[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Piją więc piwo na zapas, mówią głośniej,niż trzeba, nieustannie klepią swoich kolegów po ramio-nach, jakby upewniali się, że nie są sami.W Gelnhausenjest dobrze, spokojnie, choć trochę nudno; amerykań-scy żołnierze znajdują sobie dziewczyny, znajdują sobiechłopaków, to drugie znajdowanie przebiega w sposóbmniej jawny, choć równie skuteczny.Kontakt nawiązu-je się najpierw na odległość, a potem można go zwią-zać ciaśniej w ruinach zamku Barbarossy, który za dniai nocą jest główną atrakcją turystyczną miasteczka.lvogotów jest zakochać się od pierwszego wejrzenia po raztrzeci, gdy przychodzi list od jego matki, która informuje295go, że ojciec złożony astmą i chorobą serca jest w szpi-talu, stan ciężki.Matka zdobywa się na bezpośredniośćo wiele łatwiejszą listownie i gdy Johna 1/1 Smitha nie maw zasięgu, z którego mógłby wrzasnąć lub rzucić czymśw jej kierunku.Jej zdaniem, w ostatnich latach głowa ro-dziny coraz szczelniej wypełniała się niechęcią do pier-worodnego, który zawiódł na całej linii, i kto wie, czy tonie owa niechęć doprowadziła do zaburzenia wewnętrz-nej równowagi i beznadziejnej choroby.Senior chwyciłsię za serce, zaaplikował sobie kilka dawek spreju prze-ciw astmie i zmienił testament; o tym fakcie matka wełzach donosiła synowi.Jego część spadku trafi do koś-cioła białych chrześcijan i pastora, którego Ivo widział nawłasne oczy w białej todze.Croissant du galant albo Ku--Klux-Klan, w Calypso nikt nie miał wątpliwości, co jestlepszą inwestycją; ci w białych sukienkach to Scheilśe,zgadza się także starszy cukiernik Helmut.Co robić? Czy to Sara zasugerowała? A może tylkospojrzała najpierw na Dominikę, a potem na Iva tak, jak-by w głowie rodził jej się plan, który po chwili dla całejtrójki był oczywisty.Ivo klęka przed Dominiką, podaje jejniedojedzonego banana w czekoladzie i pyta, czy zosta-niesz moją żoną? Dlaczego nie, odpowiada Dominika.VIIA więc to jest ten potwór, Dominika patrzyła na le-żącego w łóżku niepozornego mężczyznę o miękkich ry-sach i bardzo jasnej cerze, to jest potwór nienawiścią296ziejący, potężny Posejdon, właściciel wytwórni sprzętówłazienkowych? John 1/1 Smith był mniejszy, niż się spo-dziewała, i cichszy; zmniejszył się, wytłumaczył jej Ivo,o połowę skurczyła go choroba.Mam na imię Domini-ka, przedstawiła się, jestem żoną Iva, a amerykański teśćłypał na nią podejrzliwie spod opuchniętych powiek.Polka? Polka.Chudzina! prychnął, prysły krople śliny,żona pospieszyła z chusteczką, ale została odgonionajak mucha machnięciem dłoni.Głowa rodu Smith wpa-trywała się w Dominikę załzawionymi oczkami, a resztaciała głowy leżała unieruchomiona, po nakłuwana i pod-łączona do urządzeń monitorujących.Podejdź bliżejdo tatusia, zachęciła syna pani Smith i Ivo zrobił krokw kierunku łóżka, zakołysał się na piętach, wrócił, gdziestał.W momencie, gdy spotkał się wzrokiem z synem,John III Smith nabrał powietrza, jakby chciał coś jesz-cze powiedzieć, ale tylko poczerwieniał i rozkasłał się,krztusił się i parskał przez dłuższą chwilę, aż w końcuwydusił, welcome in America.Przy łóżku Johna III Smitha codziennie byli w kom-plecie, rodzina Smith niespodziewanie zasilona polskąsynową.Nie chcesz z nim porozmawiać sam na sam?pytała Dominika, ale Ivo upierał się, że nie ma o czym.Ojciec też nie wyrażał takiej chęci i ani przez chwilę niebyli sami, a gdy istniała taka groźba, pani Smith czu-wała, by w razie czego rzucić się pomiędzy ojca i syna.Dwie siostry Iva szeptały ze sobą i przewracały oczami,aż widać im było tylko białka w otoczeniu na sztywnowy tuszowanych rzęs, rzadko zwracały się do innych.Wyglądały jak osoby, które łączy posiadanie wspólnej ta-jemnicy, jakiegoś trupa, może nawet wspólnie utrupio-297nego i zakopanego w ogródku; siostry, pomyślała Domi-nika, prawie bliźniaczki.Gdy działo się coś ciekawego,spoglądały na siebie i mrugały jednocześnie, jakby ktośdawał im znak, że raz-dwa teraz, i już tęczówki uciekałyim pod powieki, ich wymalowane, nadmiernie opalonetwarze wyglądały jak szydercze maski śmierci.RzucałyDominice taksujące spojrzenia, a jeśli już zadawały jejjakieś pytanie, to niezależnie od odpowiedzi kwitowałyje unisono, mówiąc: naprawdę? albo to wspaniale! jak-by fakt, że przy łóżku umierającego ojca poznały swojąnową szwagierkę, Polkę bez pieniędzy, pracy i biegłejznajomości angielskiego, rzeczywiście z jakiegoś powo-du był zarazem niewiarygodny i wspaniały.Gdy Domini-ka spytała Iva, skąd tyle wspaniałości w jego siostrachna każdą porę dnia, poradził, by przy następnej okazjiteż powiedziała, że to wspaniale! albo naprawdę? tu takpo prostu się rozmawia.To wspaniale! rzuciła Dominika,gdy jedna z sióstr oznajmiła, że będzie padać, i szybkonauczyła się mówić, wspaniale! albo naprawdę? tonemdostosowanym do okazji; dzięki temu jej stosunki z sio-strami Iva się poprawiły, a dalsze życie w Ameryce oka-zało się łatwiejsze.Matka Iva, kobieta, po której córkiodziedziczyły skłonność do mocnej opalenizny i jeszczemocniejszego makijażu, w zadziwiający sposób łączyłabierność charakteru i całe mnóstwo mało produktywnejaktywności.Była nieustannie w ruchu: poprawia coś przyłóżku chorego, klepie poduszkę z taką werwą, aż pod-skakuje głowa głowy rodziny Smith, nagle otwiera toreb-kę, wyjmuje kosmetyczkę i nakłada na usta nową war-stwę pomadki z gwałtownym pośpiechem, ale już koniecmalowania, teraz pędzi galopem w stronę okna, przez298które wygląda tak, jakby na dole ktoś czekał niecierp-liwie, by rzuciła mu klucze; zwrot przez rufę i biegiemdo syna marnotrawnego, można by sądzić, że go uściskai może uścisk trafi się nawet nowej synowej, ale nie, paniSmith zatrzymuje się w pół drogi, jakby ktoś ściągnął jejcugle, i zaraz rzuca się w innym kierunku, niezmordowa-na, połyskująca zębami białymi jak lody Antarktydy.Po kilku dniach spędzonych między szpitalem a do-mem państwa Smith Dominika zauważyła, że cała ta nie-zwykła aktywność matki Iva polega na wymijaniu człon-ków rodziny, na ciągłym slalomie między ich ramionami,głowami, nogami, aby nikogo nie dotknąć, nie dopuścićdo bezpośredniego kontaktu, czy, broń Boże, zderze-nia.Aktywność pani Smith nie ustawała, gdy wracali dodomu ze szpitala, w którym dogorywał John III Smith.Uwijała się, krzątała, śmigała po niezliczonych pokojachi korytarzach z szybkością światła, przed chwilą możnaby przysiąc, że szorowała na klęczkach sedes uzbrojo [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl