[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kaszka z kukurydzy, m¹ka z kukurydzy i absolut­nie nic innego.Jadwiga wpad³a w sza³, bo dziecko by³o rzeczywiœcie powa¿nie chore, a owa m¹kaokaza³a siê czymœ nieosi¹galnym.W przyp³ywie rozpaczy da³a og³oszenie doktórejœ gazety, ¿e dla chorego dziecka potrzebne s¹ tego rodzaju artyku³yspo¿ywcze, i roz­pêta³a tym istne piek³o.Za zgod¹ Witka, który sam niewiedzia³, na co siê nara¿a, poda³a nasz bezpoœredni numer biurowy, bo sama niemia³a w domu telefonu.Og³oszenie znalaz³o natychmiastowy oddŸwiêk wspo³eczeñstwie.Ju¿ nastêpnego dnia od rana za­czê³y siê telefony.Najpierwdzwoni³o ca³e miasto, proponuj¹c jej m¹kê w kilogramach, nastêpnie apel dotar³do dalszych rejonów kraju i m¹ka posz³a w tony.Jakaœ wytwórnia zaoferowa³a jejtrzy wago­ny, prywatne osoby i instytucje zg³asza³y siê bez przerwy, dzwonilinawet ze Szwajcarii i z Anglii.Do redakcji owej gazety przychodzi³y paczki,których dwóch silnych ch³opów nie mog³o udŸwign¹æ.Zasy­pana górami m¹ki ikaszy kukurydzianej, nieszczêsna, przera¿ona Jadwiga zaczê³a wreszciekategorycz­nie odmawiaæ przyjmowania dalszych darów, zrobiw­szy ju¿ sobie zapasna najbli¿sze kilkaset lat.Wszystko by³oby dobrze, gdyby nie to, ¿e przy bez­poœrednim telefonie siedzia³aMatylda.Przez pierw­sze kilka godzin przyjmowa³a zg³oszenia z du¿¹¿ycz­liwoœci¹, potem zaczê³a byæ nieco sztywna, potem nieuprzejma, a¿ trzeciegodnia dosta³a rozstroju nerwowego.Znienawidzi³a z ca³ej duszy wszelk¹ m¹kê ikaszê na œwiecie, a na Jadwigê patrzeæ nie mog³a.Z histerycznym krzykiemodmawia³a podnoszenia s³uchawki, powoduj¹c tym komplikacje natury s³u¿­bowej.Przy którymœ kolejnym telefonie, wykorzystuj¹c nieobecnoœæ Witka, wyrzuci³arozmawiaj¹c¹ Jadwigê do gabinetu, który dysponowa³ tym samym apara­tem,prze³¹czanym za pomoc¹ czerwonego guzika.Zdenerwowana skomplikowan¹ sytuacj¹Jadwiga ba­wi³a siê w trakcie rozmowy swoimi w³asnymi klucza­mi od mieszkania,które nastêpnie w roztargnieniu zostawi³a w gabinecie.Dowiedzia³am siê o tym nastêpnego dnia, kiedy Jadwiga zwierzy³a mi siê zeswoich okropnych prze­¿yæ.Brak kluczy zauwa¿y³a dopiero po przyjeŸdzie dodomu, który okaza³ siê dla niej niedostêpny.Dziecko znajdowa³o siê wtygodniowym ¿³obku, w infirmerii, na specjalnych prawach, i w domu nie by³onikogo.Wróci³a wiêc do pracowni, stwierdziwszy uprzednio telefonicznie, czywewn¹trz jest ktoœ, kto jej otworzy.By³ Ryszard.Uszczêœliwiona Jadwigaprzyby³a do biura, gdzie czeka³o j¹ fatalne rozczarowanie.Mianowicie drzwi dogabinetu by³y zamkniête, i to zarówno te od strony przedpokoju, jak i te odsali konferencyj­nej.Fakt ten g³êboko utkwi³ w jej pamiêci, bo nie chodzi³ojej ju¿ o to, ¿e nie mia³a gdzie nocowaæ, tylko o to, ¿e wieczorem by³aumówiona z kimœ bardzo wa¿nym i nie mog³a siê przebraæ.W rezultacie poje­cha³ana spotkanie w roboczych szmatach, a nocowa³a u swojej gospodyni na strychu.Patrzy³am teraz na jedz¹c¹ kukurydziany placek Alicjê i usi³owa³am sobieprzypomnieæ wszystkie okolicznoœci tamtego zamkniêcia drzwi.Wtedy niezwróci³am na to zbytniej uwagi, zajêta przypad³oœ­ciami pechowej Jadwigi.Ktoje zamkn¹³? I kiedy to by³o?.— Pani Jadwigo, kiedy to by³o? — spyta³am, prze­rywaj¹c jej opowiadanie.— A zaraz pani powiem, bo dok³adnie pamiêtam.W pierwszej po³owie listopada.Oczywiœcie! Teraz zrozumia³am ju¿ wszystko.W tym samym okresie Witek robi³konkurs, obaj z Januszem, a niekiedy tak¿e i Wiesio, siedzieli po nocach iwszystkie materia³y do owego konkursu Witek trzyma³ w gabinecie.Dlatego terazmêczy³a mnie myœl, ¿e k³amie, wypieraj¹c siê klucza.Palcem przecie¿ tych drzwinie zamyka³.Zaraz, a mo¿e Zbyszek?.Nie, Zbyszek wtedy jeszcze pracowa³ w pierwszympokoju, do gabinetu przeniós³ siê dopiero od nowego roku, to ju¿ dok³adniepamiêtam.Wiêc jednak Witek? Dlaczego k³amie?.Na co ty czekasz? — spyta³a ze zdziwieniem Alicja.— Ma³o ci by³o tychwczorajszych godzin nadliczbowych? Nie idziesz do domu?.***W domu mia³am roz³o¿on¹ na stole ma³¹, prowizo­ryczn¹, wolnostoj¹c¹ kot³owniêna trzy kot³y.Usiad­³am przy desce i zaczê³am kreœliæ elewacje.Zajêcie by³oma³o skomplikowane umys³owo, tote¿ mog³am sobie przy nim pozwoliæ nakontynuowanie œledztwa.W g³owie k³êbi³y mi siê tysi¹ce ró¿nych pogmatwa­nychmyœli, z których w ¿aden sposób nie mog³am wy³owiæ nic rozs¹dnego.Najbardziejgnêbi³ mnie Witek.Wiedzia³am, ¿e Witek mia³by powód do zamor­dowania Stolarka, ale pod warunkiem,¿e Stolarek o tym powodzie wiedzia³ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl