[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— Jak zmarła?Cathy ponownie usiadła na krześle.— Kiedy się okazało, że choroba ma podłoże somatyczne, lekarze poprawili działanie receptorów serotoniny w tyłomózgowiu.Paskudna sprawa, wierz mi.Myśleli, że jej stan się ustabilizował.Że chociaż nie jest całkiem wyleczona, może prowadzić w miarę normalne życie.Aż pewnego dnia zniknęła.Wychodziliśmy ze skóry, ale jej przez tydzień udawało się wymykać władzom.Kiedy ją znaleźliśmy, była w ciąży.— Co? No tak, przypominam sobie, że widziałam Anne w ciąży.— Przed urodzeniem Bobby’ego.— Cathy czekała na reakcję Anne, ale ponieważ ta nie nastąpiła, ciągnęła: — Ojcem nie był Ben.— Aha.W takim razie kto?— Miałam nadzieję, że ty będziesz wiedzieć.Jeśli tobie nie powiedziała, to nikt nie wie.DNA ojca nie było zarejestrowane, a więc sperma nie pochodziła z banku nasienia ani, na szczęście, od licencjonowanego klona.Każdy mógł być ojcem, nawet jakiś naćpany menel.W tamtych czasach mieliśmy ich na pęczki.— Dziecko dostało na imię Bobby?— Anne je wybrała.Latami tułała się od kliniki do kliniki.Pewnego razu, kiedy jej się trochę polepszyło, oświadczyła, że wybiera się na zakupy.Bobby był ostatnią osobą, która z nią rozmawiała.Za dwa tygodnie miał obchodzić szóste urodziny.Powiedziała, że da mu w prezencie kucyka.Od tamtej pory nie widział jej nikt z rodziny.Zapisała się do hospicjum i wypełniła formularz z prośbą o eutanazję z udziałem pielęgniarki.W czasie regulaminowych trzech dni, jakie miała na ochłonięcie, współpracowała z pracownikami poradni, lecz nie przyjmowała gości.Nawet ze mną nie chciała się zobaczyć.Ben wniósł o wstrzymanie się od działań.Twierdził, że żona z powodu choroby straciła poczytalność, ale sąd był innego zdania.Jeśli dobrze pamiętam, wybrała zastrzyk trucizny, która błyskawicznie zabija.Jej ostatnie zapisane słowa brzmiały: „Nie gniewajcie się na mnie”.— Wzięła truciznę?— Tak.Bobby na szóste urodziny dostał jej prochy w tekturowym pudełku.Nikt mu nie powiedział, dokąd pojechała.Myślał, że to prezent, więc otworzył pudełko.— Aha.Bobby jest na mnie wkurzony?— Nie wiem.Był dziwnym chłopcem.Wyniósł się z domu, gdy tylko trafiła się okazja.W wieku trzynastu lat wyjechał do szkoły astronautycznej.Z Benjaminem nigdy nie mógł się dogadać.— A Benjamin? Jest zły na mnie?Cokolwiek pitrasiło się w garze, właśnie się zagotowało.Cathy przyskoczyła do pieca.— Ben? Anne rozstała się z nim na długo przed śmiercią.Szczerze mówiąc, do dziś uważam, że wpędził ją do grobu.Nie tolerował tego, że ludzie nie radzą sobie ze swoimi słabościami.Kiedy się wydało, że jest ciężko chora, stał się nieznośnym mężem.Powinien się z nią najzwyczajniej rozwieść, ale znasz go, tę jego chorą dumę.— Zdjęła miskę z półki i nalała zupy.Ukroiła sobie kromkę chleba.— Potem sam wpadł w dołek.Wycofał się z życia.Chyba ją opłakiwał.Po dwóch latach wrócił do formy.Stał się wesoły i skory do zabawy.Zarobił trochę pieniędzy, znowu był z kobietą.— Zniszczył wszystkie moje odbitki, prawda?— Może i tak, choć mówił, że to Anne.Kiedyś mu nawet wierzyłam.— Cathy położyła zupę na inkrustowanym stoliczku.— Poczęstowałabym cię… — rzekła i zabrała się do jedzenia.— Jakie masz plany?— Plany?— Mówię o Simopolis.Anne próbowała myśleć o Simopolis, ale jakoś nie mogła się skupić.Dziwne, ale była w stanie swobodnie myśleć o minionych rzeczach, gdy tymczasem zastanawianie się nad przyszłością sprawiało jej duży kłopot.— Sama nie wiem — przyznała w końcu.— Chyba powinnam porozmawiać z Benjaminem.Cathy rozważała jej słowa.— Pewnie masz rację.Ale pamiętaj, że u nas w Cathylandii zawsze będziesz mile widziana.— Dziękuję, jesteś prawdziwą przyjaciółką.— Anne przyglądała się jedzącej staruszce.Łyżka trzęsła się przy ustach, które za każdym razem musiały się szybko pochylić, żeby nie wylała się zawartość.— Mogłabyś coś dla mnie zrobić, Cathy? Nie czuję się już panną młodą.Nie ściągnęłabyś mi z twarzy tej obrzydliwej miny?— Czemu od razu obrzydliwej? — Cathy odłożyła łyżkę.Patrzyła na Anne z tęsknym wyrazem twarzy.— Jeśli nie podoba ci się wygląd, zawsze możesz go edytować.— Tak, tylko jak?— Użyj edytora.— Oczy jej się zamgliły.— Jejku, zapomniałam, jakie na początku byłyście proste.Nie wiem, od czego zacząć.— Po chwili zajęła się z powrotem zupą.— Lepiej, żebym się do tego nie mieszała, bo ci przyprawię dwa nosy czy coś w tym rodzaju.— To co będzie z suknią?Cathy jakby powróciła do rzeczywistości.Raptownie zerwała się z miejsca, potrąciła stolik i wylała zupę.— Co się dzieje? — spytała Anne.— Stało się coś złego?— Wstawka informacyjna — wyjaśniła Cathy.— Wybuchły zamieszki w Prowidencji.To stolica regionu.Zamieszki mają związek z Dniem Zniesienia Niewolnictwa.Jeszcze nie władam za dobrze rosyjskim.O! Są zdjęcia zabitych ludzi, jakieś bombardowania.Słuchaj, Anne, odeślę cię do…W mgnieniu oka Anne przeniosła się do swojego salonu.Już jej bokiem wychodziły te wszystkie błyskawiczne przenosiny, zwłaszcza, że cel podróży zawsze wybierał ktoś inny.Pokój był pusty: kobiety na szczęście zniknęły, a Benjamin jeszcze nie wrócił.Niebieski medalionik z podobizną ludzkiej twarzy najwyraźniej prędko się replikował, bo rozmnożył się na ścianie w setkach kopii.Medaliony tworzyły hałaśliwą gromadę, krzyczały i klęły na siebie.Zgiełk był przeokropny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl