[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ksiê¿yc ma wszystko w nosie, pomyœla³aCharity, ale ta myœl nie przynios³a jej ¿adnego ukojenia.- O co chodzi? - spyta³a Donna niepewnym g³osem.Siedzieli oboje w living-roomie.Vic wróci³ do domu, kiedy Tad szed³ ju¿ spaæ iod tamtej pory up³ynê³o dobre pó³ godziny.Ma³y spa³ teraz w swoim pokoju napiêtrze, drzwi znajduj¹cej siê tam œciennej szafy by³y szczelnie zamkniête, aS³owa na Potwora wisia³y przy ³Ã³¿ku przypiête do œciany pinezk¹.Vic wsta³ i podszed³ do okna, za którym rozpoœciera³a siê ciemnoœæ.Ona wie,pomyœla³ posêpnie.Mo¿e nie ma jeszcze stuprocentowej pewnoœci, ale zaczyna siêdomyœlaæ.Przez ca³¹ drogê do domu usi³owa³ zadecydowaæ, czy wygarn¹æ jej to woczy, przeci¹æ wrzód, wylaæ ca³¹ ¿Ã³³æ i spróbowaæ jakoœ z tym ¿yæ, czy mo¿eudawaæ, ¿e nic siê nie sta³o.Po wyjœciu z parku Deering Oaks podar³ list ijad¹c do domu Drog¹ Nr 302 wyrzuci³ strzêpki przez okno.Trenton-œmieciuch,pomyœla³.Teraz nie mia³ ju¿ wyboru.Widzia³ blade odbicie Donny w ciemnejszybie, bia³y owal twarzy w ¿Ã³³tym blasku lampy.Odwróci³ siê do niej, czuj¹c ca³kowit¹ pustkê w g³owie.On wie, pomyœla³a Donna.Nie po raz pierwszy zreszt¹ w ci¹gu ostatnich trzechgodzin, które by³y trzema najd³u¿szymi godzinami w jej ¿yciu.Wyczu³a to z jegog³osu, kiedy zadzwoni³, ¿eby uprzedziæ, ¿e bêdzie w domu póŸniej.Z pocz¹tkuzareagowa³a panik¹ - trzepotliw¹ panik¹ ptaka uwiêzionego w gara¿u.Obezw³adniona strachem poda³a Tadowi kolacjê.Usi³owa³a przewidzieæ, co mo¿esiê staæ, ale nie by³a w stanie rozumowaæ logicznie.Teraz zmyjê naczynia,pomyœla³a.Potem je wytrê.Potem odstawiê do szafki.Potem poczytam trochêTadowi.Potem po prostu po¿eglujê poza krawêdŸ œwiata.Panikê wkrótce wypar³o poczucie winy.Poczucie winy ust¹pi³o miejscaprzera¿eniu, a po jakimœ czasie przera¿enie przemieni³o siê w fatalistyczn¹apatiê.Przez tê apatiê przebija³a jednak pewna ulga.Wyda³o siê.Ciekawe, czymacza³ w tym palce Steve, czy Vic sam siê domyœli³? Przypuszcza³a, ¿e to raczejSteve, ale jakie to mia³o teraz znaczenie? Dobrze, ¿e Tad jest ju¿ w ³Ã³¿ku iœpi sobie smacznie.Ale jaki bêdzie poranek? Ta myœl cofnê³a j¹ z powrotem dopanicznego strachu.Zrobi³o jej siê niedobrze, poczu³a siê zgubiona.Vic odwróci³ siê do niej spod okna.- Dosta³em dzisiaj list - powiedzia³.- Niepodpisany list.G³os mu siê za³ama³.Przeszed³ znowu nerwowo przez pokój, a ona pomyœla³a ni ztego, ni z owego, jaki z niego przystojny mê¿czyzna i ¿e szkoda, ¿e takwczeœnie zacz¹³ siwieæ.Niektórym m³odym mê¿czyznom by³o z tym do twarzy, leczVic bêdzie wygl¹da³ na przedwczeœnie postarza³ego i.Ale czemu myœli teraz o jego w³osach? Przecie¿ ma powa¿niejsze zmartwienia ni¿jego w³osy.Bardzo cicho, s³ysz¹c dr¿enie swego g³osu, wyrzuci³a wszystko z siebie niczymjakieœ ohydne lekarstwo - zbyt gorzkie, by mo¿na je by³o prze³kn¹æ.- Steve Kemp.Cz³owiek, który odnawia³ biurko do twojego gabinetu.Piêæ razy.Nigdy w naszym ³Ã³¿ku, Vic.Nigdy.Vic wyci¹gn¹³ rêkê po paczkê winstonów le¿¹c¹ na stoliczku przy sofie, leczstr¹ci³ j¹ na pod³ogê.Podniós³ papierosy, wyj¹³ jednego i zapali³.Rêcedygota³y mu jak w febrze.Nie patrzyli na siebie.To niedobrze, pomyœla³aDonna.Powinniœmy na siebie patrzeæ.- Dlaczego? - zapyta³.- Czy to wa¿ne?- Dla mnie wa¿ne.Nawet bardzo wa¿ne.Chyba ¿e chcesz odejœæ.Jeœli tak, torzeczywiœcie mniejsza z tym.Jestem wœciek³y jak diabli, Donno.Próbujê.próbujê nad tym panowaæ, bo choæbyœmy mieli ju¿ nigdy wiêcej szczerze nierozmawiaæ, to teraz musimy siê na to zdobyæ.Chcesz odejœæ?- Spójrz na mnie, Vic.Uczyni³ to z wielkim wysi³kiem.Mo¿e i by³ a¿ tak wœciek³y, jak twierdzi³, aleona widzia³a w jego twarzy tylko cierpienie i lêk.Nagle, z si³¹ ciosuboksersk¹ rêkawic¹ l¹duj¹cego na wargach, uœwiadomi³a sobie, jak ma³o brakuje,by ca³y œwiat usun¹³ mu siê spod nóg.Agencja ledwie zipa³a i jakby tego by³oma³o, teraz, niczym obrzydliwy deser po wstrêtnym g³Ã³wnym daniu, zwala mu siêjeszcze na g³owê ma³¿eñski kryzys.Dozna³a nag³ego przyp³ywu ciep³egowspó³czucia dla tego mê¿czyzny, którego czasami nienawidzi³a, a czasami,przynajmniej przez ostatnie trzy godziny, ba³a siê œmiertelnie.Sp³ynê³o na ni¹coœ w rodzaju objawienia.Mia³a nadziejê, ¿e zawsze bêdzie myœla³, ¿e uczucie,jakie nim miota, to wœciek³oœæ, a nie.nie to, co zdradza³a jego twarz.- Nie chcê odejœæ - powiedzia³a.- Kocham ciê.Wydaje mi siê, ¿e w ci¹gu tychostatnich kilku tygodni odkry³am to na nowo.Przez chwilê mia³a wra¿enie, ¿e mu ul¿y³o.Podszed³ znowu do okna, potem wróci³do kanapy.Usiad³ ciê¿ko i spojrza³ na ni¹.- No wiêc dlaczego?Poczucie objawienia rozp³ynê³o siê w jakimœ nieokreœlonym, frustruj¹cymgniewie."Dlaczego".Typowo mêskie pytanie.Muszê wiedzieæ, dlaczego tozrobi³aœ.Jakby by³a samochodem, w którym zacina siê zawór iglicowy i silnikzaczyna prychaæ i kas³aæ, albo robotem, któremu coœ siê poprzestawia³o nataœmach z programem i zacz¹³ serwowaæ klopsy na œniadanie, a jajecznicê naobiad.Mo¿e kobiet wcale nie doprowadzaj¹ do sza³u sprawy zwi¹zane z seksem,przysz³o jej nagle do g³owy - mo¿e to ta irytuj¹ca mêska d¹¿noœæ doracjonalizacji wszystkiego?- Nie wiem, czy potrafiê ci to wyt³umaczyæ.Obawiam siê, ¿e zabrzmi g³upio,nieprzekonuj¹co i trywialnie.- Spróbuj.Czy dlatego, ¿e.- Odchrz¹kn¹³ i mia³a wra¿enie, ¿e spluwa wd³onie, a potem wszystko dokumentnie popsu³ (znowu ta przeklêta d¹¿noœæ doracjonalizacji).- Czy to dlatego, ¿e ciê nie zaspokajam? Dlatego?- Nie - burknê³a.- To dlaczego? - spyta³ bezradnie.- Na litoœæ bosk¹, dlaczego?W porz¹dku.sam siê o to prosisz, pomyœla³a.- Ze strachu - wyrzuci³a z siebie.- Chyba przede wszystkim ze strachu.- Ze strachu?- Kiedy Tad wychodzi³ do przedszkola, zaczyna³am siê baæ.Tad by³ jak.jak tosiê mówi.? jak bia³y szum.Jak to, co siê wydobywa z g³oœnika telewizora,który nie jest dobrze dostrojony do odbieranej stacji.- Przecie¿ on nie chodzi³ do ca³odziennego przedszkola - zauwa¿y³ natychmiastVic i wyczu³a, ¿e gotów jest wybuchn¹æ gniewem, zarzuciæ jej, ¿e próbuje zwaliæca³¹ winê na Tada.Kiedy siê zdenerwuje, mog¹ paœæ s³owa, które nie powinnyzostaæ wypowiedziane, przynajmniej jeszcze nie teraz.Rzucaj¹ miêdzy sob¹czymœ, co jest bardzo kruche.£atwo to upuœciæ.- I w³aœnie chyba w tym rzecz - powiedzia³a szybko.- Nie chodzi³ doca³odziennego przedszkola.Przez wiêkszoœæ dnia mia³am go przy sobie.Kiedyszed³ do ogródka zabaw.zostawa³am sama.- Spojrza³a na Vica.- Ciszawydawa³a mi siê wtedy bardzo g³oœna.Zaczê³am siê baæ.W przysz³ym roku pójdziedo przedszkola.Codziennie pó³ dnia zamiast po pó³ dnia przez trzy dni wtygodniu.Za dwa lata bêdzie poza domem ca³y dzieñ przez piêæ dni w tygodniu.Pozostan¹ godziny, które trzeba bêdzie czymœ wype³niæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl