[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co jakiœ czas opuszcza³a szyby na krótko do samego koñca, ¿eby wywo³aæ choænamiastkê przewiewu, ale ba³a siê je tak zostawiæ.Mog³a siê przecie¿zdrzemn¹æ.Upa³ napawa³ j¹ lêkiem - lêkiem o siebie i jeszcze wiêkszym o Tada,o to, jak ma³y go zniesie - ale bardziej ba³a siê tego tocz¹cego pianê iwpatruj¹cego siê w ni¹ ponurymi, czerwonymi œlepiami psa.Ostatni raz opuœci³a szyby do koñca wtedy, kiedy Cujo znikn¹³ w mrokachstodo³y-warsztatu.Ale Cujo ju¿ wróci³.Siedzia³ z opuszczonym ³bem w wyd³u¿aj¹cym siê cieniu wielkiej stodo³y iwlepia³ wzrok w niebieskiego pinta.Ziemia miêdzy jego przednimi ³apamirozmiêk³a od œciekaj¹cej mu z pyska piany.Powarkiwa³ co chwila i k³apa³zêbami, jakby drêczy³y go halucynacje.Jak d³ugo jeszcze? Kiedy on zdechnie?By³a kobiet¹ racjonaln¹.Nie wierzy³a w potwory z szaf; wierzy³a w to, co mog³azobaczyæ i dotkn¹æ.W tym œlini¹cym siê wraku bernardyna siedz¹cym w cieniustodo³y nie by³o niczego nadprzyrodzonego; to tylko chore zwierzê ugryzioneprzez wœciek³ego lisa, skunksa czy co tam.Nie nastawa³ na ni¹ osobiœcie.Nieby³ Wielebnym Dimmesdale'em ani Psem Moby.Nie by³ czworono¿nym Przeznaczeniem.Ale.Podejmowa³a w³aœnie decyzjê, ¿e jednak spróbuje dobiec do tylnych drzwiobudowanej werandy domu Camberów, kiedy Cujo, s³aniaj¹c siê na ³apach, wylaz³ociê¿ale z mrocznej stodo³y.Tad.Najwa¿niejszy jest Tad.Musi go z tego wyci¹gn¹æ.Koniec z t¹bezczynnoœci¹.Nie odpowiada³ ju¿ logicznie na pytania.Traci³ kontakt zrzeczywistoœci¹.Sposób, w jaki przenosi³ na ni¹ szkliste oczy, kiedy siê doniego zwraca³a, oczy boksera inkasuj¹cego cios za ciosem, boksera, który wraz zochraniaczem na zêby straci³ orientacjê i czeka tylko na tê ostatni¹ seriêciosów, która powali go nieprzytomnego na deski - przera¿a³ j¹ i mobilizowa³jej macierzyñski instynkt.Tad jest najwa¿niejszy.Gdyby by³a sama, dawno ju¿pobieg³aby do tych drzwi.To przez wzgl¹d na Tada dot¹d zwleka, bo obawia siê,¿e pies jej dopadnie i Tad zostanie w samochodzie sam.Mimo wszystko, zanim Cujo wróci³, by³a ju¿ gotowa pobiec do tych drzwi.Wyobra¿a³a sobie ten bieg w myœlach po wielekroæ niczym film odtwarzany w kó³kona magnetowidzie i w koñcu zaczê³o jej siê wydawaæ, ¿e to rzeczywiœcie mia³omiejsce.Bêdzie potrz¹saæ Tadem, dopóki ma³y ca³kiem nie oprzytomnieje, a jeœlinie da siê inaczej, bêdzie go bi³a po twarzy.Przyka¿e mu, ¿eby nie wychodzi³ zsamochodu i nie bieg³ za ni¹ - pod ¿adnym pozorem, bez wzglêdu na to, co siêstanie.Przebiegnie od samochodu do drzwi werandy.Chwyci za ga³kê.Jeœli drzwinie s¹ zamkniête na klucz, to wygra³a.Ale by³a przygotowana na bardzo realn¹ewentualnoœæ, ¿e s¹ jednak zamkniête.Zdjê³a bluzkê i siedzia³a teraz zakierownic¹ w samym staniku.Bluzkê po³o¿y³a sobie na kolanach.Przedwyskoczeniem z wozu owinie ni¹ sobie piêœæ.Nie bêdzie to idealnezabezpieczenie, ale lepsze takie ni¿ ¿adne.Drzwi maj¹ szybkê.R¹bnie w ni¹piêœci¹ przy samej ga³ce, wsunie rêkê do œrodka, odrygluje zamek i schroni siêna ma³ej werandzie.A jeœli drzwi wewnêtrzne równie¿ s¹ zamkniête, te¿ sobie znimi jakoœ poradzi.Ale Cujo wróci³ i plan siê zdezaktualizowa³.To nic.Za jakiœ czas znowu wejdzie do stodo³y.Tak jak wczeœniej.Ale czy aby na pewno? - zamrucza³ wewnêtrzny g³os.To wszystko za idealnie siêuk³ada, nieprawda¿? Camberowie wyjechali i jak na dobrych obywateli przysta³o,pamiêtali o zawieszeniu dostarczania poczty; Vic te¿ wyjecha³ i niewielkie s¹szansê, by zatelefonowa³ wczeœniej ni¿ jutro wieczorem, bo nie staæ nas nacodzienne rozmowy miêdzymiastowe.A jeœli nawet zatelefonuje, to zrobi towczeœnie.Gdy nikt nie bêdzie podnosi³ s³uchawki, pomyœli, ¿e poszliœmy coœzjeœæ do Maria albo na lody do Tastee Freeze.A póŸniej nie zadzwoni, bo bêdziemyœla³, ¿e œpimy.Zatelefonuje jutro.Delikatny Vic.Tak, to a¿ za idealnie siêuk³ada.Czy w micie o przewoŸniku Charonie na dziobie ³odzi nie siedzia³ pies?Pies przewoŸnika.Mów mi Cujo.Jestem z Doliny Œmierci.WejdŸ tam, rozkazywa³a w duchu psu.WejdŸ do tej cholernej stodo³y.Cujo ani drgn¹³.Obliza³a wargi.Wyczu³a jêzykiem, ¿e s¹ niemal tak samo napuchniête jak wargiTada.Odgarnê³a w³osy z czo³a i spyta³a cicho: - Jak siê czujesz, Tadder?- Ciii - mrukn¹³ nieprzytomnie.- Kaczki.Potrz¹snê³a nim.- Tad? S³oneczko! Nic ci nie jest? Odpowiedz!Zacz¹³ otwieraæ powoli oczy.Rozejrza³ siê dooko³a - ma³y ch³opiec,zdezorientowany, zgrzany i okropnie zmêczony.- Mo¿emy ju¿ jechaæ do domu? Tak mi gor¹co.- Pojedziemy - uspokoi³a go.- Kiedy, mamusiu? Kiedy? - Zacz¹³ p³akaæ.Och, Tad, oszczêdzaj wilgoæ, pomyœla³a.Mo¿esz jej potrzebowaæ.Co za bzduryprzychodz¹ ci do g³owy? - próbowa³a przywo³aæ siê do porz¹dku.Ale ca³a tasytuacja by³a tak absurdalna, ¿e graniczy³a z ob³êdem.Ob³êdna by³a sama wizjama³ego ch³opca umieraj¹cego z odwodnienia(przestañ, on NIE UMIERA)nieca³e siedem mil od sporego miasteczka.Ale sytuacja jest, jaka jest, przypomnia³a sobie.I lepiej ju¿ nie rozmyœlaj naten temat, siostro.To jest jak wojna w miniaturowej skali, w której wszystko,co przedtem wydawa³o siê ma³e, staje siê wielkie.Najmniejszy powiew powietrzawpadaj¹cy przez uchylone okna jest wichrem.Odleg³oœæ do werandy to pó³milowypas ziemi niczyjej.I jeœli chcesz wierzyæ, ¿e ten pies jest Przeznaczeniem,Duchem Pamiêtanych Grzechów albo nawet reinkarnacj¹ Elvisa Presleya, to sobiewierz.W tej dziwacznie przeskalowanej sytuacji - sytuacji z rodzaju¿yæ-albo-umrzeæ - nawet naturalna potrzeba urasta do rangi potyczki.Wyjdziemy z tego.¯aden pies nie zrobi tego mojemu synkowi [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl