[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I całe życie stanęło mi w pamięci.Istotą mojego życia była Serafina; ona to przemawiała głosem całej Kuby, całej Hiszpanii, całej wielkiej przygody.Zacząłem opowiadać o starym don Baltazarze Riego.Zacząłem opowiadać o Manuelu–del–Popolo, jego czerwonej koszuli, czarnych oczach, mandolinie.Ujrzałem znowu odblask jego ognisk migocący po drugiej stronie wąwozu na wprost pieczary.Wtłoczyłem to wszystko w moją opowieść, opowieść kierowaną do owej młodej panny.Czułem doskonale, że porywam za sobą słuchaczy; wiedziałem, jak to się robi, miałem to we krwi.Mój blady, zawiędły stary ojciec o wąskich powiekach, który teraz mrugał oczyma i kiwał do mnie głową, był niegdyś jednym z najlepszych raconteurs*, jacy kiedykolwiek istnieli.W ciemnościach sali sądowej czułem wbite w siebie oczy; widziałem rozchylone wargi młodej panny, podanej w przód, by lepiej mnie słyszeć.Wiedziałem, że tak jest, bo kiedy jeden z prawników w niższej ławie podniósł nieco głos, ktoś syknął z mroków: „Ts–s–s.” — I nagle przyszło mi do głowy, że nawet jeśli uratuję się opowiadaniem o tym wszystkim, będzie to absolutnie bezużyteczne.Nigdy nie będę mógł tam wrócić, nigdy nie stanę się tym chłopcem, jakim wtedy byłem, nie usłyszę prawdziwego głosu Zawsze Wiernej Wyspy.Cóż mi po tym, jeśli nawet się uratuję, jeśli nawet wrócę? Będzie morze, niebo, ciche zamglone wzgórza, leniwe falowanie wody; ale mnie już nigdy nie będzie.Będę odmieniony raz na zawsze.Nigdy nie ujrzę bezwietrznego świtu na basenie hawańskiego portu; nie znajdę się na maleńkim drogherze, mając Serafinę tuż przy sobie.Wszystko, co mi pozostaje, to doprowadzić tę walkę do końca, a potem zaprzestać wszelkiej walki.Pamiętam, jak bardzo gorzka była ta myśl i jakie to wszystko było dziwne: jeden „ja”, który czuł w ten sposób, i drugi, który miotał się jak szalony przed gromadą idiotów z wytrzeszczonymi oczyma, trzema starymi sędziami i jedną młodą panną.I w jakiś osobliwy sposób myśli pierwszego „ja” przeniknęły do słów tego drugiego, który, stojąc jak gdyby trochę przede mną, machał rękoma w ostatecznej walce.— Spójrzcie na mnie… spójrzcie, co oni wszyscy ze mnie zrobili.Byłem niewinnym chłopcem.Czym jestem teraz? Zabrali mi moje życie, niechże z nim skończą, jak chcą, cóż to dla mnie znaczy, co mnie to obchodzi?W całej sali nastąpiło poruszenie.Na okręcie flagowym Rowleya ciężkie żelaza przecięły mi przeguby rąk.W Newgate nie byłem skuty, ale bardzo słabo się podgoiły.Przypadkiem spojrzałem w dół na swoje ręce podobne do szponów, uwalane krwią od skaleczenia o ostry szpikulec balustrady.— Jakąż to nagrodę wyznaczacie za trzymanie się drogi prawej? To tak zachęcać będziecie innych, do mnie podobnych? Co mnie obchodzi śmierć, którą mi grozicie? Co mi po życiu? Niech szykują rusztowanie.Wycierpiałem dosyć; czas, by skończyła się moja męka.Na Boga, wycierpiałem dosyć.Spójrzcie na moje ręce, powiadam.Spójrzcie na nie i powiedzcie, czy coś może mnie jeszcze obchodzić.— Podniosłem wysoko moje upiorne łapy i padło na nie światło świec.Z czarnych cieni rozległy się przenikliwe krzyki kobiet i przekleństwa.Ujrzałem, jak moja młoda panna zakrywa sobie twarz dłońmi, jak wolno, wolniutko osuwa się z krzesła i znika z moich oczu.Ludzie chwiejnym krokiem błąkali się po sali.Miałem jeszcze więcej do powiedzenia, ale troska o młodą pannę kazała mi o tym zapomnieć.Dozorca pociągnął mnie za rękaw i powiedział:— Słuchaj no pan, to wszystko nie jest prawda, co? To nie jest prawda? — Ponieważ najwyraźniej nie chciał, aby to była prawda, poczułem przez chwilę niezmierną dumę z tego, czego dokonałem.Zmusiłem ich do zrozumienia pewnych rzeczy.W minutę potem pojąłem, jakie to wszystko daremne.Nie dałem się zwieść nawet w moim ówczesnym stanie półobłąkania.Wróciło mi poczucie rzeczywistości, odczułem prawdziwą atmosferę tego „sądu”.Adwokat królewski poszeptał z prokuratorem koronnym, skinął dłonią najpierw w moim kierunku, potem w stronę przysięgłych; następnie obaj roześmieli się i pokiwali głowami.Za dobrze znali się na swoim rzemiośle; a tam w górnej ławie siedziało siedmiu zachodnioindyjskich kupców, którzy za chwilę przypomną sobie o swoich kieszeniach.Ale było mi wszystko jedno.Zmusiłem ich do zrozumienia pewnych rzeczy.Rozdział piątySpaliłem za sobą mosty i miałem umrzeć; poznałem to po sposobie, w jaki adwokat królewski odrzucił w tył głowę, poprawił na sobie togę, spojrzał na ławę przysięgłych i zaczął bawić się dewizkami zegarka.Salę zaległa z powrotem cisza.Jakiś człowiek ubrany w rodzaj liberii podał papier złożony w kwadrat Lordowi Mayorowi; Lord Mayor podał go z kolei lordowi Stowellowi, ten zaś otworzył pismo staroświeckim, szarpiącym ruchem, który wywarł na mnie wielkie wrażenie.Było to, jak gdybym ja, u kresu swego życia, oglądał człowieka otwierającego list za panowania królowej Anny.Układ cieni na jego starej, pomarszczonej twarzy zmienił się w miarę czytania, kiedy uniósł brwi i wydął usta.Wręczył rozłożony papier panu Baronowi Garrow, po czym kiwnięciem jednego pomarszczonego palca przywołał do siebie prokuratora koronnego.Trzeci sędzia wciąż jeszcze spał.— Co to takiego, u diabła? — powiedział siedzący przy mnie dozorca do swojego kolegi.Cierpiałem silny ból, było mi mdło i czułem, jak każde tętno mojego serca pulsuje mi w pokancerowanej ręce.Tamten splunął prosto przed siebie.— Niech skisnę, jeżeli wiem — odparł.— Cały ten przeklęty interes powinien był się skończyć godzinę temu.Kazałem Jinksowi, żeby mi przyniósł jedzenie i picie do wartowni na wpół do szóstej, a teraz już szósta.Rozpoczęli po cichu jakiś nie kończący się spór.— To ten zakład lorda Marcha… milę przebiec, milę przejść, zjeść pięć funtów baraniny, wypić pięć kwaterek czerwonego wina.Nie, nieprawda… dyliżans z Medmenham jeszcze nie przyjechał… drogi za bardzo rozmokły… Owszem.Cóż innego zatrzymywałoby sędziów o tak późnej porze? Nie, nieprawda, bo sędzia Best by się obudził i obstawiałby dla pewności inne konie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl