[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nareszcie tatuaż na stałe.Nie pamiętam, jakie to uczucie, kiedy ma się ciało.Wielcy ludzie pozostawiają po sobie ślady.Reszta zostaje ze śladami, z markami.z wizjo markami.Manny pochylał się nad nim groźnie, kiedy twarz Giny spadła na niego, niczym grom z jasnego nieba.– Nie pamiętasz! No cóż, kochanie, tak to już jest.Jego twarz eksplodowała bólem.Drugie uderzenie jego ciała o dywan było bez znaczenia, ale tym razem poczuł je wyraźnie, najpierw uderzył siedzeniem, następnie ramionami i głową, pięty odbiły się kilkakrotnie.Zza zamkniętych oczu poczuł, że jego usta naciągają się w uśmiechu.– Jezu – jęknął Keely.Ukląkł obok Gabe’a i dotknął lewej strony jego twarzy.– Co się stało? – Sam ścisnęła swój mini-komputer na udzie, jej druga dłoń spoczęła na kablu prowadzącym do igieł na jej brzuchu.– Skąd się to bierze, dlaczego to się dzieje? Keely, nie potrafię czytać z tego jebanego ekranu, tak jak ty, cholerajasna! – Jedno krótkie szarpnięcie; jeśli to było konieczne, żeby uratować jej ojca, zrobiłaby to, mając nadzieję, że nie jest już za późno, o ile ta dziwaczna opuchlizna na jego twarzy nie oznaczała, że doznał udaru.Keely z powrotem siedział przy monitorze, przewijając dane wyjściowe do tyłu, do przodu, i ponownie do tyłu.Po chwili uniósł spojrzenie ponad monitor i popatrzył na Jasm, która przykucnęła obok Giny.– Jazz, przyjrzyj się jej dłoniom.Ma sińce na kostkach? Jasm sprawdziła, a następnie uniosła zwiotczałą prawą rękę Giny.– Zgadza się.Posiniaczona i trochę obtarta.– Popatrzyła na Gabe’a i dopiero wtedy zareagowała z opóźnieniem.– Keely, jest jeszcze coś.– Pochyliła się nad Gina i podciągnęła koszulę Gabe’a do góry.– Masz ochotę zgadnąć, co to?Keely przypatrywał się w ciszy krętym liniom i kształtom odciśniętym na ciele Gabe’a.W końcu odetchnął głęboko i potrząsnął głową.– Keely, urwę ci ten jebany łeb – rzuciła Sam płaczliwym głosem.Fez wziął ją w ramiona, ale wywinęła mu się, trzymając jedną dłoń na biegnącym do igieł kablu.– Wszystko w porządku – powiedział do niej Keely z lekkim uśmiechem.– To najciekawszy przypadek stygmatów, jaki kiedykolwiek widziałem.Właściwie to jest jedyny przypadek, jaki kiedykolwiek widziałem na własne oczy, więc powiedzmy, że jest to najciekawszy przypadek, jaki znam.– Cholera – odezwała się Gator.– Muszą tam być nieźle rozhisteryzowani.– A ty byś nie była? – odparł Keely.Uśmiechnął się do Sam.– Gina właśnie zdrowo prasnęła twojego ojca.– Obczaj – powiedział stojący obok Gabe’a Percy, masując własną twarz.– Dostać bez uprzedzenia, jak jesteś po tej samej stronie.– A co z tymi śladami na jego ciele, skąd one się wzięły?– spytała stanowczym tonem.– Oczywiście z jego kombinezonu symulacyjnego – stwierdził rzeczowo Keely.– Miałaś na sobie kombinezon raz czy dwa, więc powinnaś wiedzieć, jakie zostawia ślady.Twój ojciec odkrył właśnie, że całe jego ciało jest kombinezonem symulacyjnym, przynajmniej z punktu widzenia jego umysłu.Sam wpatrywała się w swojego ojca z niedowierzaniem.Ślady na jego skórze były świeże i głębokie, jego opuchnięty policzek nie wyglądał najlepiej, zaś wyraz jego twarzy mówił, że najpiękniejszy sen w jego życiu właśnie stał się jeszcze piękniejszy.Czuję ból.To właśnie oznacza bycie trzeźwym, z tego co pamiętam.– Każdy może znaleźć schronienie – powiedziała Marly.– Czy można przyjąć cudzy ból?– Przynajmniej będziesz musiała spróbować – odparła Caritha, zanim Gabe zdążył udzielić odpowiedzi.Znajdował się w czyimś pokoju gościnnym, ogromnym, nieskończonym gościnnym pokoju, który w tej chwili wypełniony był migoczącą zbieraniną ludzi, oddających się jedzeniu i piciu, wchodzących i wychodzących, wpatrujących się w liczne ekrany na ścianie, uprzejmie omijających stworzenie pośrodku pokoju szerokim łukiem.Gabe popatrzył na to ze zdumieniem.Pamiętał to stworzenie ponad dwumetrowej wysokości, przypominające po części samuraja, po części zaś maszynową fantazję, lecz to tutaj było do tego stopnia przesadne, że utrzymanie ostrości widzenia sprawiało mu kłopot.Pomyślał, że przelotnie dostrzegł Marly, kiedy stworzenie ustawiało się pod pewnymi kątami, a Carithę, kiedy ustawiało się pod innymi; czasami, kiedy odwracało się w pewien szczególny sposób, nabierał pewności, że widzi tam Ginę, innym razem Marka, czy też Markta, a chwilami nawet samego siebie.Po chwili znajdował się tam słup ognia, a on przypomniał sobie, w jaki sposób uchylił się, spodziewając się, że w następnej kolejności zamieni się on w promień laserowy.Wstał i podszedł do pokrytej ekranami ściany.Zamiast na porno klip technofantasy, patrzył na Ginę.Leżała na łóżku polowym z przyłączami w głowie, pod jej zamkniętymi powiekami gałki oczne poruszały się w tę i z powrotem.Porno Giny?– Dobre określenie – powiedział znajomy głos.– Jeśli nie możesz tego przelecieć, a to nie tańczy, zjedz to, bądź tym lub wyrzuć to.Szczęściara.Nie tylko potrafi tańczyć, ale potrafi też tym być.Ty też.Raptownie scena zmieniła się na sypialnię Marka, a on zobaczył siebie wraz z Giną.Prędko odwrócił się i ponownie znalazł się na wprost pokrytej ekranami ściany.Na wszystkich z nich było teraz widać scenę w sypialni Marka.Odwrócił się do nich plecami, ale one znów znalazły się przed nim, ponad nim i pod nim – otoczyły go ze wszystkich stron, pod wszystkimi kątami [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl