[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.— W Polsce Ludowej trzeba udowodniæ winê, a nie niewinnoœæ!— A ja twierdzê, ¿e to on! No i co?— Wiesiu, na litoœæ bosk¹! Mam nadziejê, ¿e to nie ty! Udowodnij mu!— Nie mogê — powiedzia³ Wiesio niepewnie.— Wychodzi³em z pokoju.— No to co? Janusz te¿ wychodzi³ i Leszek te¿.— Zaraz, czekajcie! Obliczmy mo¿e sobie od razu, kiedy kto z nas wychodzi³, czyto siê zgadza.Poœpiesznie zaczêliœmy sobie przypominaæ swoje czynnoœci, przy czym bezcennymskarbem okaza³o siê radio.Janusz podniós³ siê z miejsca przy s³o­wach: „.których wymagaj¹ pomieszczenia dla knu­rów." i po drodze przestawi³ na inn¹Warszawê.Leszek wyszed³ w czasie œpiewu Ireny Santor, a wróci³ na samympocz¹tku zapraszania do apara­tów klas szóstych i siódmych.Wiesio Irenê Santorprzesiedzia³, a za to od pocz¹tku do koñca straci³ Fogga.Mieliœmy aktualn¹prasê i na podstawie prog­ramu radiowego bez trudu uzyskaliœmy dok³adne godzinyich wêdrówek po biurze.Okaza³o siê, ¿e wszyscy trzej mieli szansê zamor­dowania Tadeusza.— W³aœciwie to wybroniæ siê móg³by tylko Le­szek — przyzna³ Wiesio.— On by³najmniej zorien­towany w temacie.Jak omawialiœmy morderstwo, to go jeszcze nieby³o.—A co? — zaciekawi³ siê Leszek.— Tak dok³ad­nie siê wszystko zgadza?— Jak w pysk da³ — powiedzia³ Janusz.— Mówiê ci, przewidzia³a ka¿dy szczegó³,jakby by³a przy tym.Leszek wpatrzy³ siê we mnie z wyraŸnym podzi­wem.Bardzo zdegustowanaprzerwa³am mu tê kon­templacjê.No dobrze, to trzech podejrzanych ju¿ mamy.Szukajmy dalej, mo¿e teraz od góry.Witek?Popatrzyliœmy na siebie w zamyœleniu.— Kto wie? On wygl¹da na zdolnego do czegoœ takiego.Niby taki g³adki,maminsynek, a w gruncie rzeczy zimny zbrodniarz.— I to nawet do niego pasuje.Tylko dlaczego? Motyw?— A kto z was mo¿e powiedzieæ, ¿e go dobrze zna? Kto wie, co on robi?— Z przyczyn s³u¿bowych go nie wykoñczy³, w to ju¿ nie uwierzê.Musia³by mieæ znim jakieœ kon­takty prywatne.— A sk¹d wiesz, ¿e nie mia³?— A sk¹d wiesz, ¿e mia³?— Czekajcie — powiedzia³ nagle Janusz.— Mnie coœ chodzi po g³owie.— Insekty?.— zaniepokoi³ siê Leszek.— Nie, czekaj, coœ mi siê tak majaczy.Ja ich chyba widzia³em razem pozabiurem i nie w godzi­nach pracy.Nie mogê sobie przypomnieæ.— Wysil umys³, bo to bardzo wa¿ne.— Dlaczego wa¿ne? Co z tego, ¿e ich widzia³? Nie mog¹ razem chodziæ po mieœcie?Janusz podniós³ g³owê i spojrza³ na mnie.Patrzy­³am na niego przez ca³y czas idam sobie g³owê uci¹æ, ¿e myœleliœmy o tym samym.O bardzo niemi³ej spra­wie, októrej ani Leszek, ani Wiesio nie wiedzieli.— Ma³o prawdopodobne — powiedzia³am w od­powiedzi na jego spojrzenie.Januszniechêtnie pokrêci³ g³ow¹.— Diabli go wiedz¹.No, ja za niego rêczyæ nie bêdê.— Bardzo dobrze, jest czwarty podejrzany — po­wiedzia³ Wiesio z zadowoleniem.—Nastêpny kto? Zbyszek?— Gdyby to pani zw³oki tam le¿a³y — oœwiadczy³ Leszek, milkn¹c na chwilê iwyraŸnie delektuj¹c siê t¹ myœl¹.— Gdyby to pani zw³oki.—.tam le¿a³y — podpowiedzia³ Wiesio.—.to gotów by³bym nawet przysiêgaæ, ¿e to Zbyszek!— Nie — zaprzeczy³ Janusz.— Wykluczone.Gdy­by go Zbyszek zabi³, to ja wammówiê, ¿e on by siê do tego przyzna³.To jest taki facet, ¿e w zdener­wowaniuzadusi³by ca³y personel, a potem sam od­da³by siê w rêce milicji.— A dziecko? — zaprotestowa³am.— Co dziecko?— Zbyszka dziecko.Myœlicie, ¿e on by dopuœci³ do tego, ¿eby jego syn ¿y³ zpiêtnem ojca mordercy?!A rzeczywiœcie, masz racjê.To co?.Po d³ugich wahaniach przyjêliœmy jednak kandyda­turê Zbyszka, chocia¿ niemogliœmy znaleŸæ dla niej ¿adnego rozs¹dnego uzasadnienia.Ale charakterpo­zwala³ mu przypisaæ zabójstwo w afekcie, wiêc nie mogliœmy z niego tak odrazu zrezygnowaæ.Nastêpnie wziêliœmy siê za resztê architektów, z których uniewinniliœmy jedynieAlicjê.Z zespo³u konstrukcyjnego Anka odpad³a, natomiast Kacper zosta³przyjêty przez aklamacjê.Z sanitarnych niebosz­czyk zosta³ automatyczniewykluczony, Andrzejowi daliœmy spokój, wiedz¹c, ¿e czeka³ w³aœnie na robotê odTadeusza i zosta³ tylko Stefan.Z elektryków Kajtka przyjêliœmy do kolekcjiradoœnie, a o W³odka wybuch³a potê¿na awantura.Leszek i Janusz opowiadali siêza jego niewinnoœci¹, natomiast my oboje z Wiesiem ods¹dzaliœmy go od czci iwiary.W rezultacie stanê³o na tym, ¿e jest najbardziej podejrzany zewszystkich.— Kosztorysy — powiedzia³am.— Danka, moim zdaniem, odpada, a Jarka nie by³o,nie ma o czym mówiæ.Administracja!— Olgierd! — krzyknêli wszyscy trzej równoczeœ­nie.— Dlaczego? — zdziwi³am siê, bo g³Ã³wny ksiêgo­wy jakoœ mi nigdy nie wygl¹da³ nazbrodniarza.— Ka¿dy g³Ã³wny ksiêgowy musi byæ podejrzany — oœwiadczyli mi na to i musia³amsiê zgodziæ.Nas­têpnie uniewinniliœmy jeszcze Wiesiê i Jadwigê, uznawszy, ¿e¿adna z nich nie da³aby rady Tadeuszo­wi.To nam pozwoli³o przy okazji nabraænowych w¹tpliwoœci.— Ja tego nie rozumiem — powiedzia³ Janusz z niesmakiem.— Jak on móg³ daæ siêtak g³upio udusiæ? Nawet niech bêdzie od ty³u, to jak?— Zwyczajnie — odpar³ Leszek.— Jak ci zarzucê sznurek od ty³u i zacisnê, to cozrobisz?— Odwrócê siê i dam ci w mordê.Mo¿esz byæ pewien, ¿e zd¹¿ê!— Figê, zd¹¿ysz.Spróbuj!— No spróbuj!Od s³owa do s³owa przyst¹pili do odtwarzania zbrodniczych czynnoœci z takimzapa³em, ¿e obydwo­je z Wiesiem zaniepokoiliœmy siê, czy grono niebosz­czykównie powiêkszy nam siê zbyt szybko [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl