[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Czysty Bismark! jak Boga kocham! - wo³a szlachcic i znowu ca³uje maleñkier¹czki, potem radz¹ oboje nad agitacj¹.Szlachcic bierze na siebie Krzywdê Doln¹ i Mizerów (Krzywda Wielka stracona, bodziedzicem jej pan Szulberg), a pani Maria ma zaj¹æ siê przede wszystkimPognêbinem.A¿ jej siê g³Ã³wka pali, ¿e odgrywa tak¹ rolê.Jako¿ czasu nietraci.Co dzieñ widaæ j¹ na wielkiej drodze miêdzy cha³upami: sukienkapodniesiona w jednej rêce, parasolka w drugiej, a spod sukienki wygl¹daj¹malutkie nó¿ki, drepcz¹ce z zapa³em w wielkich celach politycznych.Wstêpuje docha³up, pracuj¹cym ludziom mówi po drodze: „Bo¿e, dopomó¿!” Odwiedza chorych,ujmuje sobie ludnoœæ, pomaga, gdzie mo¿e.Robi³aby to i bez polityki, bo madobre serce, ale dla polityki tym bardziej.Czego by ona nie zrobi³a dla tejpolityki?! Oto nie œmie tylko przyznaæ siê mê¿owi, ¿e ma niepowstrzyman¹ ochotêpojechaæ na wiec w³oœciañski; u³o¿y³a sobie nawet w g³Ã³wce mowê, jak¹wypada³oby na wiecu powiedzieæ.Co to za mowa! co za mowa! Wprawdzie pewno bynie œmia³a jej wypowiedzieæ, ale gdyby wypowiedzia³a, to no! Za to, gdy doPognêbina dosz³a wiadomoœæ, ¿e w³adze wiec rozpêdzi³y, „wielki polityk”rozbecza³ sie ze z³oœci w swoim pokoju, podar³ jedn¹ chusteczkê i ca³y dzieñmia³ czerwone oczy.Na pró¿no m¹¿ prosi³ jej, by nie „demenowa³a siê” do tegostopnia.Nazajutrz agitacja w Pognêbinie prowadzona by³a z wiêkszym jeszczeferworem.Pani Maria nie cofa siê teraz przed niczym.Jednego dnia jest wkilkunastu chatach i wymyœla tak g³oœno na Niemców, ¿e a¿ m¹¿ musi j¹powstrzymywaæ.Ale nie ma niebezpieczeñstwa.Ludzie przyjmuj¹ j¹ z radoœci¹,ca³uj¹ po rêkach i uœmiechaj¹ siê do niej, bo taka jest ³adna, taka ró¿owa, ¿egdzie wejdzie, jasno siê robi.Z kolei przychodzi i do cha³upy Bartka.£ysekjej nie puszeza, ale Magda daje mu w zapale drewnem w ³eb.- O jaœnie pani! moje z³oto, moje œlicznoœci, moja jagódko! - wo³a Magda, tul¹csiê do jej r¹k.Bartek zgodnie z postanowieniem rzuca siê jej do nóg, ma³y Franek ca³uje j¹naprzód w rêkê, nastêpnie k³adzie palec w usta i pogr¹¿a siê w ca³kowitympodziwie.- Spodziewam siê - mówi po powitaniach m³oda pani - spodziewam siê, mój Bartku,¿e bêdziecie g³osowaæ za moim mê¿em, nie za panem Szulbergiem.- O moja zorzo! - wo³a Magda - kto by ta za Siulbergiem g³osowa³! Niech go tamparalius! - Tu ca³uje pani¹ w rêkê.- Niech siê jaœnie pani nie giewa, alecz³ek, gdy o Niemcach mówi, to i jêzyka nie mo¿e utrzymaæ.- M¹¿ w³aœnie mówi³ mi, ¿e zap³aci Justa.- Niech go Bóg b³ogos³awi! - Tu Magda zwraca siê do Bartka.Czego stoisz jakdr¹g? On, proszê pani, strasznie niemowny.- Bêdziecie za moim mç¿em g³osowaæ? - pyta pani - prawda? Wyœcie Polacy, myPolacy! bêdziemy siê trzymaæ.- £eb bym mu ukrêci³a, ¿eby nie g³osowa³! - rzecze Magda.Czegó¿ stoisz jakdr¹g? On strasznie niemowny.Rusz¿e siê!Bartek ca³uje znowu pani¹ w rêkê, ale milczy ci¹gle i jest ponury jak noc.Wmyœli stoi mu landrat.Dzieñ wyborów zbli¿a siê i nadchodzi.Pan Jarzyñski pewny jest wygranej.DoPognêbina zje¿d¿a siê s¹siedztwo.Panowie wracaj¹ ju¿ z miasta, dali ju¿ g³osyi czekaæ bêd¹ teraz w Pognêbinie na wiadomoœæ, któr¹ przywiezie ksi¹dz.Potembêdzie obiad, wieczorem zaœ pañstwo wyjad¹ do Poznania, a nastêpnie i doBerlina.Niektóre wsie z okrêgu wyborczego g³osowa³y jeszcze wczoraj.Rezultatdziœ bêdzie wiadomy.Zgromadzeni wszelako dobrej s¹ myœli.M³oda pani trochêniespokojna, ale pe³na nadziei i uœmiechniêta, jest tak uprzejm¹ gospodyni¹, ¿ewszyscy zgadzaj¹ siê, i¿ pan Józef znalaz³ prawdziwy skarb w Królestwie.Skarbten nie mo¿e wprawdzie teraz usiedzieæ spokojnie na miejscu, biega od goœcia dogoœcia i ka¿e siê ka¿demu po sto razy zapewniaæ, ¿e „Józio bêdzie wybrany”.Niejest ona rzeczywiœcie ambitn¹ i nie z pró¿noœci chce zostaæ pani¹ pos³ow¹, alewymarzy³a sobie w swojej m³odej g³Ã³wce, ¿e oboje z mê¿em maj¹ do spe³nieniaprawdziw¹ misjê.Serce wiêc jej bije tak ¿ywo, jak w chwili œlubu, i radoœæoœwieca ³adn¹ twarzyczkê.Lawiruj¹c zrêcznie wœród goœci zbli¿a siê do mê¿a,poci¹ga go za rêkaw i szepce mu do ucha jak dziecko, które kogoœ przezywa: „panpose³!” On uœmiecha siê i oboje s¹ nad wszelki wyraz szczêœliwi.Oboje maj¹wielk¹ ochotê wyca³owaæ siê porz¹dnie, ale przy goœciach nie wypada.Wszyscyzreszt¹ wygl¹daj¹ co chwila za okno, bo sprawa jest istotnie wa¿na.Dawnyzmar³y pose³ by³ Polakiem i pierwszy to raz dopiero Niemcy stawiaj¹ w tymokrêgu swego kandydata.Widocznie zwyciêska wojna doda³a im odwagi, ale w³aœniedlatego zgromadzonym w pognêbiñskim dworze tym bardziej chodzi o to, by ichkandydat by³ wybrany.Nie brak te¿ jeszcze przed obiadem patriotycznychprzemówieñ, które szczególniej wzruszaj¹ m³od¹ pani¹, jako do nichnieprzywyk³¹.Chwilami ma ona napady obawy.A jeœli zrobi¹ jakie malwersacjeprzy obliczaniu g³osów? Ale przecie w komitecie zasiadaj¹ nie tylko Niemcy!Starsi obywatele t³umacz¹ w³aœnie pani, jak siê obliczanie g³osów odbywa.S³ysza³a to ona ju¿ sto razy, ale jeszcze chce s³yszeæ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl