[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Patrzyła nawoskową, napiętnowaną bólem twarz jak na kogoś zupełnie obcego.Z pewnym wahaniem pochyliła się jednak i delikatnie pocałowała go w oba policzki.Potem, nie wiedząc, co powiedzieć, odgarnęła z jego czoła kosmyk siwych włosów.- Twoje urodziny - powiedział nagle, przerywając niezręczną ciszę.- Zupełniezapomniałem o twoich urodzinach.- Moje urodziny? - zdziwiła się.- To jeszcze daleko, najdroŜszy.- Chciałem kupić ci jakiś prezent.Popatrzyła niepewnie na Ericssona.- On chyba majaczy.- To tylko spóźnione efekty narkozy.- Całe szczęście, Ŝe tobie nic się nie stało - mamrotał dalej Sarveux.- To wszystkomoja wina.- AleŜ nie, niczemu nie jesteś winien - próbowała go uspokoić : Danielle.,- Droga była śliska i śnieg zalepił mi szybę.Nic nie widziałem.Za szybko wszedłemw ten zakręt, zablokowałem hamulce, no i straciłem kontrolę.Danielle nareszcie zrozumiała.- Miał wypadek samochodowy, wiele lat temu - wyjaśniła Ericssonowi.- Zginęławtedy jego matka.- Normalna rzecz: umysł zatruty narkozą często wraca w odległą przeszłość.- Charles.- łagodnym tonem odezwała się Danielle.- Musisz teraz odpocząć.Wrócęjutro rano.- Nie, nie odchodź.- Wzrok Sarveux powędrował ponad ramieniem Ŝony w stronęEricssona.- MoŜecie zostawić nas samych?Ericsson wahał się przez chwilę, w końcu wzruszył ramionami.- Jeśli pan nalega.tylko - zwrócił się do Danielle - bardzo panią proszę, nie więcejniŜ dwie minuty.Kiedy zostali w pokoju sami, Sarveux zaczął coś mówić, ale jego twarz wykrzywiłnatychmiast spazm bólu.- Zawołam doktora.- zerwała się, przestraszona.- Nie, zaczekaj! - zdołał wyjęczeć przez zaciśnięte zęby.- Mam dla ciebie instrukcje.- Nie teraz, kochanie.Powiesz mi to później, jak będziesz silniejszy.- Chodzi o system James Bay!- W porządku, Charles - zgodziła się, nie chcąc go irytować.- Co z tym systemem?- Dyspozytornia nad komorą generatorów.Trzeba wzmocnić ochronę.PowiedzHenriemu.- Komu?- Henriemu Yillonowi.On będzie wiedział, co zrobić.- Dobrze, powiem mu, obiecuję.- Kanada będzie w śmiertelnym niebezpieczeństwie, jeśli źli ludzie dowiedzą się.-Kolejny spazm bólu wstrząsnął jego ciałem.Sarveux z jękiem opadł na poduszkę.To juŜ było nie do wytrzymania.Pokój zaczął jej wirować przed oczami.W panicznejucieczce ruszyła do drzwi.Po drodze usłyszała jeszcze z trudem rzucane słowa.- Zapamiętaj to nazwisko: Max Roubaix! Niech Henri skonsultuje się z MaxemRoubaix.Kiedy przełoŜona pielęgniarek weszła do gabinetu, doktor Ericsson siedział przyswoim biurku, studiując wyniki badań Sarveux.Postawiła na stoliku filiŜankę kawy i talerzykz herbatnikami.- Doktorze.Za dziesięć minut konferencja prasowa.Ericsson przetarł dłonią oczy ispojrzał na zegarek.- Ci reporterzy.bardzo rozrabiają?- Jak banda włamywaczy - odparła siostra.- Chybaby juŜ rozwalili budynek, gdybynie kuchnia; na szczęście zajęli się jedzeniem.Sięgnęła po wiszącą na wieszaku torbę naubrania i otworzyła suwak.- Pańska Ŝona podrzuciła tu świeŜy garnitur i koszulę.Chce,śeby wyglądał pan jak najlepiej w telewizji, kiedy będzie pan mówił o stanie zdrowiapremiera.- A właśnie.jak on się czuje?- Świetnie, odpoczywa.Doktor Munson strzelił mu tęgą dawkę narkotyków, jak tylkowyszła pani Sarveux.Piękna kobieta, ale ma słaby Ŝołądek.Ericsson wbił nieprzytomne spojrzenie w talerzyk z herbatnikami.- Chyba zwariowałem, Ŝe zgodziłem się dać premierowi te środki pobudzające zarazpo operacji.- Właściwie dlaczego tak mu na tym zaleŜało?- Nie wiem.- Ericsson wstał i zdjął fartuch.- Ale jakikolwiek miał powód, swojeosiągnął.Te jego rzekome majaczenia brzmiały bardzo wiarygodnie.Rozdział 7Danielle wysiadła z rolls-royce'a prowadzonego przez słuŜbowego kierowcę i zniechęcią popatrzyła na rezydencję premierów Kanady.Trzypiętrowy kamienny gmachzawsze wydawał jej się równie nie-przytulny i ponury jak budynki z powieści Emily Bronte.Przeszła przez długi hol o wysokim sklepieniu i z antycznymi meblami i po szerokich,kręconych schodach dotarła do swojej sypialni.To był jej raj: jedyne miejsce w całym domu, które Charles j pozwolił jej urządzić poswojemu.W świetle wydobywającym się spoza uchylonych drzwi łazienki zobaczyła nałóŜku jakiś duŜy,, nieregularny kształt.Na chwilę serce podskoczyło jej do gardła.Zamknęładrzwi i oparła się o nie plecami.- Chyba zwariowałeś, Ŝeby tu przychodzić - mruknęła.W półmroku zaświeciływyszczerzone w uśmiechu zęby.- Zastanawiam się, ile Ŝon mówi w tej chwili dokładnie to samo swoim kochankom.- Ale tego domu pilnują konni.- O, to bardzo lojalni Francuzi, którzy potrafią oślepnąć i ogłuchnąć, kiedy trzeba.- Musisz natychmiast stąd iść.Zwalisty kształt poruszył się i rozprostował.Na łóŜku stał kompletnie nagimęŜczyzna.- Lepiej chodź do mnie, moja nimfo.- Nie.nie tutaj.- Ostry, gardłowy ton z trudem maskował budzące się poŜądanie.- Nie mamy się czego bać.- Charles wciąŜ Ŝyje! - wykrzyknęła nagle.- Nie rozumiesz? Charles Ŝyje!- Wiem - stwierdził męŜczyzna bez cienia emocji.SpręŜyny materaca skrzypnęły,kiedy zeskoczył na podłogę i ruszył w jej stronę po miękkim dywanie.Miał wspaniałe ciało;potęŜne mięśnie, rozwinięte przez lata sumiennych ćwiczeń, harmonijnie grały pod jegoskórą.Wyciągnął rękę i dotknął jej włosów.Sam był dokładnie ogolony - nie tylko naczaszce, ale wszędzie indziej: na nogach, piersi i podbrzuszu połyskiwała zupełnie gładkaskóra [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl