[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Josephine złamała plombę, rozerwała kopertę i wysypała zawartość na kolana.Gdy zobaczyła, co znajduje się w środku, była wdzięczna przeczuciu, które kazało jej się powstrzymać z otwarciem koperty na dole.Były tam trzy rzeczy.Czarny, jedwabny szalik.Para błyszczących metalowych kajdanków.I notatka:”Weź prysznic.Nie ubieraj się.Czekaj w pokoju.” Josephine przyzwyczajała się, iż zewsząd wydaje się jej rozkazy, tak samo, jak przyzwyczajała się spacerować półnago, w niewygodnym stroju.Ciągle jednak czuła się dziwnie, będąc instruowana listownie, anonimowo co ma robić, skoro i tak zamierzała to zrobić.Szalik i kajdanki chłodziły jej gorące, nagie uda.Odczuwała miękki, delikatny dotyk jedwabiu i twardy, zdecydowany ziąb stali.Podniosła je, obejrzała z ciekawością i położyła na łóżku, razem z pustą kopertą.Tajemnicza przygoda rozwijała się dalej jak kryminalna historia.Co powinna wydedukować z ostatnich śladów? Zidentyfikować groźnego dr Hazla? Odnaleźć tajemnicze Estwych? A może ona sama była o coś podejrzana? Dlaczego dr Hazel i pielęgniarka zniknęli z gabinetu na St.Pancras? Zaczynało to nabierać logiki.Dzisiejsza droga była tak długa, niebawem oddział policjantów wyłamie drzwi hotelowego pokoju i oskarży ją o zamordowanie ich obojga.Kajdanki były otwarte.Nie umknęło jej uwadze, że nie ma do nich kluczyka.Znowu spojrzała na notatkę.Pismo było takie samo jak na kopercie - kanciaste gryzmoły.Nic jej nie mówiło.Josephine położyła kartkę na łóżku, razem z innymi przedmiotami.Podeszła do okna, otworzyła je szeroko i wychyliła się na zewnątrz wdychając gorące, upojne zapachy letniego dnia na angielskiej wsi.Przyglądała się ptakom, szybującym w czystym powietrzu, przelatującym tam i z powrotem, jak jej myśli.Czuła, że staje się roztargniona z powodu zmęczenia, głodu, podróży oraz specyficznego, mentalnego i fizycznego doświadczenia.Całkiem możliwe, że to wszystko nie było prawdziwe.Mogło być jakimś gigantycznym, paranoicznym złudzeniem.Była zupełnie szalona ubierając się w tak śmiały strój, opuszczając dom i pracę, aby udać się w nieznane, przekonana, że bierze udział w jakimś tajemniczym, terapeutycznym ćwiczeniu.Być może dr Hazel okaże się mężczyzną w białym, lekarskim fartuchu, a Estwych - nazwą jego prywatnej kliniki.To miałoby jakiś sens.Ale nic poza tym.Josephine ściągnęła wilgotne, przepocone skarpetki, zsunęła szorty i po lekkiej szarpaninie oswobodziła się z podkoszulka.Zdjęła majtki, obcisłe i nie ozdobione żadnymi koronkami.Pozostawiła wszystkie rzeczy na podłodze, tam gdzie upadły, udała się do łazienki i odkręciła kran.Długo stała pod prysznicem polewając się strumieniem gorącej wody.Namydliła się i spłukała obfitą pianę lodowato zimną wodą, która przywróciła ją do życia.Ręczniki hotelowe były grube i puszyste.Znalazła aż trzy w łazience.Użyła ich wszystkich.Wtedy, szczelnie owinięta w największy z nich, wróciła do sypialni.Na drzwiach wbudowanej w ścianę szafy mieściło się ogromne lustro.Josephine odwinęła ręcznik i przejrzała się w nim.Jedynym śladem tego, przez co przeszła, była gruba, czerwona linia wokół talii, gdzie gumka szortów wpijała się w ciało.Poniżej jej wilgotne włosy łonowe układały się zgrabnie w miękkie loki.Burczało jej w żołądku.Zastanawiała się, na kogo teraz czeka i czy dostanie jakiś lunch.Pewnie nie.”Nie ubieraj się” - mówiła instrukcja.To podobało się Josephine.Nie pragnęła za bardzo ponownego kontaktu z przepoconym sportowym strojem.Spodziewała się, że przyniosą jej jakieś inne ubranie.„Czekaj” - mówiła instrukcja.Bardzo dobrze.Będzie czekać.A w międzyczasie zamówi coś do jedzenia.Po sprawdzeniu napisanej na maszynie listy numerów, wiszącej na ścianie, podniosła słuchawkę i połączyła się z recepcją.- Mówi Josephine Morrow z pokoju 11.Czy podajecie jeszcze lunch? Dobrze.Zastanawiałam się, czy mogę jeszcze coś zamówić.Co znajduje się w karcie?Przerwała słuchając.- Aha, aha.A czy jest dojrzały camembert? Tak, proszę do tego francuskie pieczywo.Sałatka orzechowa - to brzmi zachęcająco.Mhm, kawałek szarlotki i krem, oraz filiżankę czarnej kawy.O, i jeszcze kieliszek białego, wytrawnego wina.Tak, to by było wszystko.Proszę dopisać to do mojego rachunku.Wspaniale.Dziękuję bardzo.Położyła się na łóżku czując się znacznie lepiej.Nie minęła minuta, gdy rozległo się pukanie do drzwi.- Proszę wejść - powiedziała i wybiegła do łazienki.Odkręciła kran do oporu.- Obsługa hotelowa, madame - powiedział głos.- Pani lunch.- Och, dziękuję - powiedziała przekrzykując lejącą się wodę.- Bardzo proszę postawić na stole.Potem nasłuchując, czekała, aż za wychodzącym zamkną się drzwi.Pomknęła do pokoju i rzuciła się na jedzenie jak umierające z głodu zwierzę.Jadła w pośpiechu mówiąc sobie, że powinna zwolnić, aby uniknąć niestrawności, lecz obawiała się, że ktoś bądź coś, na co czekała, może zaskoczyć ją, zanim dobrnie do kawy.Jedzenie było doskonałe, szczególnie sałatka z orzechów.W końcu, odłożywszy widelec, powiedziała na głos:- Muszę przyjechać tu ponownie.Wytarła usta a następnie prawą pierś, na którą upuściła w pośpiechu odrobinę kremu.Siedząc wygodnie, odświeżona i nasycona, zaczęła rozważać swoją sytuację.Nic nie podnosi tak na duchu jak dobry lunch i kieliszek wina.Jak do tej pory, nic szczególnie strasznego nie wydarzyło się.Jeśliby w którymś momencie zadecydowała, że ma dość przygód i rezygnuje z dalszej części doświadczenia, to przecież mogła to zrobić.Mogła podjąć jakieś działania, nawet jeśli nie była całkiem pewna, jakie.Faktem było, że nikt nie przykładał jej rewolweru do skroni.Próbowali upokorzyć ją, ale ona postanowiła nie zauważać tego.Z pewnością okaże się to bardzo pożyteczne dla niej i dla dr Hazla, kiedy ewentualnie stanie z nim twarzą w twarz.Postanowiła przez chwilę nie myśleć o szaliku i kajdankach.Zadzwonił telefon, przerywając Josephine nastrój zadumy, gdy właśnie gratulowała sobie trafnej oceny sytuacji.Zaskoczona, poderwała się jak oparzona, wpatrując się w aparat ze zdziwieniem.Zadzwonił znowu.Tracąc nagle pewność siebie, ześlizgnęła się z łóżka, chwytając leżący ręcznik w jedną rękę i podnosząc słuchawkę telefonu drugą.- Halo?- Pani Morrow?- Tak jest - powiedziała, przyciskając ręcznik kurczowo do piersi, zła na siebie zarówno za swoje przerażenie, jak i łatwość, z jaką dawała się zbić z tropu.- Dr Hazel pozdrawia panią, pani Morrow - to był kobiecy głos o jakby japońskim akcencie.- Ma nadzieję, że smakował pani lunch.Tak więc wiedzieli o tym, co robiła.- Proszę mu podziękować w moim imieniu - powiedziała Josephine - i proszę mu powiedzieć, że musi mi jak najszybciej dać szansę rewanżu.Kobieta zaśmiała się delikatnie.To był pierwszy przypadek, gdy ktoś z nich wyraził uznanie dla jej słów.- Dostała pani kopertę - kontynuował głos.To nie było pytanie.- Będziemy u pani za kilka minut.Cieszymy się bardzo ze spotkania z panią.Nastąpiła pauza.- Nawet w połowie nie tak, jak ja cieszę się na spotkanie z dr Hazlem - zapewniła Josephine po chwili, prawie nie słysząc tego, co kobieta powiedziała na koniec:- Musi pani zawiązać oczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl