[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.W tym czasie na pozostałych bazach przeszkolono załogę i pierwszego stycznia roku 2057 wprowadzono trzy tysiące sto czterdzieści siedem osób, w tym prawie połowę kobiet.I pięćdziesięciu siedmiu stażystów z różnych państw, w tym trzech Japończyków.Niemal Mała Ameryka, jak kiedyś, pod Biegunem Południowym.Wszyscy stanu wolnego, najstarszy miał trzydzieści jeden lat.Był to doktor inżynier Robinson Wilkins, profesor ogólnej selenologii na Uniwersytecie kolumbijskim, jeden z najmłodszych profesorów na świecie.Umysł, jakich w każdym pokoleniu znajdzie się niewiele.Był dowódcą bazy i jej dobrym duchem od samego początku.Miał szczególną zdolność integrowania ludzi, podtrzymywania dobrego nastroju, wyzwalania energii u innych.Baza otrzymała nazwę „Prometeusz” i już czternaście dni po otwarciu realizowała program naukowy i doświadczalny.Pod każdym względem — tak dyscypliny, jak wydajności czy moralności — była to najlepsza baza.Mówiono o niej tylko w superlatywach.Pracowało się tam zazwyczaj po dwanaście, czternaście godzin dziennie.Dobrowolnie.Wydawali tam czasopismo, mieli ze dwanaście klubów.Po prostu zespół, jak z serialu telewizyjnego.Przez trzy lata wszystko układało się tam wspaniale.W sześćdziesiątym czwartym, na wiosnę, przypadkowa komputerowa kontrola zaopatrzenia wykryła pozorny nonsens: zużycie leków przeciwbólowych i nasennych jest na „Prometeuszu” stokrotnie większe niż dopuszczalne w porównaniu z pozostałymi bazami.Powtórzono pytanie — komputer potwierdził informację.Powstał popłoch.Przeprowadzono dodatkowe badania, specjalna jednostka służby zdrowia z Centrum badała sprawę trzy miesiące.Bez efektu.Niczego nie znaleziono.Żadnego objawu kosmicznej infekcji lub uszkodzeń organizmu na skutek długotrwałego pobytu w przestrzeni pozaziemskiej.Nic.Tylko bóle głowy, zawroty, szum w uszach i bezsenność.Wszystkie zapisy z przeprowadzonych badań skrupulatnie analizowano.Nic.Może rzeczywiście było to tylko zmęczenie i przepracowanie.Dla pewności polecono skrócić pierwszy turnus z pięciu do czterech lat, a każdy, kto chciał, mógł natychmiast powrócić na Ziemię.Nie zgłosił się nikt, a przeciwko skracaniu pobytu zaprotestowała cała załoga jednomyślnie.To zrobiło wrażenie.Centrum odłożyło polecenie ad acta i wszystko przebiegało po staremu.Ale zużycie leków wciąż umiarkowanie wzrastało.Tylko że teraz nikt się już tym nie przejmował.Normalne.Taka lokalna specjalność…Dlatego wybuch epidemii nieznanej choroby pod koniec listopada na „Prometeuszu” był szokiem dosłownie dla wszystkich.Z ostatnich meldunków wynikało, że od trzydziestu sześciu godzin ludzie tracą na „Prometeuszu” przytomność, dostają skurczów, a u niektórych pojawia się niezwykła, niebieskofioletowa wysypka.Nawet zachowując przytomność popadają w całkowite osłabienie i tracą wzrok.Pozostają bez pomocy, bowiem lekarze także ulegli chorobie.Pierwszy dotarł tam pomocniczy oddział bazy z krateru Langrenus, położonego na wschodnim krańcu Morza Urodzaju.Z trudem otworzyli wejście i weszli w lekkich kosmicznych skafandrach.Okropny widok, jaki ujrzeli, opisał w swym sprawozdaniu dr Tyller.Wszędzie, gdzie spojrzeli, leżeli, klęczeli i siedzieli chorzy w nieprawdopodobnie poskręcanych pozycjach z okropnie wykrzywionymi twarzami.Większość utraciła przytomność.Wydawali chrapliwie jęki, mieli drgawki.Wytrzeszczali oczy, ale nic nie widzieli.Wszędzie kał i wymioty.Wiele osób znaleziono w łazienkach pod prysznicami, jakby w strumieniach wody szukali ulgi.Charakterystyczne głosy przywiodły oddział ratowniczy do sekcji zoologicznej.Na ziemi leżały dwie kobiety, a dwie następne znaleziono obok w laboratorium.Odgłosy wydawały wygłodniałe zwierzęta w klatkach.Kiedy tylko dostały wodę i strawę, zaczęły zachowywać się normalnie.Z tego wyciągnięto pierwszy wniosek: tajemnicza choroba zaatakowała tylko ludzi.Ekspedycja pomocnicza przeprowadziła natychmiast analizę powietrza, wody, żywności, środków czystości itd.Chorym podała środki uspokajające.Próby były negatywne, a środki nie działały.Od razu stało się jasne, że w środowisku księżycowym nie można chorym w żaden sposób pomóc.Transport tych nieszczęśników i ich umieszczenie na Ziemi to przerażająca operacja, która kosztowała drożej niż zasiedlenie wszystkich baz.Rząd wykupił wykończone właśnie uniwersyteckie miasteczko w małej miejscowości w stanie Montana nad Yellowstone River i polecił by je zaadaptowano.Zostało wyposażone w rekordowym tempie w najnowocześniejsze urządzenia diagnostyczne i terapeutyczne [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl