[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ich zardzewiale kable wrzynaly sie w blotnista, poznaczona kamieniami skarpe.Wysokie glazy o krawedziach wymytych przez fale groznie sterczaly z plytkiej wody.Te podwodne skaly, postrach marynarzy, teraz stawaly sie wysepkami przypominajacymi skorupy zolwi.Kazdego lata ludzie sciagali nad rzeke z daleka i z bliska, aby kapac sie w miejscach, gdzie skaliste nadbrzeze schodzilo lagodniej.Uzywalismy slowa "kapac sie", a nie "plywac".Kapiacy sie baraszkowali na plecach, wypinajac plaskie lub wystajace brzuchy.Chudzi chlopcy, nadzy jak w chwili narodzin, urzadzali wodne bijatyki.Marynarze o ogorzalych cialach, ze statkow towarowych przycumowanych do pomostu, nurkowali w brunatnej wodzie.Dla ludzi takich jak my, ktorzy nigdy nie widzieli lazienki, sasiedztwo rzeki, obojetnie jak metnej i zmiennej, bylo prawdziwym blogoslawienstwem.Jangcy, splywajac z plaskowyzu, znacznie zwalnia na obszarze Syczuanu, zanim doplynie do Czungcing, ale i tak kazdego roku pochlania wiele istnien ludzkich: szarzujacych plywakow, ofiary wywrotek statkow i zabojstw, a takze samobojcow.Czy ktos zginal smiercia bohaterska, czy haniebna, spotyka go taki sam los, a miejsca w rzece wystarcza dla wszystkich.-Chodzcie szybko, znowu plynie wodny kloc!Na drogach i w siedliskach niosly sie nawolywania na podobienstwo bicia bebnow.Z uliczek wybiegali gapie w sandalach, czesto z miseczka ryzu w dloni, i ciagneli sznurem nad rzeke.Ogladanie topielcow stanowilo rzadka rozrywke w monotonnym zyciu mieszkancow Poludniowego Brzegu.W zakolu rzeki przy doku Strzalu z Procy, obok tartaku, woda powoli oplywa skalisty brzeg, a wiory zmieniaja ja w zawiesista zupe.Rozdete ciala topielcow oblepione trocinami wygladaja jak bale drewna w dziwnym kolorze.Nie mozna ustalic, kim ci ludzie byli za zycia, bo woda porywa ubrania albo okreca je wokol cial.Nawet kiedy zwloki sa nagie, trudno odgadnac, czy naleza do kobiety, czy do mezczyzny.Panuje taki przesad, ze jesli posrod gapiow znajdzie sie krewny czy wrog topielca, z otworow w sino-purpurowej twarzy nieszczesnika trysnie swieza krew.Wiekszosc topielcow zdazyla przeplynac dziesiatki, a nawet setki kilometrow i poplynelaby dalej w jakies odlegle miejsce, gdyby nie zanieczyszczone zakole.Natomiast trupy, ktore przebywaly w rzece krocej niz tydzien, cechowala jedna szczegolna prawidlowosc: zwloki kobiet zawsze plynely na plecach, a mezczyzn twarza do dolu.Kiedy juz wiedzialam co nieco o tym, co sie dzieje miedzy kobieta i mezczyzna, za kazdym razem, gdy widzialam tych plynacych biedakow, czulam dziwne drzenie kolo serca.Bo czyz rzeka, gdy pochlaniala ciala, nie tulila ich jednoczesnie w objeciach, glaszczac czule w ostatniej milosnej pieszczocie?W tamten purpurowy wieczor niebieskawa poswiata wpadala przez okno do biura na pierwszym pietrze budynku ze skosnym dachem; goraczka dnia jeszcze nie ustapila, a na pobliskich polach rozkumkane zaby ploszyly z drzew roje swietlikow.Zwierzanie sie nauczycielowi historii sprawialo mi radosc.Mruzac oczy, popijal herbate i sluchal.Zawsze potrafilam wypatrzyc mojego chudego, sniadego Trzeciego Brata w gromadzie dzieciakow baraszkujacych w rzece.Matka wiecznie go lajala: "Moze tobie nie zalezy, czy przezyjesz, czy nie, ale mnie tak".Jej uwagi wpadaly mu jednym uchem, a drugim wypadaly.I choc nie unikal brawury, nie pamietam, by kiedykolwiek chodzil chociazby zadrapany.Zawsze towarzyszylo mu kilku zasmarkanych, bosonogich wyrostkow, dla ktorych byl bohaterem.Najstarsza corka Duzej Siostry miala zaledwie dwa miesiace, kiedy Trzeci Brat, ujety urokiem rozanych policzkow, zaniosl niemowle nad rzeke, gdy jego mamusia polozyla sie na drzemke.Pozwolil malenstwu samodzielnie pluskac sie w wodzie.W tym czasie Duza Siostra, wiedziona zlym przeczuciem, obudzila sie i wyskoczyla z lozka.Kiedy z obledem w oczach szukala wszedzie corki, Trzeci Brat wmaszerowal do siedliska, niosac na rekach przemoczona dzieczynke ze zdzblami trawy we wloskach."Nauczylem ja plywac" - oznajmil, nie zwracajac najmniejszej uwagi na rozwscieczona siostre.Matka az pobielala z gniewu.Ale nie podniosla na niego reki, a nawet dala mu dokladke na kolacje.-Predzej czy pozniej zostaniesz wodnym klocem! - napadla na niego Duza Siostra.Spiorunowal ja wzrokiem, rozdymajac przy tym nozdrza, odwrocil sie na piecie, energicznie wymaszerowal z siedliska i zniknal nam z oczu.Prawdopodobnie poszedl nad rzeke, zeby znowu sie kapac.-Wracaj tu zaraz, Numer Trzy! - krzyknela za nim matka.- Na nikim ci nie zalezy, ty przeklety samotniku!Nogi same zaniosly mnie do sieni.-Mala Szostko, zebys mi sie nie wazyla pojsc za nim! - ostrym tonem powstrzymala mnie matka.Pakowala do szmacianej torby czyste ubranie i marynowane warzywa, zeby zabrac je ze soba do fabryki.Chociaz matka zjawiala sie w domu raz w tygodniu, nigdy nie zapominala prawic mi kazan: "Zabraniam ci kapac sie w rzece, szczegolnie bez opieki.Nie zycze sobie, abys nawet bawila sie na brzegu.Rzeka moze cie pochwycic, wciagnac i zarzucic na ciebie petle.Czy ci sie podoba, czy nie, ona uwielbia dzieci".Matka zaczela opowiadac mi o okrucienstwie rzeki, kiedy ledwo potrafilam chodzic i mowic.I tak ja, dziewczyna wychowana nad rzeka, corka marynarza, nigdy nie nauczylam sie plywac.Watpie, czy jest ktokolwiek procz mnie, kto spedziwszy dziecinstwo nad rzeka, nie potrafi plywac jak ryba.Natomiast ja, choc tak sie szczycilam nieposluszenstwem wobec matki, wzielam sobie jej ostrzezenia do serca.Nawet przeprawa promem napawala mnie bezgranicznym lekiem, chociaz nie umiem powiedziec dlaczego.Szczegolnie w swieta, gdy upychano nas na pokladzie jak bydlo.Prom byl wyposazony w kamizelki ratunkowe, lecz gdyby zaczal tonac, ktoz mialby czas sie za nimi rozgladac? Raz zeszlam nad rzeke akurat w chwili, gdy prom sie wywrocil.Ciemne glowy na powierzchni wody podrygiwaly jak pilki.Siedzialam na kamiennych schodach, sparalizowana ze strachu.Nauczyciel historii, zamiast jak zwykle sluchac mnie w milczeniu, rozesmial sie rozbawiony moim lekiem przed woda.Plywanie jest proste, powiedzial.Dziewczeta wspaniale wygladaja, kiedy plywaja zabka.Podniosl sie z krzesla i stajac za mna, ujal mnie za ramiona.Moja skora plonela pod dotykiem jego cieplych, silnych dloni.Rozpostarl mi ramiona i zaczal poruszac nimi jak przy plywaniu.Zrobil to w taki naturalny sposob, ze kiedy otarl sie o moje plecy, nie zorientowalam sie, do czego zmierza.A kiedy nagle to do mnie dotarlo, twarz oblal mi rumieniec.Odepchnelam jego dlonie i odsunelam sie od niego.-Jezeli nie chcesz nauczyc sie plywac, twoja sprawa - powiedzial, pochmurniejac.Cisza wypelnila pokoj.Czulam, ze za chwile cos sie wydarzy.Mijaly sekundy, czekalam na prozno.Znowu zrobilam z siebie idiotke.Skierowalam sie do wyjscia.-Zostan jeszcze troche.-Nie.- Podeszlam do drzwi i chwycilam za klamke.Podnioslam tornister za pasek i z wymuszonym usmiechemodwrocilam sie do nauczyciela.Obserwowal mnie.-Zajrzyj, kiedy tylko zechcesz.Czy mam cie odprowadzic?-Nie.- Westchnelam gleboko, jakbym chciala sie pozbyc dlawiacej mnie melancholii.Rozplakalam sie dopiero, gdy odeszlam spory kawalek od szkoly [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl