[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po dwudziestu metrach skrêci³ podk¹tem prostym w prawo i zacz¹³ przemieszczaæ siê równolegle do drogi.Bieg³ jaknajbardziej schylony, tak ¿eby œcigaj¹cy nie mogli dostrzec jego g³owy miêdzy¿Ã³³tymi kitkami kaczanów kukurydzy.Przeby³ kilkanaœcie rzêdów, ponownieodwróci³ siê plecami do szosy i, zmieniaj¹c na chybi³ trafi³ rzêdy, corazbardziej zacz¹³ zag³êbiaæ siê w zbity, zielony g¹szcz.W koñcu opad³ na kolana, wygi¹³ grzbiet w ³uk i przy³o¿y³ czo³o do ch³odnejziemi.Ciê¿ko dysza³, a pod czaszk¹ ko³ata³a mu obsesyjnie tylko jedna myœl:Chwa³a Bogu, ¿e rzuci³em palenie, chwa³a Bogu, ¿e rzuci³em palenie, chwa³aBogu.I wtedy ponownie us³ysza³ dzieci.Przeczesuj¹c g¹szcze kukurydzy, biega³y jakoszala³e, nawo³ywa³y siê i buszuj¹c ¿ywio³owo, wpada³y na siebie ("Hej, to mójrz¹d!").Burta bardzo to podnios³o na duchu.Raz, ¿e pogoñ znajdowa³a siêdaleko po lewej stronie, a dwa, ¿e prowadzona by³a bez g³owy i bardzochaotycznie.Wyci¹gn¹³ spod koszuli chusteczkê, rzuci³ okiem na ranê, z³o¿y³ od nowaprowizoryczny opatrunek i jeszcze raz owin¹³ nim ramiê.Mimo ogromnego wysi³ku,jaki w³o¿y³ w ucieczkê, jakimœ szczêœliwym zrz¹dzeniem losu rana przesta³akrwawiæ.Chwilê jeszcze odpoczywa³, a¿ nagle uœwiadomi³ sobie ze zdumieniem, ¿e czujesiê wyœmienicie, ¿e od lat nie czu³ w sobie takiej krzepy i rozsadzaj¹cej goenergii.tylko rozdarte no¿em ramiê pulsowa³o bólem.Rozpiera³o go poczuciew³asnej si³y i nieoczekiwanie zrozumia³, ¿e po dwóch upiornych latach demonyma³¿eñstwa, które dzieñ po dniu drenowa³y go do sucha, odesz³y i jest wolny.Nie, nie powinienem tak myœleæ, b³ysnê³o mu w g³owie.Ci¹gle jeszcze zagra¿a³omu œmiertelne niebezpieczeñstwo, ¹ jego ¿onê gdzieœ zabrano i zapewne ju¿ nie¿yje.Próbowa³ przywo³aæ w pamiêci rysy Vicky, próbowa³ przypomnieæ sobiewszystkie dobre chwile, jakie z ni¹ spêdzi³, ale w g³owie mia³ pustkê.Przedoczyma ci¹gle pojawia³ mu siê obraz rudow³osego ch³opca ze stercz¹cym z gard³ano¿em.Nagle z ca³¹ moc¹ dotar³a do jego œwiadomoœci woñ wydzielana przez kukurydzê.Buszuj¹cy w czubkach roœlin wiatr tworzy³ dŸwiêk do z³udzenia przypominaj¹cyludzkie g³osy; koj¹cy dŸwiêk.Cokolwiek zrobiono w imiê kukurydzy, teraz onaby³a jego obroñc¹.Ale oni byli coraz bli¿ej.Pochylony, pobieg³ rzêdem, w którym siê znajdowa³, ale niebawem skrêci³ iprzeci¹³ kilkanaœcie s¹siednich.Ca³y czas stara³ siê utrzymywaæ œcigaj¹cych polewej stronie, lecz w miarê up³ywu czasu stawa³o siê to coraz trudniejsze.G³osy bobruj¹cej w zbo¿u dzieciarni cich³y, coraz czêœciej szelest zaroœlikompletnie je t³umi³.Burt bieg³, przystawa³, nas³uchiwa³ i znów bieg³.Ziemiaby³a mocno ubita, tote¿ jego stopy w samych tylko skarpetkach nie zostawia³ypraktycznie œladów.Kiedy du¿o póŸniej ponownie zatrzyma³ siê na odpoczynek, s³oñce, wêdruj¹ce poniebie po jego prawej stronie, wisia³o ju¿ nad polami bardzo nisko.Spojrza³ nazegarek; by³o kwadrans po siódmej.Promienie malowa³y jeszcze z³otem czubkikukurydzy, ale w g¹szczu zaroœli cieñ ju¿ gêstnia³, stawa³ siê coraz g³êbszy.Burt nastawi³ bacznie uszu.Wraz ze zbli¿aj¹cym siê zmrokiem wiatr zupe³nieucich³ i bezkresne pola kukurydzy znieruchomia³y.Wszystko przes¹cza³a ciê¿kawoñ roœlin.Jeœli œcigaj¹cy ci¹gle jeszcze przebywali tutaj, to albo musielibyæ ju¿ bardzo daleko, albo te¿ zatrzymali siê w jakimœ miejscu i równie¿nas³uchiwali.Ale Burt nie s¹dzi³, ¿eby dzieciaki, nawet tak szalone jak te zGatlin, potrafi³y d³u¿ej usiedzieæ w spokoju.Podejrzewa³, ¿e zrobi³ynajbardziej dziecinn¹ rzecz, jak¹ mog³y w tej sytuacji zrobiæ, to znaczy, nielicz¹c siê zupe³nie z konsekwencjami swego czynu, po prostu beztrosko wróci³ydo domów.Popatrzy³ na zachodz¹ce s³oñce, które wsi¹ka³o w³aœnie w stoj¹ce tu¿ nadhoryzontem chmury i podj¹³ marsz.Jeœli bêdzie porusza³ siê po przek¹tnej dorzêdów, maj¹c ci¹gle przed sob¹ s³oñce - a zatem zachód - wczeœniej czy póŸniejdotrze do szosy 17.Ból w ramieniu przeszed³ w têpe, prawie przyjemne pulsowanie i Burta nieopuszcza³ dobry nastrój.Postanowi³, ¿e dopóki bêdzie przebywaæ w kukurydzy,nie dopuœci do siebie ¿adnych przykrych myœli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Baxter Stephen Xeelee 003 Plyw(1)
- Baxter, Stephen Las Naves del Tiempo
- Booth, Stephen Der Rache dunkle Saat
- Baxter Stephen Swiatlo minionych dni
- Baxter, Stephen Die letzte Flut
- Breaking Dawn Meyer, Stephenie
- Adobe Premiere 5.0 całoÂść druk
- Heinlein Robert A. Dubler
- Annie Dillard Pilgrim at Tinker Creek (v5.0)
- Beerwald, Sina Das blutrote Parfuem
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- pies-bambi.htw.pl