[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za grubą folią widziała pływające cienie postaci.- Wypuśćcie mnie stąd! - zawołała ochrypłym głosem.Musiała tu być już od jakiegoś czasu.- Proszę! Wypuśćcie mnie!Jednak niewyraźne postacie za plastikową kotarą nie reagowały.Nie wiedziała, czy w ogóle ją słyszą.- Zimno mi.Proszę.Jakaś postać przecisnęła się przez plastikową kurtynę.Na początku Cheryl ujrzała tylko biały czepek chirurgiczny i szpitalny kitel, pod nim czarne spodnie i czarne buty.Wysoki, chudy mężczyzna podszedł bliżej.Oczom Cheryl ukazała się poorana bruzdami, wynędzniała twarz o wysoko zarysowanych kościach policzkowych, szeroko osadzonych oczach i orlim nosie.Był po sześćdziesiątce, ale miał uśmiech na twarzy.Po raz pierwszy w tych beznadziejnych i dziwacznych okolicznościach dostrzegła iskierkę nadziei.Młodszy mężczyzna, również w kitlu i czepku, prześliznął się przez plastikową ścianę i dołączył do wychudzonego lekarza.Rozmawiali ze sobą w nieznanym języku.Pomyślała, że to chyba rosyjski.Zerkali przy tym w jej stronę i pokazywali ją palcami.Próbowała zwrócić na siebie uwagę tych dwóch, najpewniej lekarzy.Jednak okazało się, że dla rozmawiających równie dobrze mogłaby być niewidzialna.- Proszę! Wypuśćcie mnie stąd!Nic.Wreszcie zza plastikowej ściany wyłoniła się kobieta, również ubrana w lekarski fartuch i czepek.Przyniosła koc.Wynędzniały lekarz wziął go od niej, skinął głową i uśmiechnął się nieznacznie.Podszedł do skrzyni Cheryl i przyklęknął.Mówił, jakby rozmawiał z dzieckiem lub z którymś z psów, które zresztą trochę się uspokoiły.Głos miał delikatny, wręcz pocieszający.Jednak słuchając rosyjskich słów, czuła tylko pustkę w głowie.- Pomóż mi, proszę - błagała.Wpatrywała się w troskliwe oczy.- Nie chcę umierać!Powiedział coś jeszcze.Coś uprzejmego, ale zupełnie niezrozumiałego i zaczął wciskać koc w otwór nad jej głową - większy od tych okrągłych, przez które wyglądała.Ta większa dziura najprawdopodobniej służyła do podawania jedzenia.- Proszę.Wymizerowany lekarz powiedział coś pocieszającego, chyba znów po rosyjsku.Posłał jej uśmiech poczciwego doktorka, wstał, odwrócił się i poszedł w kierunku plastikowej kurtyny, aby zniknąć w świetle za nią i na powrót stać się bezkształtnym cieniem.Mężczyzna i kobieta w kitlach zostali po tej samej stronie zasłony co Cheryl.Podeszli do klatki.Słyszała, jak facet coś otwiera.Kobieta pomagała.Czyżby ją wypuszczali?- Nikomu nie powiem - obiecywała Cheryl.Chaotycznie wyrzucała z siebie słowa - Po prostu mnie puśćcie.nikt się nie dowie.Nie otworzyli jednak celi, lecz uruchomili jakiś mechanizm, który umożliwił im przetoczenie całej skrzyni.Wytoczyli ją z psiarni.Zwierzęta całkiem się uspokoiły.Gdy minęło pierwsze przerażenie, Cheryl postanowiła skorzystać z nieoczekiwanej przejażdżki, by lepiej przyjrzeć się otoczeniu.Przyciskała oko do wywierconego otworu, niczym dzieciak podglądający mecz przez dziurę w płocie.Nawet wówczas nie ustawała w prośbach.- Nie róbcie tego.Proszę, nie róbcie tego - błagała.- Wypuśćcie mnie, nie będę robić żadnych kłopotów.Przysięgam.Przepychali ją właśnie przez plastikową kurtynę.Przez dziurę widziała sprzęt laboratoryjny i przyrządy pomiarowe.Do mierzenia.czego?Skrzynia się zatrzymała.Jakaś kobieta - kolejna lekarka czy pielęgniarka - obróciła skrzynię Cheryl.Choć psy przestały szczekać, jacyś ludzie przejęli pałeczkę.Trwała tu jakaś chaotyczna kłótnia w tym samym, obcym języku.Cheryl przemieściła się do innego otworu.Nie zdziwił jej widok odrażającego typa z włosami w strąkach - tego samego, który ją porwał.Drab wrzeszczał na wymizerowanego lekarza, wyraźnie wściekły na staruszka.Ten zaś po prostu stał i spokojnie przyjmował krzyki Rasputina.Przesunęła się do kolejnego okrągłego otworu w poszukiwaniu lepszego widoku.Ujrzała coś, co zaparło jej dech w piersi.Tuż obok niej leżał mężczyzna!Może to inny porwany, może pacjent.Leżał na szpitalnym łóżku, od brody po stopy przykryty prześcieradłem.Cheryl nigdy wcześniej go nie widziała, ale druga porwana, Monica Bannan, rozpoznałaby go bez trudu.Pacjent miał na prawym policzku szarpaną ranę zadaną motyką.Cheryl wydawało się jednak, że mężczyzna może być potencjalnym sprzymierzeńcem.Szorstkie rysy jego twarzy łagodziły jasne, niemal kobiece oczy.Te oczy zwróciły się ku niej i odwzajemniły spojrzenie.- Proszę.wypuść mnie.- wyszeptała.- Ja też ci pomogę.Facet zatrzepotał powiekami.Miał długie rzęsy.Pewnie starał się dojrzeć Cheryl.Poruszał ustami, ale nie wydał żadnego dźwięku.- Wstań - wyszeptała.- Musisz wstać i mi pomóc.Kłótnia w tle toczyła się bez ustanku.Była teraz pewna, że słyszy rosyjski.Starszy lekarz w końcu zaczął zdecydowanym, racjonalnym głosem odpowiadać bojowo nastawionemu Rasputinowi.- Proszę - znów zwróciła się do mężczyzny na noszach.W jej oczach było to samo błaganie, co w tonie jej głosu.Sąsiad próbował wstać.W każdym razie tak wydawało się Cheryl.Usiłował coś powiedzieć, ale nieważne jak bardzo się starał, nie potrafił wydobyć ani słowa.W pięknych oczach widziała cierpienie.Ból.Z całą pewnością on też był ofiarą.A to oznaczało, że jej nie pomoże.Czuła, jak do oczu napływają jej łzy, ale sąsiad ją uprzedził.Twarz nad białym prześcieradłem wykrzywiła się w smutku.Mężczyzna się rozpłakał [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl