[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dzieje siê to rzadko, ot, raz czy dwa namiesi¹c.Fatyga, bo trzeba wstaæ i wetkn¹æ wtyczkê z powrotem, jest w koñcu takma³a, ¿e nikt nie pokwapi³ siê z ¿¹daniem zmiany kontaktów.Ka¿dy z nas,dy¿urnych, myœla³ o tym, ale bez wiêkszego przekonania.Byæ mo¿e, teraz ju¿zosta³y zmienione.Jeœli tak siê sta³o, odkrycie, o którym wam opowiem, niebêdzie powtórzone.By³o to w willê Bo¿ego Narodzenia.Mia³em numer gotowy tu¿ przed trzeci¹ —lubi³em wyrobiæ sobie tak¹ choæ kilkuminutow¹ rezerwê czasu, ot, ¿eby odsapn¹æi zapaliæ fajkê.Mia³em przyjemne uczucie, ¿e to nie na mnie czeka rotacja, alena ostatnie doniesienie — w ow¹ Wiliê sz³o o wiadomoœci z Iranu, gdzie rankiemby³o trzêsienie ziemi.Agencje poda³y tylko fragment depeszy korespondenta, bopo pierwszym wstrz¹sie przyszed³ nastêpny, tak silny, ¿e zniszczy³ ³¹cznoœækablow¹.Poniewa¿ i radio milcza³o, s¹dziliœmy, ¿e radiostacja jest w gruzach.Liczyliœmy na naszego cz³owieka, by³ nim Stan Rogers, ma³y jak d¿okej, ikorzysta³ z tego nieraz, ¿eby dostaæ siê na pok³ad jakiegoœ helikopterawojskowego, kiedy nie by³o ju¿ miejsca, robiono dla niego wyj¹tek, bo wa¿y³ niewiêcej ni¿ walizka.Ekran wype³nia³a makieta strony tytu³owej z ostatnim pustymbia³ym prostok¹tem.Po³¹czenia z Iranem wci¹¿ by³y przerwane.Wprawdzie kilkadalekopisów jeszcze m³Ã³ci³o, ale odg³os, z jakim w³¹czy³ siê turecki, od razurozpozna³em.Jest to kwestia wprawy, której nabywa siê automatycznie.Zdziwi³omnie, ¿e bia³y prostok¹t pozostawa³ pusty, chocia¿ s³owa winny by³y siê ukazaæna nim w tym samym tempie, w jakim wybija³ je dalekopis, ale ta pauza nietrwa³a d³u¿ej ni¿ sekundê czy dwie.Potem ca³y tekst doniesienia, zreszt¹bardzo zwiêz³ego, zmaterializowa³ siê od razu, co te¿ mnie zaskoczy³o.Znam gona pamiêæ.Nag³Ã³wek by³ ju¿ gotowy; pod nim sz³y zdania: ,,W Sherabadziepowtórzy³y siê dwukrotnie wstrz¹sy podziemne o sile siedmiu i oœmiu stopnimiêdzy dziesi¹t¹ a jedenast¹ czasu miejscowego.Miasto leg³o w gruzach.Liczbêofiar ocenia siê na tysi¹c, bezdomnych zaœ na szeœæ tysiêcy”.Rozleg³ siê brzêczyk, którym alarmowa³a mnie drukarni¹: minê³a w³aœnie trzecia.Poniewa¿ tak lakoniczny tekst pozostawia³ nieco wolnego miejsca, rozwodni³em godwoma dodatkowymi zdaniami i nacisn¹wszy klawisz, str¹ci³em gotowy numer dodrukarni, gdzie, przekazany wprost linotypom, sk³ada³ siê.¿eby pójœæ narotacjê.Nie mia³em ju¿ nic do roboty, wsta³em wiêc, wyprostowa³em koœci i zapalaj¹cfajkê, która zgas³a, dostrzeg³em lez¹cy na pod³odze kabel.Wypad³ z kontaktu.Nale¿a³ do dalekopisu z Ankary.A w³aœnie z tego dalekopisu skorzysta³ Rogers.Gdy go podnosi³em, przemknê³a mi przez g³owê bezsensowna myœl, ¿e le¿a³ ju¿tak.zanim odezwa³ siê dalekopis.Oczywiœcie by³o to absurdalne, bo jak¿ekomputer móg³by bez po³¹czenia z dalekopisem podaæ tê wiadomoœæ? Powolipodszed³em do dalekopisu, urwa³em papier z wystukanym komunikatem i podnios³emgo do oczu.Od razu wyda³ mi siê trochê odmiennie sformu³owany, ale odczuwa³emzmêczenie, by³em rozbity, jak zwykle o tej porze i nie dowierza³em pamiêci.W³¹czy³em jeszcze raz komputer, ¿¹daj¹c ukazania czo³owej stronicy i porówna³emoba teksty.Rzeczywiœcie ró¿ni³y siê miêdzy sob¹, jakkolwiek nieznacznie.Dalekopisowy brzmia³:.,Miêdzy godzin¹ dziesi¹t¹ i jedenast¹ czasu lokalnegodosz³o do dwóch nastêpnych wstrz¹sów w Sherabadzie o sile siódmego i ósmegostopnia.Miasto jest ca³kowicie zburzone.Liczba ofiar przekracza piêæset, apozbawionych dachu nad g³ow¹ — szeœæ tysiêcy”.Sta³em, gapi¹c siê raz na ekran, a raz na papier.Nie wiedzia³em, co myœleæ anico robiæ.Sensami oba teksty pokrywa³y siê prawie doskonale, jedyn¹ rzeczow¹ró¿nic¹ by³a liczba ofiar œmiertelnych, bo Ankara poda³a ich piêæset, akomputer j¹ zdublowa³.Zachowa³em w ka¿dym razie zwyk³y refleks dziennikarza ipo³¹czy³em siê od razu z drukarni¹.— S³uchaj — powiedzia³em do Langhorne’a, on by³ wtedy dy¿urnym linotypist¹ —z³apa³em b³¹d w komunikacie irañskim, pierwsza strona, trzecia szpalta, ostatniwiersz, ma byæ: nie — tysi¹c — —Urwa³em, poniewa¿ dalekopis turecki obudzi³ siê i zacz¹³ wystukiwaæ: „Uwaga.Ostatnie doniesienie.Uwaga.liczbê ofiar trzêsienia oceniaj¹ teraz na tysi¹c.Rogers.Koniec”.— No.co tam? Wiêc jak ma byæ? — wo³a³ z do³u Langhorne.Westchn¹³em.— Przepraszam ciê.ch³opie — powiedzia³em — nie ma ¿adnego b³êdu.Moja wina.Wszystko w porz¹dku.Ma iœæ tak.jak jest.Od³o¿y³em szybko s³uchawkê, podszed³em do dalekopisu i przeczyta³em ten dodatekze szeœæ razy.Za ka¿dym coraz mniej mi siê to podoba³o.Mia³em wra¿enie, bo jawiem, jakby pod³oga miêk³a mi pod stopami.Obszed³em dooko³a komputer,przygl¹daj¹c mu siê z nieufnoœci¹, w której by³o niechybnie trochê strachu.Jakon to zrobi³? Nie rozumia³em nic i czu³em, ¿e im d³u¿ej bêdê siê nad tymzastanawia³, tym mniej bêdê pojmowa³.W domu.w ³Ã³¿ku, nie mog³em zasn¹æ.Usi³owa³em, przede wszystkim ze wzglêdówhigieny psychicznej, zakazaæ sobie myœlenia o tej dzikiej historii.Podwzglêdem rzeczowym by³ to w koñcu drobiazg.Wiedzia³em, ¿e nie mogê o tymnikomu powiedzieæ: nikt by mi nie uwierzy³.Wziêto by to za kawa³, do tegonaiwny i lichy.Dopiero kiedy, poprzewracawszy siê w ³Ã³¿ku, postanowi³em wzi¹ærzeczy pod lupê, to znaczy zaj¹æ siê systematycznie badaniem reakcji komputerana od³¹czanie dalekopisów, poczu³em coœ w rodzaju ulgi, przynajmniej na tyle.¿e uda³o mi siê zasn¹æ.Zbudzi³em siê w doœæ optymistycznym nastroju i diabliwiedz¹, sk¹d przynios³em na jawê rozwi¹zanie zagadki, a przynajmniej coœ.comog³o uchodziæ za rozwi¹zanie.Pracuj¹c, dalekopisy dr¿¹.Od ich dygotu wypadaj¹ wszak nawet wtyczki zgniazdek kablowych.Czy nie mo¿e to byæ Ÿród³em zastêpczej sygnalizacji? Nawetja, z moimi nêdznymi i powolnymi zmys³ami cz³owieka, potrafi³em u³owiæ ró¿nicedŸwiêku poszczególnych dalekopisów.Paryski poznawa³em, gdy rusza³, po tym, ¿emia³ tak wyraŸne metaliczne uderzenia [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl