[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Tęskno ci do miecza.Jeśli nawet Mięta kiwnęła głową, skinienia tego nie sposób było dostrzec.– Sama jesteś mieczem.Moim.I Scylli.Jesteś mieczem Ośmiu Wielkich Bogów.Spośród tysięcy obecnych najwyżej pięć setek mogło słyszeć wcześniejsze słowa maytere Marmur, patere Gulo czy Jedwabia.Wszyscy jednak – od mężczyzn stojących przy pochyłym ołtarzu, którym spodnie zbryzgała krew ofiar, po dzieci w ramionach matek niewiele starszych od nich samych – słyszeli dudniący głos bogini.Wszyscy też na swój ograniczony sposób rozumieli ją, Echidnę Wielką, Królową Bogów, najwyższą i najbliższą przedstawicielkę Paha Dwugłowego.Kiedy przemówiła, poruszyli się jak źdźbła pszenicy, przeczuwające nadchodzącą burzę.– Miastu trzeba przypomnieć znaczenie słowa „wierność”.Tych, którzy ją sprzedali, należy usunąć.Tych, którzy sprawują rządy, zabijcie.Przywróćcie Kartę mojej córki.Najtęższą twierdzę w mieście, więzienie, które zwiecie Alambrerą, zburzcie.Maytere Mięta uklękła.Znów rozbrzmiał głos niczym srebrna trąbka:– Tak się stanie, Wielka Królowo!Jedwab nie mógł uwierzyć, że drobna, nieśmiała sybilla, którą tak dobrze zna, przemawia tak donośnie.Po złożonej przez nią obietnicy teofania dobiegła końca.Byk leżał martwy obok Jedwabia.Święte okno znów było puste, chociaż na całej ulicy Słońca wciąż klęczeli wierni o twarzach zdradzających bądź to oszołomienie, bądź też najwyższą rozkosz.Daleko od ołtarza – tak daleko, że nawet Jedwab, który wstał z kolan, jej nie widział – jakaś kobieta krzyczała w ekstazie.Augur wzniósł ramiona, tak jak uczynił to na pokładzie ślizgacza.– Ludu Vironu! – Sądząc po reakcji, mniej więcej połowa zebranych usłyszała jego słowa.– Królowa whorla zaszczyciła nas swoją obecnością! Echidna we własnej osobie…Słowa, które przygotował sobie w myślach, uwięzły mu w gardle, gdy na miasto spadła ściana ognia.Jego cień, rozmazany jak wszystkie cienie w dobroczynnych promieniach długiego słońca, przeobraził się nagle w czarną jak smoła sylwetkę o ostrych krawędziach, jakby wyciętą z papieru.Jedwab zamknął oczy i zachwiał się na nogach, porażony oślepiającym blaskiem, a kiedy ponownie podniósł powieki, ogień zgasł.Usychający figowiec, którego najwyższe gałęzie wystawały ponad okalający ogród mur, zajął się ogniem – suche liście skwierczały i trzaskały donośnie, a z drzewa bił w niebo słup gęstego dymu.Nagły podmuch wiatru ożywił płomienie i rozwiał dym.Poza płonącym figowcem nic się nie zmieniło.Mężczyzna o wyglądzie brutala, klęczący przy ołtarzu, spytał:– Czy to również były słowa bogów, patere?Jedwab odetchnął głęboko.– Owszem.Tym razem przemówił inny bóg niż Echidna i ja go rozumiem.Maytere Mięta zerwała się na równe nogi, a wraz z nią setka lub więcej ludzi.Jedwab rozpoznał Liatrę, Marę, Piórko, Aloes, Zorillę, Roga i Pokrzywę, Ostrokrzew, Jelenia, Wielbłąda, Astra, Makaka i wielu innych.Srebrna trąbka głosu Mięty wzywała ich wszystkich do boju:– Echidna przemówiła! Widzieliśmy, jak wygląda gniew Paha! Do Alambrery!Wśród tłumu zapanowało wzburzenie.Ryknął silnik ślizgacza.Gwardziści – konni i piesi – krzyczeli:– Do mnie! Do mnie! Na Alambrerę!Któryś z nich wystrzelił w powietrze.Jedwab rozejrzał się za Gulem, chcąc zlecić mu ugaszenie płonącego drzewa, ale młody augur znajdował się już kilkadziesiąt metrów dalej, prowadząc grupę stu lub więcej ludzi.Inni przywiedli białego rumaka i podali wodze maytere Mięcie.Jeden z mężczyzn pochylił się, złożył dłonie w podpórkę i Mięta z niewiarygodną zwinnością wskoczyła na grzbiet wierzchowca.Dźgnięty piętami w boki koń stanął dęba.Nagle Jedwab poczuł ogromną ulgę.– Maytere! – krzyknął.– Maytere! – Przełożył nóż ofiarny do lewej ręki i zapominając o godności, jaką powinni okazywać augurowie, podbiegł do Mięty.Czarna toga wzdymała mu się na wietrze.– Weź go!Srebrzysty, zielony jak trawa i czerwony jak krew azoth, który otrzymał od Żurawia, błysnął w słońcu, gdy Jedwab cisnął go ponad głowami ludzi.Rzucił broń wysoko i ze dwa łokcie w bok od Mięty, ale był przekonany, że maytere złapie azoth bez trudu.Tak też się stało.– Naciśnij krwawnik – krzyknął – a ostrze się wysunie! Chwilę później wycelowane w niebo ostrze rozdarło materię rzeczywistości.– Chodź z nami, patere! – odkrzyknęła Mięta.– Dołącz do nas, gdy tylko złożysz ofiarę!Jedwab skinął głową.Najpierw oko prawe.Jedwab miał wrażenie, że wieki całe upłynęły od chwili, gdy pierwszy raz uklęknął, by wyciąć bykowi oko, do momentu gdy wreszcie rzucił je w ogień, odmawiając cicho litanię do Scylli.Zanim ją skończył, przed ołtarzem została ledwie garść starców i grupa małych dzieci pod opieką starszych kobiet – wszystkiego może ze stu ludzi.– Język dla Echidny – oznajmiła maytere Marmur cichym, bezbarwnym głosem.– Echidna do nas przemówiła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl