[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jest z nim córka.To będzie wielki czyn Oswobodziciela.Oswobodziciel przybył z daleka.Jego droga jest męcząca i oczekują go w wielu miastach.Dziś w nocy wszystko powinno być załatwione.Idź i obejrzyj przejście.Jeżeli nic nie grozi Oswobodzicielowi, Szczurołap umrze, a my zobaczymy jego puste źrenice.VIIISłuchałem mściwej tyrady dotykając już nogą podłogi, albowiem ledwie zabrzmiał dokładnie powtórzony adres dziewczyny, której imienia nie zdążyłem dziś poznać, coś mnie ślepo pociągnęło w dół - uciekać, skryć się i pędzić z wiadomością na piątą linię.Nawet przy najbardziej logicznym rozumowaniu numer i nazwa ulicy nie mogły wyjaśnić mi, czy w mieszkaniu tym jest jeszcze inna rodzina - wystarczyło, że myślałem o tej i że ona tam się znajdowała.W tym przerażeniu i dręczącym pośpiechu, jak w czasie pożaru, nie obliczyłem ostatniego kroku; drabina osunęła się z trzaskiem, moja obecność wydała się i w pierwszej chwili znieruchomiałem jak ciśnięty worek.Światło natychmiast zgasło, muzyka zamilkła i krzyk wściekłości dopadł mnie pędzącego na oślep wąskim przejściem, gdzie - nie pamiętam, jak to się stało - uderzyłem piersią w drzwi, którymi tu wszedłem.Z niewytłumaczoną siłą, jednym pchnięciem zmiotłem zawalające je graty i wybiegłem na pamiętny korytarz z wyrwą.Ocalenie! Wschodził pierwszy mętny brzask, rozwidniający mnogość drzwi; zacząłem gnać do utraty tchu.Ale instynktownie szukałem drogi w górę, nie w dół, przebiegając jednym susem krótkie schody i puste przejście.Chwilami miotałem się krążąc na jednym miejscu, biorąc przebyte już drzwi za nowe albo wpadając w ślepy zakamarek.To było straszne jak zły sen, tym bardziej że byłem ścigany - słyszałem przyspieszone kroki z tyłu i przede mną, ów zgiełk nagonki psychicznej, której nie mogłem się wymknąć.Hałas rozlegał się nieregularnie jak ruch uliczny, czasem tak blisko, że uskakiwałem za drzwi, czasem z boku, równo za mną, jakby w każdej chwili miał runąć w poprzek mej drogi.Omdlewałem, drętwiałem ze strachu i nieustannego głośnego skrzypienia podłóg.Ale już biegłem między mansardami.Ostatnie schody, jakie zauważyłem, prowadziły do kwadratowego otworu w suficie.Przeleciałem po nich na samą górę z uczuciem, że ktoś lada chwila ugodzi mnie w plecy - taką hurmą biegli za mną ze wszystkich stron.Znalazłem się w dusznej ciemności strychu i błyskawicznie zwaliłem na otwór wszystko co majaczyło w pobliżu.Okazało się, że jest to stos ram okiennych, które jednym zamachem mogła ruszyć z miejsca tylko siła rozpaczy.Runęły wzdłuż i w poprzek, tworząc nieprzebyty gąszcz skrzyżowań.Dokonawszy tego pobiegłem do dalekiej szarej plamy dymnika, w obrębie której widać było beczki i deski.Droga była niezgorzej zagracona.Przeskakiwałem przez belki, skrzynie, krawędzie murów między dołami i kominami niczym w lesie.Wreszcie byłem przy dymniku.Otwarta chłodna przestrzeń tchnęła głębokim snem.Za dalekim dachem majaczył różowy cień; kominy nie dymiły, przechodniów nie było słychać.Wylazłem i dobrnąłem do leja od rynny.Rynna chwiała się, klamry trzeszczały, kiedy zacząłem zsuwać się po niej; gdzieś w połowie drogi chłodna blacha rynny była mokra od rosy, a ja kurczowo ześliznąłem się w dół, z trudem uchwyciwszy się klamry.Wreszcie nogi namacały trotuar.Spieszyłem ku rzece, obawiając się, że zastanę most rozsunięty, dlatego odetchnąwszy chwilę, puściłem się biegiem.IXLedwie skręciłem za róg, musiałem przystanąć, zobaczyłem bowiem ślicznego siedmioletniego chłopczyka z twarzyczką pobladłą od łez; żałośnie tarł oczy piąstkami i szlochał.Z litością, naturalną przy takim spotkaniu, nachyliłem się nad nim pytając: „Chłopczyku, skąd jesteś? Czy cię porzucono? Skąd się tu wziąłeś?”On milczał pochlipując i patrząc na mnie spode łba [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl