[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przejmujesz impet przez odbicie siê.Jasne?- Mhm.- Szybkoœæ, Ciri, nie si³a.Si³a jest niezbêdna drwalowi, który zwala siekier¹drzewa w puszczy.Dlatego i owszem, dziewczyny rzadko bywaj¹ drwalami.Pojê³aœ,w czym rzecz?- Mhm.Rozhuœtaj wahad³a.- Odpocznij przedtem.- Nie jestem zmêczona.- Wiesz ju¿ jak? Te same kroki, zwód.- Wiem.- Atakuj!- Haaa! Ha!!! Haaaaa!!! Mam ciê! Dosta³am ciê, gryfie! Geraaaalt! Widzia³eœ?- Nie krzycz.Kontroluj oddech.- Zrobi³am to! Naprawdê zrobi³am! Uda³o mi siê! Pochwal mnie, Geralt!- Brawo, Ciri.Brawo, dziewczyno.*****W po³owie lutego œnieg znik³, zlizany ciep³ym wiatrem, który powia³ z po³udnia,od prze³êczy.*****O tym, co dzieje siê na œwiecie, wiedŸmini nie chcieli wiedzieæ.Triss konsekwentnie i z uporem kierowa³a w stronê polityki d³ugie rozmowy,które wiedli wieczorami w ciemn¹ halli, rozœwietlanej wybuchami ognia zwielkiego paleniska.Reakcje wiedŸminów by³y zawsze takie same.Geralt milcza³,przyk³adaj¹c d³oñ do czo³a.Vesemir kiwa³ g³ow¹, niekiedy wtr¹caj¹c komentarze,z których nie wynika³o nic ponad to, ¿e za "Jego czasów" wszystko by³o lepsze,logiczniejsze, uczciwsze i zdrowsze.Eskel pozorowa³ grzecznoœæ, nie sk¹pi³uœmiechów i kontaktu oczu, zdarza³o mu siê nawet z rzadka zainteresowaæ jakimœma³o wa¿nym zagadnieniem lub spraw¹.Coen otwarcie ziewa³ i patrzy³ w powa³ê, aLambert nie kry³ lekcewa¿enia.Nie chcieli wiedzieæ o niczym, nie obchodzi³y ich dylematy, które spêdza³y zpowiek sen królom, czarodziejom, w³adykom i wodzom, problemy, od którychtrzês³y siê i hucza³y rady, krêgi i tingi.Nie istnia³o dla nich nic, co dzia³osiê za ton¹cymi w œniegach prze³êczami, za Gwenfiech nios¹c¹ kawa³y kry wo³owianym nurcie.Istnia³o dla nich tylko Kaer Morhen, samotne, zagubione wœróddzikich gór.Tego wieczora Triss by³a rozdra¿niona i niespokojna - byæ mo¿e sprawi³ to wiatrwyj¹cy wœród murów zamczyska.Tego wieczora wszyscy byli dziwnie podnieceni -wiedŸmini, wyj¹wszy Geralta, stali siê niecodziennie rozmowni.Rzecz jasna,mówili wy³¹cznie o jednym - o wioœnie.O zbli¿aj¹cym siê wyjeŸdzie na szlak.Otym, co szlak im przyniesie - o wampirach, wyvernach, leszych, lykantropach ibazyliszkach.Tym razem to Triss zaczê³a ziewaæ i patrzeæ w sufit.Tym razem to ona milcza³a,do czasu, gdy Eskel zwróci³ siê do niej z pytaniem.Z pytaniem, któregooczekiwa³a.- A jak naprawdê jest na Po³udniu, nad Jarug¹? Warto kierowaæ siê w tamtestrony? Nie chcielibyœmy wpakowaæ siê w sam œrodek jakiejœ awantury.- Co nazywasz awantur¹?- No, wiesz.- zaj¹kn¹³ siê.- Ci¹gle nam opowiadasz o mo¿liwoœci nowejwojny.O ci¹g³ych walkach na pograniczu, o rebeliach na zajêtych przezNilfgaard ziemiach.Wspomina³aœ, ¿e mówi siê o tym, ¿e Nilfgaardczycy mog¹ponownie przekroczyæ Jarugê.- A, co tam - powiedzia³ Lambert.- T³uk¹ siê, r¿n¹, siekaj¹ nawzajem bezustanku, od setek lat.Nie ma siê czym przejmowaæ.Ja ju¿ zdecydowa³em, ruszamw³aœnie aa dalekie Po³udnie, do Sodden, Mahakamu i Angrenu.Wiadomo, ¿e tam,którêdy sz³y wojska, zawsze mno¿¹ siê straszyd³a.W takich miejscach zawszenajlepiej siê zarabia³o.- Fakt - potwierdzi³ Coen.- Okolice siê wyludniaj¹, po wsiach same baby, którenie umiej¹ sobie radziæ.Kupa dzieci bez domu i opieki, szwendaj¹cych siêdooko³a.£atwy ³up przyci¹ga potwory.- A panowie baronowie - doda³ Eskel - panowie komesi i starostowie maj¹ g³owyzaprz¹tniête wojn¹, nie starcza im czasu, by chroniæ poddanych.Musz¹wynajmowaæ nas.To wszystko prawda.Ale z tego, co Triss nam opowiada³a przezca³e wieczory wynika, ¿e konflikt z Nilfgaardem to powa¿niejsza sprawa, niejakaœ tam lokalna wojenka.Czy tak, Triss?- Nawet je¿eli - powiedzia³a zjadliwie czarodziejka - to chyba wam to na rêkê?Powa¿na, krwawa wojna sprawi, ¿e bêdzie wiêcej wyludnionych wsi, wiêcejowdowia³ych bab, wrêcz zatrzêsienie osieroconych dzieci.- Nie rozumiem twego sarkazmu - Geralt odj¹³ d³oñ od czo³a.? Naprawdê nierozumiem, Triss.- Ani ja, dziecinko - uniós³ g³owê Vesemir.- O co ci chodzi? O te wdowy idzieci? Lambert i Coen gadaj¹ niefrasobliwie, jak to m³odziki, ale przecie¿ nies³owa s¹ wa¿ne.Przecie¿ oni.-.oni tych dzieci broni¹ - przerwa³a gniewnie.- Tak, wiem o tym.Przedwilko³akiem, który w ci¹gu roku zabija dwoje lub troje, podczas gdynilfgaardzki podjazd mo¿e w ci¹gu godziny wyr¿n¹æ i spaliæ ca³¹ osadê.Tak, wybronicie sierot.Ja natomiast walczê o to, by sierot by³o jak najmniej.Walczêz przyczynami, nie ze skutkami.Dlatego jestem w radzie Foltesta z Temerii,zasiadam tam razem z Fercartem i Keir¹ Metz.Radzimy, jak nie dopuœciæ dowojny, a gdyby do niej dosz³o, jak siê obroniæ.Bo wojna wisi nad nami jak sêp,nieustannie.Dla was to awantura.Dla mnie to gra, stawk¹ w której jestprzetrwanie.Jestem w tê grê zaanga¿owana, dlatego wasza obojêtnoœæ iniefrasobliwoœæ boli mnie i obra¿a.Geralt wyprostowa³ siê, spojrza³ na ni¹.- Jesteœmy wiedŸminami, Triss.Czy nie rozumiesz tego?- Co tu jest do rozumienia? - czarodziejka potrz¹snê³a kasztanow¹ grzyw¹.-Wszystko jest jasne i klarowne.Wybraliœcie okreœlony stosunek do otaczaj¹cegowas œwiata.To, ¿e za moment ten œwiat mo¿e zacz¹æ waliæ siê w gruzy, mieœcisiê w tym wyborze.W moim siê nie mieœci.To nas ró¿ni.- Nie jestem pewien, czy tylko to.- Œwiat wali siê w gruzy - powtórzy³a.- Mo¿na siê temu bezczynnie przygl¹daæ.Mo¿na temu przeciwdzia³aæ.- Jak? - uœmiechn¹³ siê drwi¹co [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl