[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy byli nastolatkami.Popatrzyli po sobie.Lampa zasilana energią Y świeciła przytłumionym światłem.Tworzyło to odpowiedni nastrój.Tajemnicze cienie kładły się na ich twarzach i gołych nogach.Wokół polany rosły drzewa, tworząc zwartą i ciemną ścianę, oddzielającą ich od najbliższych zabudowań posiadłości Rogera Camdena.Było bardzo gorąco.Sierpniowe powietrze było bardzo ciężkie i duszne.W drodze głosowania podjęli wspólną decyzję, że nie będą używali klimatyzowanego pola zasilanego energią Y, bo chcą wrócić do warunków pierwotnych, niebezpiecznych, do prymitywu.Sześć par oczu wpatrywało się w szklane naczynie, które trzymała Carol.— No, decydujcie się — powiedziała.— Kto chce to wypić? — W jej głosie pobrzmiewała sztuczna wesołość, teatralna nieugiętość.— No, dalej.Przecież tak trudno było to zdobyć.— A jak to zdobyłaś? — zapytał Richard, który, podobnie jak Tony, pochodził z najmniej wpływowej, niezamożnej rodziny.— Jak ci się udało to zdobyć w tej formie, w formie płynu?— Mam kuzyna, ma na imię Brian, jest farmaceutą i dostarcza leki do Instytutu Biotechnologii.I jest ciekawy, jak to na nas podziała.Wszyscy pokiwali głowami — wszyscy z wyjątkiem Leishy, bo wszyscy oprócz niej byli Nieśpiącymi dlatego, że ich krewni mieli jakieś powiązania z Instytutem.No i oni też byli ciekawi, jak to podziała.Szklane naczynie zawierało interleukinę–1, środek doładowujący system immunologiczny, jedną z wielu substancji, których zażycie wywoływało skutek uboczny w postaci natychmiastowego zapadnięcia w głęboki sen.Leisha wpatrywała się w naczynie.W dole brzucha poczuła ciepło — jak wtedy, kiedy kochała się z Richardem.— Daj mi to! — powiedział Tony.Carol podała mu naczynie.— Pamiętaj! Wystarczy tylko jeden łyk.Tony podniósł naczynie do ust.Wstrzymał się na chwilę, popatrzył na nich; w jego wzroku była zawziętość.A potem wypił.W minutę później już leżał na ziemi, a niedługo potem zamknął oczy.Usnął.Wrażenie było inne niż wtedy, kiedy patrzyło się na śpiących rodziców,1 rodzeństwo czy przyjaciół.Bo teraz spał Tony.Odwracali głowy.Nie patrzyli j sobie w oczy.Leisha czuła ciepło i niepokojące pulsowanie między nogami.] Było to nieco nieprzyzwoite.Kiedy przyszła jej kolej, wypiła powoli, po czym oddała naczynie Jeanine.Poczuła, że ciąży jej głowa, jakby wypchana wilgotnymi szmatami.Popatrzyła na drzewa, ale ich obraz był zamazany.Przenośną lampę też I widziała jakby przez mgłę.Jej światło nie było już jasne i czyste, ale popstrzone plamami i jakby lepkie.Gdyby jej dotknęła, na pewno by się pobrudziła.A później ogarnęła ją ciemność, wygaszając jej umysł.Usiłowała krzyknąć: „Tatusiu!”, wyciągnąć ku niemu ręce, ale ciemność ją pochłonęła.A później był ten ból głowy.Wlekli się przez lasek w bladym świetle poranka, cierpiąc niewymownie.Oprócz bólu głowy dokuczało im dziwne poczucie wstydu.Usiłowali nie dotykać się nawzajem.Leisha starała się trzymać jak najdalej od Richarda.Przez cały dzień huczało jej w głowie i mdliło ją.A na dodatek nic im się nie śniło.— Chcę, żebyś poszła dzisiaj ze mną — powtórzyła Leisha po raz dziesiąty czy dwunasty.— Obie za dwa dni wyjeżdżamy na studia.To ostatnia okazja.Naprawdę chcę, żebyś poznała Richarda.Alice leżała na brzuchu w poprzek łóżka.Włosy — brązowe i bez połysku — spadały jej na twarz.Miała na sobie drogi, jedwabny, żółty kombinezon od Ann Patterson.Spodnie marszczyły się i były pozaginane pod kolanami.— A dlaczego tak ci na tym zależy?— Bo jesteś moją siostrą — powiedziała Leisha; wolała nie mówić, że są „bliźniaczkami”, bo nic nie wyprowadzało Alice z równowagi bardziej niż taka uwaga.— Ale ja nie chcę — oświadczyła Alice.W chwilę później jednak zmieniła ton.— Przepraszam, Leisho, nie miałam zamiaru być niegrzeczna.Ale… ale ja naprawdę tego nie chcę.— Przyjdzie tylko Richard, nie będziesz musiała spotykać się z nimi wszystkimi.I potrwa to tylko godzinę czy coś koło tego.Potem wrócisz i spakujesz się przed wyjazdem na Uniwersytet Północno — Zachodni.— Nie pojadę tam.Nie będę studiowała.Leisha wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia, a Alice dodała:— Jestem w ciąży.Leisha usiadła na łóżku.Alice przewróciła się na plecy, odgarnęła włosy z twarzy i roześmiała się.Leisha zatkała sobie uszy.— No proszę — powiedziała Alice — reagujesz tak, jakbyś to ty sama była w ciąży.Ale ty byś do tego nigdy nie dopuściła, prawda? Ty nie zajdziesz w ciążę nie w porę.Pewnie, tobie się to nie może zdarzyć.— Ale jak to się stało? — spytała Leisha.— Przecież obie dałyśmy sobie założyć spirale…— Ja kazałam moją usunąć.— To znaczy, że chciałaś zajść w ciążę?— Oczywiście, że tak.I Tatuś nic na to nie może poradzić.No, może oczywiście przestawać dawać mi pieniądze; myślę jednak, że nie przestanie, mimo że to chodzi o mnie, co?— Ale Alice… dlaczego? Chyba nie na złość Tatusiowi?— Nie — powiedziała Alice.— Chociaż są podstawy, żeby myśleć, że zrobiłam to właśnie po to, prawda? Ale nie, zrobiłam to, żeby mieć kogoś, kogo będę mogła kochać.Kogoś, kto będzie należał tylko do mnie.I kto nie ma nic wspólnego z tym domem.Leisha przypomniała sobie, jak przed laty biegały razem po oranżerii zalanej światłem słonecznym.— Przecież nie było nam tutaj źle.— Jesteś po prostu głupia.Nie rozumiem, jak ktoś tak inteligentny jak ty może być tak głupi.Wyjdź z mojego pokoju! Wynoś się!— Ale Alice… dziecko musi być…— Wynoś się — wrzasnęła Alice [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl