[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pewnie wymyśla kolejny plan, jakby tu.Jakby tu co?Co ona, na miłość boską, spodziewała się osiągnąć tym pocałunkiem? Co knuła? Musiał to wiedzieć.Musiał to wiedzieć natychmiast.- Francesco! - krzyknął ponownie.Usłyszał szybkie kroki i po paru chwilach ujrzał Franceskę.Różowa materia szeleściła wokół jej kolan.Twarz ozdabiały wypieki.- O co chodzi? - spytała zadyszana.- Czy coś się stało?- Stało? Nie, nic się nie stało.Chciałbym z tobą porozmawiać.Przycisnęła rozpostartą dłoń do szyi.- Dostałam przez ciebie palpitacji, ty narwańcu.Żeby tak się wydzierać na cały dom!- Wydzierałem się, bo nie ma tu nikogo, kto mógłby przekazać ci moją prośbę, żebyś się ze mną spotkała - rozejrzał się uważnie - tutaj -wskazał jeden z pokojów.- Nie miałem ochoty biegać dookoła, otwierać kolejno wszystkich drzwi i sprawdzać, czy cię za nimi nie ma.- Dobrze, dobrze, Avery.- Francesca weszła do pokoju.Usiadła z gracją na ciężkiej sofie pokrytej ciemnokasztanowym brokatem i ułożyła wdzięcznie stopy.- Gdzie się wszyscy podzieli? - spytał Avery, rozglądając się dookoła.Teraz już wiedział, dlaczego rodzina nie używała tego pokoju.Był ciemny, pełen ciężkich, niewygodnych zapewne mebli i zimny jak piwnica.- Pani Kettle nalewa wino do karafek na kolację - najwyraźniej jest to długi i żmudny proces, który należy traktować bardzo poważnie! -a Evelyn uczy w salonie pannę Makepeace robić koronki.Zastanawiająca sprawa.Bernard zaś zszedł na dół do końskiej stodoły.- To się nazywa stajnia, Francesco.Uważasz, że to rozsądne pozwolić mu tam chodzić? Przy tym stanie płuc.- Niby dlaczego miałoby nie być rozsądne? - spytała.- Te okropne, pełne przeciągów stajnie.A konie to narwane bestie.Drinka, Francesco? - wskazał kryształową karafkę z whisky.- Z przyjemnością - powiedziała Francesca.- O Bernarda nie potrzebujesz się martwić.Szkapy Lily dawno przestały być dla kogokolwiek zagrożeniem, a Bernard przepada za jazdą.To jedyna dyscyplina sportu, z jakiej może czerpać radość, o ile wiem.109- Gdybym ja też mógł czerpać z tego radość.- mruknął Avery, wyczarowując w wyobraźni obraz Lily Bede, cwałującej przez pole z rozwianymi czarnymi lokami.Sięgnął po karafkę z trunkiem.A zatem, cokolwiek wyzwalało skurcz płuc u Bernarda, nie była to bliskość koni.Być może, gdyby się wspólnie z Bernardem zastanowili, zdołaliby odkryć, w jakich warunkach atak jest najbardziej prawdopodobny.Wówczas chłopak mógłby postępować tak, jak nauczył się postępować Avery: unikać miejsc czy sytuacji, które powodowały tę straszliwą duszność.- Avery - spytała powoli Francesca - czy to konie wywołują u ciebie ataki duszności?No tak, zapomniał o Francesce.Skulona na ciężkim ogromnym meblu, wyglądała w swoich połyskliwych pastelowych draperiach jak jesienny motyl: przyblakły, nieco wystrzępiony, ale wciąż piękny.- Czasami - powiedział wymijająco.- Nie warto o tym mówić.Wystarczy, że nie zbliżam się do tych bestii.No, a teraz o niej.- O niej? - Twarz Franceski przez chwilę straciła wyraz.Wreszcie rozjaśniła się.- A! O niej.A o co chodzi?Avery zawahał się.Sam nie był pewien, jak bardzo chciałby otworzyć się przed kuzynką.Nikt inny spośród znanych mu osób nie miałlepszych niż Francesca kwalifikacji, by właściwie ocenić skłonności Lily.Jej biegłość w sprawach ciała była niekwestionowana, i to już w czasach, kiedy zaliczał się jeszcze do dzieci.- Camfield - powiedział w końcu, wręczając jej szklaneczkę whisky z wodą sodową.- Martin Camfield? - Francesca wzięła drinka.- Co Martin Camfield?- Jaki jest charakter relacji łączącej go z panną Bede?Na jej twarzy pojawiło się zrozumienie.- No cóż.Pan Camfield niewątpliwie ma wielkie poważanie dla inteligencji Lily.Avery rozluźnił się.Jeśli najsilniejszym uczuciem, jakie zdołał wzbudzić w sobie Camfield dla kobiety takiej jak Lily, było poważanie dla jej inteligencji, to człowiek ten jest albo homoseksualistą, albo eunuchem.Każda z tych okoliczności nie stanowiła dla Avery'ego zagrożenia.Uśmiechnął się.- Bądź też pan Camfield chciałby, żeby ona tak myślała.Uśmiech Avery'ego zgasł.- Być może Martin Camfield jest dostatecznie mądry, żeby zdać sobie sprawę, że dla kobiety takiej jak Lily bardziej atrakcyjny będzie 110mężczyzna, który docenia jej umysł, niż ktoś, kto po prostu strzela za nią oczami.- Ja nigdy nie strzelałem za nią oczami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Linki
- Strona startowa
- Connie Rose Porter All Bright Court (v5.0) (epub)
- Connie Mason The Dragon Lord (v2.0) (epub) i
- Connie Mason Highland Warrior (epub)
- Connie Willis Sans Parler du Chien
- Connie Monk The Healing Stream (epub)
- Connie Willis Le Grand Livre
- Connie Willis Przewodnik stada
- Blackout Connie Willis
- Bractwo John Grisham
- Biernath, Horst Ein Haus geteilt durch 8
- zanotowane.pl
- doc.pisz.pl
- pdf.pisz.pl
- spraypainting.htw.pl