[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trzeba przyczaiæ siê i przeczekaæ, pomyœla³ nerwowo.Przynajmniej kilka najgorszych lat, nim wszystko utrzêsie siê i uspokoi nanowo.Na szczêœcie tak ju¿ œwiat urz¹dzono, ¿e nigdy nie zabraknie podró¿nych naszlaku i tych, którzy na nich poluj¹.Dlatego nie zaprz¹ta³ sobie d³ugo g³owyarmi¹ Wê¿y-morda.Przed zmierzchem przystanêli na posi³ek.Przemêka wydzieli³ wszystkim pokawa³ku chleba i pokroi³ gomó³kê wêdzonego sera.Zapijali winem z ukradzionejprzez Szarkê butelki, gawêdz¹c pogodnie, jak przysta³o towarzyszom podró¿y.- Jak do norhemnów zawitaliœcie? - zagadn¹³ Przemêka.- Bo, choæ mowê nasz¹niby swojaczka znacie, przecie przyodziewek stamt¹d, zza turzniañskich stepów.Nie kochaj¹ tam obcych.- Kilku œciga³o mnie z pocz¹tku - uœmiechnê³a siê przelotnie i uprzedzaj¹cnastêpne pytanie, doda³a.-Wczeœniej pasa³am kozy.Na zachodzie.Wysokie ja³owegóry.Akurat, pomyœla³ Twardokêsek, akurat ty mi siê, dziewko, na kozodójkêpatrzysz.Iœcie przy bydlêtach te zakrzywione szarszuny nosiæ przywyk³aœ.- A jadzio³ka jak wam siê trafi³o przygarn¹æ? - ciekawie spyta³ Przemêka.-Pono tylko w górach dzikich ¿yj¹.- Ano - mruknê³a, jak siê zbójcy zda³o, z przyciszon¹ z³oœci¹.- I tam siêw³aœnie przypa³êta³.Siedzia³ przy trupie starca, pod uschniêtym drzewem.Zpocz¹tku myœla³am, ¿e tako¿ z gor¹ca zdech³, bo skwar by³ okrutny.A potem w¿aden ju¿ sposób nie mog³am go przegnaæ -skrzywi³a siê niechêtnie.- Szybkijest i strza³¹ go nie siêgn¹æ.Nigdy wczeœniej nie widzia³am zwierza, któryw³asnymi piórami razi.- No, wy siê chyba baæ nie musicie - ksi¹¿ê gryz³ w zêbach ŸdŸb³o trawy.-Jeszcze i innych nim poszczuæ umiecie.- A potrafiê - Szarka podnios³a na niego zimne spojrzenie.- Przeprowadzi³mnie przez ziemiê norhemnów.Strzeg³ mnie, Ÿród³a pod kamieniami wynajdywa³,zwierzowi dzikiemu przystêpu broni³, kiedy bez ¿ycia le¿a³am.Gadaj¹, ¿e on dech wysysa i dusz¹ ¿yw¹ siê pasie.Tedy co? Nigdy jeszcze niespotka³am cz³eka, przy którym do snu równie spokojnie bym siê uk³ada³a.Ksi¹¿ê wygnaniec wzruszy³ ramionami i w milczeniu pocz¹³ œledziæ ciemne,deszczowe chmury.- Plugastwo to nieczyste - uroczyœcie oznajmi³ kap³an - i wyœcie te¿ plugastwo,bo siê z nim pok³adacie i przeciwko ludziom prawowiernym szczujecie.Ale ju¿dla was kara od bogów zas¹dzona, a ogniem wieczystym przyprawna.Ot, œcierwo, pomyœla³ z niepokojem Twardokêsek, u dziewki g³Ã³wka gor¹ca,wichrowata, czemu¿ j¹ jeszcze dra¿niæ, kiedy my teraz pospo³u na œcie¿ceSkalniaka?- Jako siê z owym plugastwem pok³adaæ, nijak sobie przed³o¿yæ nie potrafiê -mrukn¹³.- Ale wyœcie, widzê, cz³ek uczony, w pok³adzinach i plugastwieobeznany, tedy wy mi to pewnikiem objaœnicie.Spojrzenie, które pos³a³a mu Szarka, by³o nader niewdziêczne.Zbójca bezzw³oki zrozumia³, i¿ honoru l¿onych niewiast broniæ nie nale¿y, bowiem zel¿onaniewiasta bywa rozjuszona i skora braæ odwet nie tylko na przeœladowcach.- Wyœcie z kopiennickich psów - ze z³oœci¹ odgryz³ siê Kostropatka - przeto nieujadajcie, boœcie nie miêdzy swymi.Zbójca porwa³ siê do miecza, zamierzaj¹c op³azowaæ kap³ana po grzbiecie, gdy znag³a mu siê wyda³o, ¿e coœ do³em trzeszczy w zaroœlach.- Id¹ za nami - potwierdzi³ ¿alnicki wygnaniec.- Mo¿e myœl¹, ¿eœmy œcie¿kizmylili i rych³o na szlak wrócimy.Ksi¹¿ê rozprostowa³ nogi.Sorgo, olbrzymi oburêczny miecz ¿alnickich panów,spoczywa³ obok, na wilgotnej trawie, os³oniêty powycieran¹ pochw¹.Twardokêsekprzypomnia³ sobie wreszcie, ¿e s³ysza³ o tym mieczu - przechowywano go razemz klejnotami koronnymi w œwi¹tyni Bad Bidmone.Na g³owni wyryto dewizê rodu¿alnickich w³adców: “Nie starty ¿elazem ni ogniem, zawsze ten sam", leczTwardokêska nie uczono czytaæ.Po œcie¿ce potoczy³ siê kolejny kamyk, znacznie ju¿ bli¿ej, i teraz Twardokêsekby³ pewny, ¿e ksi¹¿ê siê nie omyli³.NieŸle siê s³uch ksi¹¿¹tku wyostrzy³,uzna³ zgryŸliwie, nie darmo tak d³ugo przemyka pod samym nosem Wê¿y-morda.Wkrótce podnieœli siê i ruszyli dalej.- Przy Skalniaku bêdziemy bezpieczni - rzek³ Prze-mêka.- Tam rozbijemy obóz.- Ci z nas, co wedle Skalnego przejd¹ - sarkastycznie uzupe³ni³ Twardokêsek iwszystkim zrobi³o siê po trochu nieswojo.Zmierzch zapad³ gwa³townie, a œcie¿ka stawa³a siê coraz bardziej stroma.Wæmie pomiêdzy krzami majaczy³y ostre grzbiety ska³ek.Twardokêsek czu³ ju¿ wca³ym ciele znajome mrowienie, znak, ¿e podchodz¹ do Przyzywaj¹cego.Wielu ichjeszcze po Górach ¯mijowych siê kry³o, w g³azach potê¿nych albo i górach wziemiê wroœniêtych.Gadali ludzie, ¿e to Zird Zekrun je posy³a, by ludzitraci³y.Zbójca jedno wiedzia³, ¿e œcie¿ki, przy której Skalniak przyczajony,strzec siê trzeba, bo kiedy on sobie kogo upatrzy, ¿adna si³a powstrzymaæ gonie zdo³a.Gdy szlak zwêzi³ siê w w¹ski przesmyk, Przemêka stan¹³.Zbójca rozejrza³ siêniespokojnie.Co prawda niektórzy powiadali, ¿e Skalniak zawczasu ofiarêwybiera, ale Twardokêsek wierzy³, ¿e pierwsi najczêœciej nie maj¹ szczêœcia, iwola³ poczekaæ na swoj¹ kolejkê.Która oby nadesz³a jak najpóŸniej.- IdŸ, Kostropatka! - z szyderstwem rzek³ Przemêka.- Tyœ z nas cz³eknajgodniejszy, prawy a cnotliwy.Trwo¿yæ siê nie masz czego, tedy idŸprzodem.- Ja.- zawaha³ siê kap³an, jego g³os by³ schrypniêty od strachu.- Ja.- IdŸ - popchn¹³ go Przemêka.- Nie gadaj.Kiedy Kostropatka znikn¹³ w przesmyku, Twardokêsek poczu³ obel¿ywe, natrêtnepragnienie, by mimo wszystko zawróciæ i przebijaæ siê przez ziemiê solarzy.Niespostrzeg³, jak Przemêka ruszy³ ku przejœciu.Ockn¹³ siê dopiero wówczas,kiedy Szarka cisnê³a w ziemiê sztyletem.- Tr¹d i pomór! - syknê³a, odrzucaj¹c z niesmakiem trupka rudej polnej myszy.Ksi¹¿ê zaœmia³ siê sucho.Kobieta wytar³a sztylet o po³ê kubraka.Podnaci¹gniêtym g³êboko kapturem jej oczy b³ysnê³y matowo, gdy odwróci³a siê izrobi³a pierwszy krok ku Skalniakowi.- Dok¹d? - chwyci³ jej ramiê Twardokêsek.- Dok¹d, kobieto?Ksi¹¿ê milcza³.- Teraz jego kolej - burkn¹³ zbójca.- On przodem pójdzie.Uwolni³a siê, bez wysi³ku, niemal ³agodnie.Przez krótk¹ chwilê poczu³ na szyilekki, ciep³y oddech i zajrza³ jej w twarz.W ciemnoœci wyda³a mu siê poblad³ai skurczona.- Zostaw, Twardokêsek - powiedzia³a miêkko.- Niech siê uczy.Niech przywykadruhów na œmieræ posy³aæ.I zza ich pleców patrzeæ.Bo takie jest ksi¹¿êcewojowanie.Krew kubrak splami, tedy kubrak pomieniæ
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- ebooks.PL.Anna.B.Kisiel Lowczyc. .Wspolczesna.Gospodarka.Swiatowa.(osiol.NET).www!OSIOLEK!com
- Campbell, Anna Eine geheimnisvolle Lady
- Argasińska Anna Jezus Miłosierny Nawraca
- Jerzy.Brzezinski. .Metodologia.Badań.Psychologicznych.(2004).(PWN)
- Anna Brzezinska Zmijowa Harfa
- Clement Peter Inkwizytor
- Brown Sandra Mistyfikacja
- Patologia 1 2 zmiany wsteczne
- Jrr Tolkien Wyprawa (1 z 2) (5)
- Barbara Wood Sacred Ground (v4.0) (epub)
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- beststory.pev.pl