[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylu ludzi umar³o przez to wszystko.Przegrali godnie?Œmieræ jest godna? Tylko bestia mo¿e tak myœleæ.Ze mnie, choæ na œmieræpatrzy³am z bliska, bestii zrobiæ siê nie uda³o.I nie uda.       Nie odpowiedzia³.Patrzy³ na ni¹, wydawa³o siê, ¿e ch³onie j¹ wzrokiem.       - Ja wiem - zasycza³a - co ty knujesz.Co chcesz ze mn¹ zrobiæ.I powiemci ju¿ teraz: nie pozwolê ci siê tkn¹æ.A jeœli mnie.Jeœli mnie.To ciêzabijê.Nawet zwi¹zana.Gdy zgaœniesz, gard³o ci przegryzê.       Imperator szybkim gestem uciszy³ pomruk, wzbieraj¹cy wœród otaczaj¹cychich oficerów.       - Stanie siê to - wycedzi³, nie spuszczaj¹c z Ciri wzroku - coprzeznaczone.Po¿egnaj siê z przyjació³mi, Cirillo Fiono Elen Riannon.       Ciri spojrza³a na wiedŸmina.Geralt zaprzeczy³ ruchem g³owy.Dziewczynawestchnê³a.       Obie z Yennefer objê³y siê i szepta³y d³ugo.Potem Ciri podesz³a doGeralta.       - Szkoda - powiedzia³a cicho.- Zapowiada³o siê lepiej.       - Znacznie lepiej.       Objêli siê.       - B¹dŸ mê¿na.       - On mnie nie bêdzie mia³ - szepnê³a.- Nie bój siê.Ucieknê mu.Mamsposób.       - Nie wolno ci go zabiæ.Pamiêtaj, Ciri.Nie wolno.       - Nie bój siê.Wcale nie myœla³am o zabijaniu.Wiesz, Geralt, jazabijania mam doœæ.Za du¿o tego by³o.       - Za du¿o.¯egnaj, wiedŸminko.       - ¯egnaj, wiedŸminie.       - Tylko nie p³acz.       - £atwo ci mówiæ.* * *       Emhyr var Emreis, imperator Nilfgaardu, towarzyszy³ Yennefer i Geraltowia¿ do ³azienki.Niemal a¿ do cembrowiny wielkiego, marmurowego basenu, pe³negoparuj¹cej i pachn¹cej wody.       - ¯egnajcie - powiedzia³.- Nie musicie siê spieszyæ.Odje¿d¿am, alezostawiam tu ludzi, których poinstruujê i którym wydam rozkazy.Gdy bêdzieciegotowi, zawo³ajcie, a lejtnant poda wam nó¿.Ale powtarzam: spieszyæ siê niemusicie.       - Doceniamy ³askê - powa¿nie kiwnê³a g³ow¹ Yennefer.- Wasza CesarskaMoœæ?       - S³ucham?       - Proszê, w miarê mo¿liwoœci, nie krzywdziæ mojej córki.Nie chcia³abymumieraæ z myœl¹, ¿e ona p³acze.       Emhyr milcza³ d³ugo.Nawet bardzo d³ugo.Oparty o oœcie¿nicê.Zodwrócon¹ g³ow¹.       - Pani Yennefer - odpowiedzia³ wreszcie, a twarz mia³ bardzo dziwn¹.-Mo¿e byæ pani pewna, ¿e nie skrzywdzê córki pani i wiedŸmina Geralta.Depta³emtrupy ludzi i tañczy³em na kurhanach wrogów.I myœla³em, ¿e staæ mnie nawszystko.Ale tego, o co mnie pani podejrzewa, zrobiæ zwyczajnie niepotrafi³bym.Teraz to wiem.Tak¿e dziêki wam obojgu.¯egnajcie.       Wyszed³, cicho zamykaj¹c za sob¹ drzwi.Geralt westchn¹³.       - Rozbierzemy siê? - spojrza³ na paruj¹cy basen.- Niezbyt raduje mniemyœl, ¿e wywlok¹ mnie st¹d jako nagiego trupa.       - A mnie, wyobraŸ sobie, wszystko jedno, jak¹ mnie wywlok¹ - Yenneferzrzuci³a trzewiczki i szybkimi ruchami rozpiê³a sukniê.- Nawet jeœli to mojaostatnia k¹piel, nie bêdê siê k¹paæ w ubraniu.       Œci¹gnê³a koszulê przez g³owê i wesz³a do basenu, energicznierozbryzguj¹c wodê.       - No, Geralt? Czemu stoisz jak wmurowany?       - Zapomnia³em, jaka jesteœ piêkn¹.       - £atwo zapominasz.Dalej, do wody.       Gdy usiad³ przy niej, natychmiast zarzuci³a mu rêce na szyjê.Poca³owa³j¹, g³aszcz¹c jej taliê, nad wod¹ i pod wod¹.       - Czy to - spyta³ dla porz¹dku - jest aby w³aœciwy czas?       - Na to - zamrucza³a, zanurzaj¹c jedn¹ rêkê i dotykaj¹c go - ka¿dy czasjest w³aœciwy.Emhyr dwukrotnie powtórzy³, ¿e nie musimy siê spieszyæ.Na czymwola³byæ spêdziæ ostatnie minuty, które nam dano? Na p³aczach i ¿alach?Przecie¿ to niegodne.Na rachunku sumienia? Przecie¿ to banalne i g³upie.       - Nie o to mi chodzi³o.       - O co wiêc?       - Jeœli woda wystygnie - wymrucza³, pieszcz¹c jej piersi - ciêcia bêd¹bolesne.       - Za rozkosz - Yennefer zanurzy³a drug¹ rêkê - warto zap³aciæ bólem.Boisz siê bólu?       - Nie.       - Ja te¿ nie.Usi¹dŸ na brzegu basenu.Kocham ciê, ale nie bêdê, cholerajasna, nurkowaæ.* * *       - Jejku, jej - powiedzia³a Yennefer, odchylaj¹c g³owê tak, ¿e jejwilgotne od pary w³osy rozp³ynê³y siê po cembrowinie jak ma³e czarne ¿mijki.-Jejku.jej.* * *       - Kocham ciê, Yen.       - Kocham ciê, Geralt.       - Ju¿ czas.Zawo³ajmy.       - Zawo³ajmy.       Zawo³ali.Najpierw zawo³a³ wiedŸmin, potem zawo³a³a Yennefer.Potem, niedoczekawszy siê ¿adnej reakcji, wrzasnêli chórem.       - Juuuu¿! Jesteœmy gotowi! Dajcie nam ten nó¿! Heeej! Cholera! Wodastygnie!       - To z niej wyjdŸcie - powiedzia³a Ciri, zagl¹daj¹c do ³azienki.- Oniwszyscy sobie poszli.       - Coooo?       - Przecie¿ mówiê.Poszli sobie.Oprócz nad trojga nie ma tu ¿ywej duszy.Ubierzcie siê.Na golasa wygl¹dacie strasznie œmiesznie.* * *       Gdy siê ubierali, zaczê³y im dr¿eæ rêce.Obojgu.Z najwy¿sz¹ trudnoœci¹radzili sobie z haftkami, sprz¹czkami i guzikami.Ciri papla³a.       - Odjechali.Zwyczajnie.Wszyscy, ilu ich by³o.Zabrali st¹d wszystkich,wsiedli na konie i odjechali.A¿ siê kurzy³o.       - Nie zostawili nikogo?       - Nikogutko.       - Niepojête - szepn¹³ Geralt.- To jest niepojête.       - Czy sta³o siê coœ - odchrz¹knê³a Yennefer - co by to t³umaczy³o?       - Nie - odrzek³a szybko Ciri.- Nic.       K³ama³a.* * *       Z pocz¹tku nadrabia³a min¹.Wyprostowana, z hardo zadart¹ g³ow¹ ikaminn¹ twarz¹, odepchnê³a od siebie urêkawiczone rêce czarnych rycerzy, œmia³oi wyzywaj¹co spojrza³a na budz¹ce grozê nosale i zas³ony ich he³mów.Niedotknêli jej ju¿ wiêcej, tym bardziej, ¿e powstrzymywa³o ich przed tymwarkniêcie oficera, barczystego draba ze srebrnymi galonami i bia³ym czaplimpióropuszem.       Poszli ku wyjœciu, eskortowana z obu stron.Z dumnie uniesion¹ g³ow¹.Dudni³y ciê¿kie buty, chrzêszcza³y kolczugi, dzwoni³a broñ.       Po kilkunastu krokach obejrza³a siê po raz pierwszy.Po nastêpnych kilkupo raz drugi.Przecie¿ ja ich ju¿ nigdy, nigdy nie zobaczê, przeraŸliw¹ ich³odn¹ jasnoœci¹ zap³onê³a jej pod ciemieniem myœl.Ani Geralta, ani Yennefer.Nigdy.       Œwiadomoœæ momentalnie, za jednym zamachem star³a maskê udawanej odwagi.Twarz Ciri skurczy³a siê i wykrzywi³a, oczy nape³ni³y siê ³zami, z nosapociek³o.Dziewczyna walczy³a ze wszystkich si³, ale na pró¿no.Fala ³ezprzerwa³a tamê pozorów.       Nilfgaardczycy z salamandrami na p³aszczach patrzyli na ni¹ w ciszy.I wzdumieniu.Niektórzy widzieli j¹ na zakrwawionych schodach, wszyscy widzieli j¹w rozmowie z cesarzem.WiedŸminkê z mieczem, wiedŸminkê niepokonan¹, butnieskacz¹c¹ do oczu samemu imperatorowi.I dziwili siê teraz, widz¹c pochlipuj¹cei ³kaj¹ce dziecko.       By³a tego œwiadoma.Ich spojrzenia pali³y j¹ jak ogieñ, k³u³y jakszpilki.Walczy³a, ale bez skutku.Im mocniej wstrzymywa³a p³acz, tym silniejwybucha³.       Zwolni³a kroku, potem zatrzyma³a siê.Eskorta stanê³a równierz.Aletylko na moment.Na warkliw¹ komendê oficera ¿elazne rêce chwyci³y j¹ pod pachyi za przeguby.Ciri, szlochaj¹c i ³ykaj¹c ³zy, obejrza³a siê po raz ostatni.Potem powleczono j¹.Nie stawia³a oporu.Ale szlocha³a coraz g³oœniej i corazrozpaczliwiej.       Zatrzyma³ ich cesarz Emhyr car Emreis, ten ciemnow³osy cz³owiek otwarzy, która budzi³a w niej dziwne, niejasne wspomnienia.Puœcili j¹ na jegoostry rozkaz [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl