[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Posłuchaj mojej rady, Peter.Za tydzień odpłynąć ma stąd statek „Nigeria”, wiem o tym z poufnego źródła, od mego przyjaciela, Alana McNeilla, a ten jest zawsze doskonale poinformowany.Postaraj się, żeby Betty znalazła się na pokładzie.- Ona nigdy nie zgodzi się mnie opuścić - zaprotestował Shannon.- Zmuś ją do tego.Dla dobra waszego i dobra przyszłego dziecka.Weź ten list - Szkot pogrzebał w kieszeni munduru i wyciągnął pomiętą kopertę.- Oddasz go w kapitanacie portu.No, a kiedyś podziękujesz mi i zafundujesz potrójną szkocką whisky.Nie mów nic, Peter, nie kłóć się.To mój rozkaz, moje życzenie, moja.prośba.Betty musi wyjechać!Shannon bez słowa przyjął kopertę, ze spuszczoną głową powlókł się do baraku i przyglądał się, jak koledzy szykowali ekwipunek do lotu.Po chwili do wnętrza wszedł McLochlon, przyjrzał się tablicy z wykreślonym stanem samolotów.- Thomas - zwrócił się do porucznika Parkera - weźmiesz maszynę „A”, jak zwykle.To twoja ulubiona maszyna, co?- Tak jest, sir, „A jak Aphrodite” - odparł Parker.- Na cześć siostry, prawda? Dobrze.John Prestone maszyna „D”, też zwykle na niej latasz.„D jak Diana” - Szkot przymrużył oko.- Wiem, wiem, widziałem twoją narzeczoną, piękna dziewczyna.David Munro maszyna „S”.Bez nazwy, hę, bo ty, David, jak motylek, latasz z kwiatka na kwiatek - major McLochlon okazywał dobry humor, jak za dawnych, pokojowych czasów.- Starszy sierżant Sunderland maszyna „C”.Jak na imię twojej wybrance?- Cecily, sir - szepnął ze wstydem podoficer.- To moja żona.- Poznasz mnie z nią przy okazji, Jeremy, a jakem Douglas McLochlon, przyprawię ci rogi! Sierżant Lenormand maszyna „J”, prawda? Przyznaj się, Geoffrey jak jej na imię?- Janet, Joan, Jill, Jenifer, Josephine, Jenny, Jane, Jacqueline - wyrecytował jednym tchem Lenormand, wpadając w żartobliwy ton przełożonego.- Ho, ho, niezła kolekcja, Geoffrey.Widzę, że pracowałeś dzielnie nie tylko w powietrzu.Uważaj, żebyś zbyt wielu nowych obywateli nie przysporzył wyspie singapurskiej.- Major spojrzał na zegarek na przegubie ręki.- Dobrze, chłopcy.Idziemy do maszyn.Za dziesięć minut start.W dziesięć minut później White ze Shannonem obserwowali odlot szóstki „Buffalo”, prowadzonej przez „W jak whisky” majora McLochlona.White, zastępujący dowódcę, zdjął przyciemnione przeciwsłoneczne okulary, przetarł oczy.Najwidoczniej był przez Szkota poinformowany co do Betty, bo wskazując na służbowe auto, stojące opodal, powiedział:- Zabieraj grata, Peter, wal do domu.Mamy co najmniej godzinę czasu do ich powrotu, zdążysz pogadać z żoną.- A jeżeli ogłoszą alarm? - zafrasował się Shannon.- Polecimy we trójkę z Redhillem i Westem.Dziury w niebie nie będzie, jeżeli nie wystartujesz z nami.I tak.- przerwał i machnął ręką.- Jedź, Peter, staremu bardzo zależy na ewakuacji Betty.Po godzinie Shannon zatrzymywał wóz przed barakiem dispersalu.Wysiadł i z natężeniem wpatrzył się w niebo nad horyzontem.- Wracają? - spytał White'a.- Zgodziła się? - odpowiedział pytaniem Stanley.Peter skinął głową.Nie chciał zdawać przyjacielowi szczegółowej relacji ze sceny, która rozegrała się niedawno w domku pod Seletar.Trudno było pokonać rozpaczliwy opór Betty, namawiać i przekonywać, samemu nie będąc przekonanym.Ale Peter miał bezgraniczne zaufanie do sądów doświadczonego Szkota, polegał na jego radach, na których, jak sam przyznawał, nigdy źle nie wyszedł.Zgoda Betty na wyjazd przypieczętowana została wreszcie potokami łez i długim, nieledwie desperackim pocałunkiem.- To dobrze, bardzo dobrze - stwierdził White i nagle poderwał się, wyciągnął rękę.- Wracają! Tam!Nad ciemną linią przybrzeżnej dżungli Johore pojawił się maleńki samolocik, tuż za nim drugi.Gdy podleciały bliżej lotniska, zza horyzontu wyskoczyła trzecia maszyna.„Buffalo” wracały do bazy w rozsypce, pojedynczo.Był to niedobry znak, świadczy, iż formacja napotkała na silny opór wroga i nie zdołała zebrać się do szyku po wykonaniu zadania.Nad barakiem przeszła z opuszczonym do lądowania podwoziem, maszyna z literami „C” po obu stronach kadłuba.- Jest Sunderland - zauważył White.- Jest i Munro - dodał Peter, wskazując na płatowiec oznaczony „S”.Trzeci samolot nadlatywał nad lotnisko, dwa poprzednie kołowały już w stronę baraku.Peter wytężył wzrok, starał się dostrzec na widnokręgu dalsze maszyny, nie widział jednak nic.- To John Prestone na „D jak Diana” - stwierdził Stanley.- Gdzie McLochlon? Gdzie Parker i Lenormand?Spojrzeli sobie w oczy, bez słowa zawrócili do baraku.White połączył się telefonicznie ze stacją radarową, spytał o wiadomości [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl