[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sam nie wiem.- Toæ my g³êboko w ¯alnikach! - warkn¹³ karze³.-Mo¿e zbrojni istotnie traktyprzepatruj¹, ale z kraj¹, bli¿ej spichrzañskiego w³adztwa, a tutaj prawieg³usza i pustkowie.Nadto w tak¹ pluchê ni pies z kulaw¹ nog¹ na goœciniec niewyjdzie, có¿ dopiero pacho³kowie, co s¹ lenie przebrzyd³e, ochlapusy,kurwiarze, nadto sk¹po op³acani! W sam czas miêdzy krzewin¹ zaczê³o coœb³yskaæ: zrazu s³aby zarys oœwietlonych okien, potem ca³y kszta³t ober¿y iprzygarœci otaczaj¹cych j¹ zabudowañ.Obejœcie nie dorównywa³o bynajmniejzasobnoœci¹ i prezencj¹ gospodzie Goworki na skraju Gór ¯mijowych, ale te¿zbójca przywyk³ ju¿, ¿e w ¯alnikach domostwa budowano nisko, biednie iniechlujnie.Tako¿ i tutaj nikt nie wyszed³ im na spotkanie, tylko uchylonewrota ko³ysa³y siê ze smêtnym skrzypieniem.- Patrzajcie, jaka nêdza - karze³ zachêcaj¹co wskaza³ na podwórzec.- Nikt siênie bêdzie zanadto przygl¹da³, komu przysz³o w pospólnej izbie zawieruchêprzeczekaæ.Skrzyd³onia i konie zawczasu do stajenki wprowadzim, a niech siêtrafi niepewne towarzystwo, tedy co œwit w swoj¹ stronê ruszym.- A jak nas kto pyta³ bêdzie, sk¹d ci¹gnieni? - zafrasowa³ siê zbójca.- To¿zrazu wyrozumiej¹, ¿e my w tych stronach obcy.- Nie frasujcie siê, moœci zbójco - karze³ uœmiechn¹³ siê z wy¿szoœci¹.- Potutejszych drogach a¿ gêsto od wszelakiego cudzoziemskiego ta³atajstwa.Ludziska ci¹gn¹ do œwiêtej mateczki z Doliny Thornveiin, o wstawiennictwo ubogów i uzdrowienie prosz¹c.Myœmy bardzo akuratnie dni parê od opactwa nawschód, tedy spokojnie rzekniem, ¿e za intencj¹ u przeoryszy byliœmy.Co bêdziegadka tym lepsza - doda³, wykrêcaj¹c wodê z brody - ¿e wiedŸma prawie do go³ejskóry postrzy¿ona.Bo w normalnej okolicznoœci ludziska by siê dziwowali, ¿e³ysa.A tak rzekniem sk³adnie, ¿e panna z wielkiej boleœci ledwo ozdrowia³a isploty na pami¹tkê wotywn¹ przed figur¹ po³o¿y³a.Sprytny Szyd³o, co? -wykrzywi³ siê do zbójcy niby uradowane dziecko.- Tyle ¿e po rzêdzie koñskim cz³ek co bystrzejszy dojrzy, ¿eœmy ze Zwajcamipobratani - mrukn¹³ Twardokêsek.- Tako¿ szuby zwajeckie.- ¯adna przeszkoda - rozeœmia³ siê Szyd³o.- Na³ga-my, ¿e na pó³nocy siedzim,wy¿ej Cieœnin Wieprzy.Ludek tam pospolicie ze Zwajcami kupczy, za nic sobiemaj¹c Wê¿ymordowe zakazywania.Jeno trza, by pani Szarka miecze odpiê³a, bo odnich siê nijak nie wykrêcim.I obyczajnie przyjdzie wam gadaæ - zwróci³ siê kuniewiastom - a jeszcze lepiej gêby zawarte trzymaæ.Tutejsza szlachtabia³og³owy po domach trzyma i w karnoœci tak æwiczy, ¿e siê ma³o która niepytana odezwie.Drzwi do gospody by³y niewysokie, a sieñ ciemna i na progu zbójca tak woœcie¿nicê g³ow¹ ³upn¹³, ¿e go zrazu zamroczy³o.- Ot, znaæ, ¿e goœæ pobo¿ny - zaœmia³ siê ktoœ ze œrodka weso³o.- Nisko siêdomowym bogom k³ania.- WchodŸcie¿, waszmoœciowie, prêdzej - ozwa³ siê inny, zrzêdliwy g³os.-Wicher duje po nogach.Twardokêsek poprawi³ czapê, rozmasowa³ obola³e czo³o i popatrza³ po goœciach.Przy stole wedle paleniska, na którym weso³o buzowa³ ogieñ i bulgota³a polewkana wêdzonce, co zrazu chytrze zbójca wyw¹cha³, siedzia³a dziwaczna kompania.W³aœciwie tylko dwie persony, ale wielce osobliwe.Weso³kiem okaza³ siê potê¿nymê¿czyzna, nie pierwszej ju¿ m³odoœci, ale krzepki, przyodziany w bogate,barwne szatki.Rêce mia³ skrêpowane na plecach, a grube powrozy krzy¿owa³y siêkilkakroæ na jego piersi, co wyraŸnie pokazywa³o, ¿e by³ person¹ znaczn¹ isk³onn¹ do ucieczki.Gderliwy cz³ek, który drzwi nakazywa³ zamykaæ, okaza³ siêpostaci nikczemnej i zgo³a ma³o srogiej, ale nosi³ brunatn¹ szatêWê¿ymordowego s³ugi.Zbójca by³by siê mo¿e jeszcze na ów widok cofn¹³, ale wiedŸma ciekawiewygl¹da³a mu zza pleców, a karze³ przekleñstwem naprzód popêdza³.Wszed³ tedy,udaj¹c, ¿e nie dostrzega badawczych spojrzeñ przyczajonych przy niskim stolepacho³ków.Nadrabiaj¹c min¹, ruszy³ prosto do szlacheckiej ³awy przy ogniu,grzecznie siê pok³oni³, czap¹ nad ziemi¹ zamiót³.- Prosim wdziêcznie do kompanii - odezwa³ siê wiêzieñ.- Œmia³o siadajcie,waszmoœciowie, myœmy prawa szlachta, a ¿e w powrozach, to insza opowieœæ.Wytako¿, panienki, nie strachajcie siê - pok³oni³ siê przed Szarka i wiedŸm¹ naile sznury pozwala³y - bom cz³ek niegroŸny i zgodliwy.Siadajcie, gadam.Milejcz³ekowi na wdziêczne niewieœcie liczko popatrzaæ niŸli na mordy oprawców.- Ju¿ ty, Bogoria, na oprawców nie wyrzekaj - cz³eczyna w barwie ¿alnickiegokniazia butnie poprawi³ purpurowy ko³pak.- Lepiej by ci u pani matki wkomorze nie by³o.W rzeczy samej, na stole poniewiera³y siê resztki sutej wieczerzy, a iopró¿nionych dzbanów po piwie dostrzega³ zbójca niema³o.Musia³ przyznaæ, ¿enie wygl¹da³o to wcale na posi³ek wiêŸnia.Albo te¿ prostemu zbójcy nietrafiaj¹ siê równie hojni stra¿nicy, doda³ w myœlach szyderczo.- Ze swej strony do próœb siê piêknie do³¹czam - podj¹³ cz³ek w urzêdowychbarwach.- Pieska pogoda nasta³a, tedy wnoszê, ¿e nieb³aha potrzeba was zdomów wypêdzi³a.ChodŸcie, chodŸcie, opoñcze mokre zrzucajcie, nim was jakiechoróbsko dopadnie.Byle nie za blisko ognia - upomnia³ wiedŸmê.- Skóra odgor¹coœci popêka, boœmy dobrze kazali w kominie napaliæ dla wygodyœwi¹tobliwych osób.Zbójca pod¹¿y³ za ruchem jego rêki i dostrzeg³ wysoko na piecu pos³aniesprytnie przysposobione ze skór.Przy kominie sta³a para wysokich butów ikilkoro drobniejszych trzewików oraz kostur Ja³mu¿nika przystojnie oparty oœcianê.Rych³o siê wiêc Twardokêsek domyœli³, kto znalaz³ schronienie napiecowym legowisku.Widaæ jaki s³uga Cion Cerena wêdruje z m³odziakami,zgad³.Zna³ bowiem zbójca dobrze obyczaj, który nakazywa³ kap³anom Cion Cerena zbieraæpo goœciñcu wszelakie dzieci bezdomne i w klasztorach przygarniaæ.Co wiêcej,przy ka¿dym zakonnym domu zostawiano we œcianie specjaln¹ nisz¹ i ko³atkê przyniej, ¿eby matki mog³y tam bezpiecznie niechciane noworodki zostawiaæ i bezkary odchodziæ.Kap³ani bardzo skrupulatnie chowali owe dzieci we klasztorach iskrycie zbójca uwa¿a³, ¿e zakon Ja³mu¿nika czyni wszystkim przys³ugê sw¹dba³oœci¹ o podrzutków.Zreszt¹, spoœród wszystkich s³ug bogów jedynie¿ebraczych braciszków Twardokêsek na swój sposób ceni³.Zaduma³ siê nad misk¹ z soczewic¹ i wêdzonym miêsiwem, jednym tylko uchem³owi¹c opowieœæ kar³a o cudownym uzdrowieniu wiedŸmy.Gadka zreszt¹ zdawa³asiê iœæ wcale sk³adnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- ebooks.PL.Anna.B.Kisiel Lowczyc. .Wspolczesna.Gospodarka.Swiatowa.(osiol.NET).www!OSIOLEK!com
- Campbell, Anna Eine geheimnisvolle Lady
- Argasińska Anna Jezus Miłosierny Nawraca
- Jerzy.Brzezinski. .Metodologia.Badań.Psychologicznych.(2004).(PWN)
- Anna Brzezińska Zbójecki Goœciniec
- Breve Historia De La Incompeten Edward Strosser
- Brown Dan Anioły i Demony
- Biała Róża
- Archer, Jeffrey Fourth Estate, The
- Ray Bradbury Kroniki Marsjanskie (4)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- karro31.pev.pl