).No — ja nie wiem — zdaje mi się.— Czy nic panu nie mówił?HULATYŃSKI (na stronie).Coby tu powiedzieć? (głośno).Owszem — mówiliśmy bardzo wiele — o.(namyśla się) o pannie Maryni.JOASIA (zdziwiona).O Maryni?HULATYŃSKI.Tak.— Adam jest nią zachwycony oczarowany.JOASIA (j.w.).Marynią?HULATYŃSKI.Panią to dziwi?JOASIA (mnąc chusteczkę w rękach).O! nie — wcale.HULATYŃSKI [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl