[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedna z dziewczynek po drugiej stronieulicy krzyknê³a: „Wszystko powiem!”, po czym gniewnie przemaszerowa³a przezulicê.Druga rozeœmia³a siê i wsiad³a na rower.Zapiek³y mnie oczy.Bardzo¿a³owa³em, ¿e nie ma przy mnie Moniki.Nie musia³bym sam podejmowaæ decyzji.Podjêlibyœmy j¹ wspólnie.Obejrza³em siê na frontowe drzwi.Teraz ju¿ obaj policjanci stali przed domem.Regan za³o¿y³ rêce na piersi i lekko ko³ysa³ siê na palcach.Tickner nie rusza³siê i wci¹¿ mia³ ten sam obojêtny wyraz twarzy.Czy mog³em powierzyæ tymludziom ¿ycie córki? Czy dla nich najwa¿niejsza by³aby Tara, czy te¿ - jaksugerowa³ Edgar - jakieœ w³asne pobudki? Tykanie stawa³o siê coraz g³oœniejszei bardziej natarczywe.Ktoœ zamordowa³ mi ¿onê.Ktoœ uprowadzi³ moje dziecko.Przez kilka ostatnich dni zadawa³em sobie pytanie:Dlaczego my? Przy czym stara³em siê trzeŸwo myœleæ i nie pogr¹¿yæ w otch³ani¿alu.Mimo to nie znalaz³em odpowiedzi na to pytanie.Nie potrafi³em dopatrzyæ siê ¿adnego motywu zbrodni i byæ mo¿e to by³onajbardziej przera¿aj¹ce.Mo¿e nie by³o ¿adnego powodu.Mo¿e po prostu mieliœmy pecha.Lenny spogl¹da³ przed siebie i czeka³.Tik-tak,tik-tak.- Powiedzmy im - zdecydowa³em.Ich reakcja mnie zaskoczy³a.Wpadli w panikê.Regan i Tickner próbowali to ukryæ, oczywiœcie, lecz zdradzi³a ich mowa cia³a:nag³e trzepotanie powiek, lekkie zaciœniêcie ust, niedba³e akcentowane ipospiesznie wypowiadane s³owa.Porywacz da³ im za ma³o czasu.Ticknernatychmiast zadzwoni³ do specjalisty FBI od negocjacji z porywaczami, ¿ebyuzyskaæ jego pomoc.Mówi¹c do s³uchawki, zas³ania³ j¹ d³oni¹.Regan po³¹czy³siê ze swoimi kolegami w Paramus.Tickner roz³¹czy³ siê i powiedzia³: - Nasiludzie obstawi¹ centrum handlowe.Oczywiœcie dyskretnie.Rozstawimy ludzi wsamochodach przy ka¿dym wyjeŸdzie i dalej, po obu stronach autostrady numersiedemnaœcie.Ponadto przy wszystkich drzwiach centrum handlowego.Chcê jednak, ¿eby mnie panuwa¿nie wys³ucha³, doktorze Seidman.Nasi eksperci radz¹, ¿ebyœmy grali nazw³okê.Mo¿e uda nam siê sk³oniæ porywacza, ¿eby prze³o¿y³.- Nie - uci¹³em.- Oni nie uciekn¹ - wtr¹ci³ Tickner.- Chc¹ dostaæ pieni¹dze.- Maj¹ moj¹ córkê ju¿ prawie trzy tygodnie - powiedzia³em.- Niczego nie zamierzam odwlekaæ.Kiwn¹³ g³ow¹.Nie spodoba³o mu siê to, ale stara³ siê byæ uprzejmy.- Zatemchcia³bym umieœciæ cz³owieka w pañskim samochodzie.- Nie.- Móg³by po³o¿yæ siê na pod³odze.- Nie - powtórzy³em.Tickner spróbowa³ inaczej.- Albo jeszcze lepiej: powiemy porywaczowi, ¿e nie mo¿e pan prowadziæ.Ju¿ takrobiliœmy.Do licha, przecie¿ dopiero co wyszed³ pan ze szpitala.Zamiast panapojedzie jeden z naszych ludzi.Powiemy, ¿e to pañski kuzyn.Zmarszczy³em brwi i spojrza³em na Regana.- Podobno podejrzewa pan, ¿e jest w to zamieszana moja siostra?- Owszem, to mo¿liwe.- S¹dzi pan, ¿e ona nie pozna³aby, i¿ to nie nasz kuzyn?Tickner z Reganem zastanowili siê, a potem równoczeœnie kiwnêli g³owami.- Racja - rzek³ Regan.Spojrzeliœmy po sobie z Lennym.To byli ci profesjonaliœci, którym powierzy³em¿ycie Tary.Niezbyt pocieszaj¹ca myœl.Ruszy³em w kierunku drzwi.Tickner po³o¿y³ mi d³oñ na ramieniu.- Dok¹d siê pan wybiera?- A jak pan myœli, do diab³a?- Niech pan siada, doktorze Seidman.- Nie mam czasu - odpar³em.- Muszê ju¿ jechaæ.Po drodze mog¹ byæ korki.- Mo¿emy wstrzymaæ ruch.- Och tak, to dopiero wygl¹da³oby podejrzanie.- Bardzo w¹tpiê, czy on zamierza jechaæ za panem od domu.Zaatakowa³em.- Czy w oparciu o takie za³o¿enie zaryzykowa³by pan ¿ycie swojego dziecka?Zawaha³ siê.- Chyba nie rozumiecie - rzuci³em gniewnie.- Nic mnie nie obchodz¹ pieni¹dzeani to, czy zostan¹ z³apani.Ja chcê tylko odzyskaæ córkê.- Rozumiemy to - rzek³ Tickner - ale zapomina pan o czymœ.- O czym?- Proszê, niech pan usi¹dzie.- Pos³uchajcie, zróbcie coœ dla mnie, dobrze? Pozwólcie mi staæ.Jestem lekarzem.Równie dobrze jak wy wiem, jak przekazywaæ z³e wieœci.Niewysilajcie siê.Tickner podniós³ obie rêce i rzek³:- No dobrze.Niespiesznie zaczerpn¹³ tchu.Wci¹¿ gra³ na zw³okê.Nie mia³em ochoty na takiegierki.- O co chodzi? - zapyta³em.- Ci, którzy to zrobili - zacz¹³ Tickner - postrzelili pana.i zastrzelilipañsk¹ ¿onê.- Zdajê sobie z tego sprawê, - Nie, nie s¹dzê.Proszê siê zastanowiæ.Niemo¿emy pozwoliæ, ¿eby jecha³ pan tam sam.Ktokolwiek to zrobi³, próbowa³pozbawiæ pana ¿ycia.Strzelono do pana dwa razy i pozostawiono, ¿eby siê panwykrwawi³.- Marc - powiedzia³ Regan, podchodz¹c bli¿ej - przedstawiliœmy panukilka mêtnych teorii.Problem w tym, ¿e nie s¹ niczym wiêcej, tylko teoriami.Nie wiemy, o co naprawdê chodzi tym ludziom.Byæ mo¿e to zwyk³e porwanie, alejeœli tak, to niepodobne do ¿adnego z tych, z jakimi siê spotka³em.- Pozatwardego gliniarza znik³a, zast¹piona szczerym uœmiechem i przyjaŸnieuniesionymi brwiami.- Co wiemy na pewno, to ¿e próbowali pana zabiæ.Niezabija siê rodziców, jeœli chodzi tylko o okup.- Mo¿e zamierzali wymusiæ okup od mojego teœcia - podsun¹³em.- To dlaczego tak d³ugo czekali?Na to nie znalaz³em odpowiedzi.- Mo¿e - ci¹gn¹³ Tickner - to wcale nie by³o porwanie.Przynajmniej na pocz¹tku.Mo¿e porwanie by³o niezaplanowane.A sprawcyzamierzali zabiæ pana i pañsk¹ ¿onê.I teraz chc¹ dokoñczyæ robotê.- S¹dzi pan, ¿e to zasadzka?- Tak, to bardzo prawdopodobne.- Có¿ wiêc mi pan radzi?Tickner odpar³ bez namys³u:- Niech pan nie jedzie sam.I da nam trochê czasu, ¿ebyœmy zd¹¿yli siêprzygotowaæ.Niech zadzwoni¹ jeszcze raz.Spojrza³em na Lenny'ego.- To niemo¿liwe - powiedzia³.Tickner rzuci³ siê na niego.- Z ca³ym szacunkiem, pañski klient jest w niebezpieczeñstwie.- Moja córka równie¿ - wtr¹ci³em.Po prostu.Decyzja by³a ³atwa, kiedy wszystkoujê³o siê w tak proste s³owa.Odwróci³em siê i ruszy³em do samochodu.- Niech wasi ludzie trzymaj¹ siê zdaleka.Nie by³o du¿ego ruchu, dotar³em wiêc do centrum handlowego sporo przed czasem.Zgasi³em silnik i usiad³em wygodnie.Rozejrza³em siê wokó³.Domyœla³em siê, ¿epolicjanci i federalni wci¹¿ mnie pilnuj¹, ale nie by³em w stanie dostrzec¿adnego z nich.Pewnie to dobrze.I co teraz?Nie mia³em pojêcia.Czeka³em.Pokrêci³em ga³k¹ radia, ale nic nie przyku³omojej uwagi.W³¹czy³em odtwarzacz CD.Kiedy Donald Fagan ze Steely Dan zacz¹³œpiewaæ Black Cow, poczu³em uk³ucie ¿alu.Nie s³ucha³em tej taœmy chyba od czasu college'u.Dlaczego Monica trzyma³a têp³ytkê? Potem ze zdwojonym smutkiem uœwiadomi³em sobie, ¿e Monica korzysta³a ztego samochodu i ta piosenka mog³a byæ ostatni¹, jakiej s³ucha³a.Patrzy³em,jak klienci szykuj¹ siê do wejœcia do supermarketu.Skupia³em uwagê na m³odychmatkach: na tym w jaki sposób otwieraj¹ drzwi samochodu, jak ze zrêcznoœci¹iluzjonisty rozk³adaj¹ w powietrzu wózki, jak zmagaj¹ siê z pasami mocuj¹cymifoteliki dla dzieci, kojarz¹ce mi siê z Buzzem Aldrinem i Apollo 13, jak zdumnie uniesionymi g³owami ruszaj¹ do sklepu, pilotami zdalnego sterowaniazamykaj¹ drzwi samochodów.Matki wygl¹da³y na lekko znudzone.Mia³y swoje dzieci.A te, w swoichocenionych na piêæ gwiazdek kosmicznych fotelikach, by³y bezpieczne.Natomiastja siedzia³em z torb¹ forsy na okup i ¿ywi³em nadziejê, ¿e zdo³am odzyskaæcóreczkê.Jak¿e cienka granica nas dzieli.Zapragn¹³em opuœciæ szybê ikrzykn¹æ ostrzegawczo.Zbli¿a³a siê wyznaczona godzina.S³oñce œwieci³o prostow przedni¹ szybê mojego wozu.Siêgn¹³em po okulary przeciws³oneczne, ale siêrozmyœli³em.Sam nie wiem dlaczego.Czy zak³adaj¹c ciemne okulary,zdenerwowa³bym porywacza? Nie, nie s¹dzê.Mo¿e jednak tak.Lepiej ich niezak³adaæ.Nie ryzykowaæ.Zdrêtwia³y mi ramiona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Coben, Harlan Kein Friede den Toten
- Coben, Harlan Ein verhaengnisvolles Versprech
- Harlan Coben Jeden falszywy ruch
- Coben, Harlan Kein boeser Traum
- Harlan Coben Wszyscy mamy tajemnice
- Coben, Harlan Keine zweite Chance
- Harlan Coben Kilka sekund od smierci
- Harlan Coben Klinika smierci
- Harlan Coben W glebi lasu
- Antologia SF Nebula92
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- nurkowanie.opx.pl