[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kim wraz z córk¹zajê³y swoje poprzednie miejsca pod œcian¹, tyle ¿e siedzia³y teraz nataboretach zamiast na pod³odze.- Czy Jim naprawdê nie ¿yje? - zapyta³a Susi, spogl¹daj¹c b³yszcz¹cymi od ³ezoczyma na Johnny'ego, gdy siê ukaza³ za Belind¹ i Bradem.- Nie mogê w to poprostu uwierzyæ; bawiliœmy siê frisby, mieliœmy iœæ dzisiaj do kina.Johnny nie mia³ ju¿ do niej zupe³nie cierpliwoœci.- No to przejdŸ siê na tyln¹ werandê i sama siê przekonaj - odpar³.- Dlaczego jesteœ taki wredny? - spyta³a gniewnie Kim.- Moja córka mo¿e siêju¿ nigdy nie otrz¹sn¹æ z tak traumatycznego prze¿ycia.Jest w g³êbokim szoku!- Nie tylko ona - odrzek³ Johnny.- A skoro ju¿ o tym.- Daj spokój, stary, nie walczmy ze sob¹ - wtr¹ci³ siê Steve Ames.By³o to bez w¹tpienia s³uszne, lecz Johnny mia³ ju¿ doœæ.Wyci¹gn¹³ rêkê,wskazuj¹c palcem na Kim, która obrzuci³a go ostrym, zawziêtym spojrzeniem, idokoñczy³:- Skoro ju¿ o tym mowa, je¿eli jeszcze raz nazwiesz Belindê Josephson czarn¹suk¹, tak ciê strzelê, ¿e powybijam wszystkie zêby.- Ojejej! Nie strasz, nie strasz, bo siê zesrasz - odpar³a Kim, przewracaj¹cteatralnie oczami.- Przestañ, John.W tej chwili - odezwa³a siê Belinda, bior¹c go za ramiê.-Mamy wa¿niejsze sprawy do.- T³usta czarna suka - powiedzia³a Kim Geller.Nie patrzy³a przy tym naBelindê, tylko na Johnny'ego.Oczy jej wci¹¿ p³onê³y, lecz teraz siêuœmiecha³a.Najbardziej jadowitym uœmiechem, jaki Johnny widzia³ w ¿yciu.-T³usty czarnuch.- Pokaza³a palcem na w³asne usta i ods³oniête zêby, jakbyprzedstawia³a "samobójstwo" w odgadywance.Jej córka patrzy³a na ni¹ zdumiona.- I co? S³ysza³eœ? No to ju¿, powybijaj mi zêby.Spróbuj tylko.Johnny ruszy³ do niej, zamierzaj¹c spe³niæ sw¹ groŸbê.Brad chwyci³ go zaramiê.Steve za drugie.- Ty idiotko - powiedzia³ Stary Doktor osch³ym, ochryp³ym g³osem.Dotar³o tojakoœ do Kim, gdy¿ obdarzy³a go zaskoczonym, uwa¿nym spojrzeniem.- Wynoœ siêst¹d.Wynocha, ale ju¿.Kim podnios³a siê z krzes³a, poci¹gaj¹c za sob¹ Susi.Przez chwilê wydawa³osiê, ¿e pójd¹ do salonu razem, lecz dziewczyna wyrwa³a siê matce.Kimwyci¹gnê³a ku niej rêkê, ale Susi siê cofnê³a.- Co ty wyprawiasz? - spyta³a Kim.- Przenosimy siê do salonu! Nie bêdziemy tusiedzieæ z tymi.- Ja nie idê - pokrêci³a szybko g³ow¹ Susi.- Mo¿e ty, ale ja nie.Matka spojrza³a na ni¹, potem na Johnny'ego.Twarz wykrzywi³o jej pe³nenienawiœci zmieszanie.- WyjdŸ st¹d, Kim - powiedzia³ Johnny.Nadal czu³, ¿e jest w stanie waln¹æ j¹piêœci¹ w zêby, ale ju¿ nie by³ taki wœciek³y i g³os mu siê uspokoi³.- Niejesteœ sob¹.- Susi, proszê tu przyjœæ.Zostawmy tych nienawistnych ludzi.Susi, dr¿¹c ca³a, odwróci³a siê do matki plecami.Nie zmieni³o to opiniiJohnny'ego o niej jako o p³ytkiej, kapryœnej istocie.ale przynajmniejumieœci³o o dwa, trzy ogniwa ³añcucha wy¿ej od matki.Dave Reed powoli, niczym zardzewia³y robot, podniós³ ramiona i obj¹³ nimi Susi.Cammie ju¿ zamierza³a zaprotestowaæ, da³a jednak spokój.- W porz¹dku - rzek³a Kim.G³os mia³a wyraŸny i opanowany, jak ktoœ, ktoprzemawia przez sen.- Jakbyœ coœ chcia³a, jestem w salonie.- Przenios³aspojrzenie na Johnny'ego, którego uwa¿a³a chyba za sprawcê wszystkich swychnieszczêœæ.- A ty.- Przestañcie - rzuci³a ostro Audrey.Wszyscy odwrócili siê do niej zaskoczeni,tylko Kim usunê³a siê w ciemnoœæ salonu Carverów.- Nie mamy czasu na takiepierdo³y.Mo¿e istnieje szansa, cieñ szansy, ¿ebyœmy wyszli z tego ca³o, aleje¿eli bêdziecie staæ tu i u¿eraæ siê jak idioci, to lepiej umrzyjmy od razu.- A kim pani jest? - zapyta³ Steve.- Nazywam siê Audrey Wyler.Sta³a tam, wysoka, d³ugonoga, seksowna nawet w swych b³êkitnych szortach, leczblada i wymizerowana.Patrz¹c na jej twarz, Johnny pomyœla³ o dzieciachCarverów tul¹cych siê do siebie we œnie i raptem odkry³, ¿e usi³uje sobieprzypomnieæ, kiedy ostatnio widzia³ Audrey, kiedy spêdzi³ w jej towarzystwied³u¿sz¹ chwilê.Nie pamiêta³.Jakby w pewnym momencie ca³kowicie zniknê³a ztocz¹cego siê z dnia na dzieñ ¿ycia ulicy Topolowej.Brzydki jesteœ mój Kubusiu - wróci³o do niego nagle.- Gryz³eœ mamê po cycusiu.Przypomnia³ te¿ sobie, jak któregoœ popo³udnia spêdzi³ trochê czasu z Sethem,ogl¹daj¹c z nim "Bonanzê" w pokoju telewizyjnym Wylerów, gdzie na pod³odzele¿a³o kilka samochodzików-furgonetek.To poci¹gnê³o za sob¹ lawinê skojarzeñ.Z³oczyñcy o twarzach aktorów filmowych.Major Pike, dobry "kowsmita", którysta³ siê z³y.Sceneria jak z westernu - to najbardziej."On uwielbia stare westerny" - powiedzia³a wtedy Audrey.Zbiera³a przy tymzabawki z pod³ogi, w sposób charakterystyczny dla ludzi podenerwowanych.-"Najbardziej lubi »Bonanzê« i »Cz³owieka ze strzelb¹«, ale ogl¹da wszystko, copuszczaj¹ w kablówkach.To znaczy, wszystko, w czym s¹ konie".- To twój siostrzeniec, Aud? Prawda? To Seth to wszystko robi.- Nie.- Audrey przetar³a rêk¹ oczy.- To nie Seth.To coœ w nim.4- Wyjaœniê wam, co bêdê w stanie, ale nie mamy za wiele czasu.Wozy Mocynied³ugo wróc¹ - powiedzia³a Audrey.- Kim oni s¹? - zapyta³ Billingsley.- To regulatorzy, banici.A nasza ulica to czêœciowo Dziki Zachód taki, jakiznamy z telewizji, a po czêœci miejsce zwane Korytarzem Energii, istniej¹cewy³¹cznie w rysunkowym serialu dla dzieci, w dwudziestym trzecim wieku zwyobraŸni.- Odetchnê³a g³êboko i przeczesa³a d³oni¹ w³osy.- Nie wiemwszystkiego, ale.- WprowadŸ nas na tyle, na ile siê da - poprosi³ Johnny.Audrey spojrza³a na zegarek i skrzywi³a siê kwaœno.- Stan¹³.- Mój te¿ - oznajmi³ Steve.- Chyba wszystkie stanê³y.- Przypuszczam, ¿e mamy jeszcze czas - rzek³a Audrey.- To znaczy, mam na myœlito, ¿e jest jeszcze za wczeœnie na jak¹œ.akcjê.- Parsknê³a nagle œmiechem,ku zaskoczeniu Johnny'ego.Ku zaskoczeniu wszystkich, s¹dz¹c po ich twarzach.Pobrzmiewa³ w nim ton nie tyle histerii, co autentycznej uciechy.Widz¹c ichspojrzenia, opanowa³a siê jednak [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl