[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Za oknem zrobiło się już całkiem ciemno, nad firanką wisiał księżyc.Artiom chytrze uśmiechnął się, odłożył lornion, wysunął brodę, zakołysał się powoli, rytmicznie, uniósł ręce nad kolanami, jakby na nich leżały gęśle, na których zamierzał sobie akompaniować.— Za siedmioma górami — zaczął z zaśpiewem — za siedmioma rzekami…— Posłuchaj Artiom — przerwała mu Głafira — a prościej nie możesz?— Prościej nie wolno — odpowiedział dziadek.— Zapomniałaś, kogo podejmujemy? Specjalistów od folkloru — dla nich to co zaczyna się od dat i opowieści świadków, jest nieciekawe Czyli tak, za siedmioma górami, za siedmioma morzami, za siedmioma rzekami, żyli dobrzy chłopi, ziemię orali, smutku nie znali, podatki płacili, len hodowali…Andriusza włączył magnetofon, staruszek nachylił się tak aby nic nie umknęło podczas zapisu, a sam spoglądał na zielone drżące światełko lampki wskazującej jakość nagrywania.— A ty co, folklor wymyślasz? — z powątpiewaniem wtrąciła Głafira.— Ktoś musi — powiedział staruszek — nie można tego zostawić niegramotnym babkom.A ty — dlaczego nie kupisz Telefunkena?— Co? — Andriusza nie zrozumiał.— Jakość kiepska — powiedział staruszek.— Nie zbaczaj z tematu — powiedziała Głafira.— Myślisz, że jak masz nowych słuchaczy, to już nic ci zrobić nie można? Zaraz każę Koli opowiadać…— Nie, Kola nie może — nie zgodził się staruszek.— Jest romantykiem.Na pewno nakłamie.O twierdzy i Indianach.— To sama opowiem.— Opowiadaj, a mnie co tam, czyja się sprzeciwiam? Jesteś kierownikiem brygady, ty tu jesteś władzą wykonawczą.No, opowiadaj.— Rzecz w tym — powiedziała Głafira — że nasz dziadek jest krajoznawcą.Trzy urlopy pod rząd spędził w Leningradzie, w archiwach, w muzeach.Wszystkie nasze bajki i legendy wyjaśnił naukowo, skromność tylko staje mu na przeszkodzie, no i brak wykształcenia…Głafira mówiła, uśmiechając się półgębkiem i spoglądając na staruszka, który kręcił się na stołku: i słuchać było miło, i samemu chciało się opowiadać.— Dobrze już — powiedział staruszek — sam dalej opowiem.Dwoma rękami przyciągnął do siebie stertę papierów.Papiery były różne: stare, pomięte notatki, maszynopisy, fotokopie ręcznie spisanych dokumentów…Staruszek pogrzebał w papierach, powiódł srogim spojrzeniem po audytorium i powiedział:— Tym niemniej zaczniemy od folkloru.— Zaczniemy — powiedział Andriusza i wyjął aparat fotograficzny.Widok staruszka patrzącego przez lornion na członków ekspedycji był bez wątpienia egzotyczny.— Ustaw dłuższy czas naświetlania — srogo powiedział staruszek.— Światła tu mało.A zaczniemy od bajki.Tak jak opowiadano ją wśród ludu i jak usłyszał ją od mojej babki Pelagii przypadkowy człowiek, naukowiec Miller, który w nasze okolice dotarł z ciekawości, typowej dla porządnego, rosyjskiego Niemca.Staruszek wyjął fotokopię gazety.— Wydrukowano w gazecie „Miłośnik Rosji”, numer szósty, grudzień 1887, a był to ostatni numer gazety.Znalazłem go w bibliotece Permskiego Instytutu Kultury.„Bajka to czy nie bajka” — tak moja babka zawsze zaczynała opowieści.Początek typowy w naszych stronach.— Typowy — zgodziła się Ella — macie całkowicie rację.— „Bajka to czy nie bajka, leciała czajka, niosła jajka”.Ostatnie słowa podaję na odpowiedzialność Millera, babka moja nigdy tak nie rymowała — powiedział staruszek.— To prawdopodobne — ponownie zgodziła się Ella.— Kobiety opowiadające bajki zawsze szanowały język rosyjski.— Zostańmy przy tym, że babka dawała sobie radę bez rymu — powiedział staruszek.— Sedno w czym innym.Na początku mamy typowy tekst o głupku Iwanie, szukającym lekarstwa dla carewny.Spotyka Iwan starca… A teraz słuchajcie dosłownie: „I powiedział mu starzec: za lasami, za morzami, Za wysokimi górami jest w lesie źródło, a w nim żywa woda.Dasz martwemu się napić — ożyje, dasz choremu — choroba pójdzie precz, dasz kalece — tańczyć będzie”.— Tak jest napisane?— Powtarzam, to zapis Niemca Millera.Kontynuuję: „I powiedział wtedy głupek Iwan: Chodźmy, ojczulku, po żywą wodę, wyleczymy carewnę.Rozgniewał się okrutnie ojczulek–car.Jak to — mówi — ty, chłopski syn, chcesz mi rozkazywać? Weź — powiada — moich zbrojnych gwardzistów i idź do Źródła, znajdź je, przynieś wody i wylecz carewnę.Wyleczysz, to dostaniesz ją za żonę i pół imperium na dodatek”.Staruszek odłożył kartkę, popatrzył przez lornion na etnografów i zapytał:— Jak często głupi Iwan dostaje do towarzystwa rotę wojska?— No, to jest całkowicie niezrozumiałe — powiedziała Ella.— Bohater w bajkach zawsze działa sam.— Ano właśnie — powiedział dziadek Artiom.— Też tak pomyślałem.Muszę ci powiedzieć, że tę historię słyszałem od babci już po tym, jak odwiedził nas Niemiec Milłer, a babcia miała wtedy ciągle jeszcze sprawny umysł i dobrą pamięć.Oczywiście, nic wtedy nie wiedziałem o Millerze, ale babcia mówiła mi, że źródło z żywą wodą znajduje się w lesie, za naszą wsią.Rozumiesz, za naszą! Taaa….— A jest tam? — zapytał Andriusza.— Czy wędruje jak wiatrak?— To właśnie postanowiłem sprawdzić.Tym bardziej, że woda w naszej wsi nie jest zwyczajna.— W jakim sensie? — zapytała Ella Stiepanowna, odruchowo odstawiając filiżankę z herbatą, czego nikt, oprócz Andriuszy, nie zauważył.— A w takim, że niepowtarzalna.Czysta, dobra.— Włosy można myć jak w szamponie — powiedział Kola.— O to chodzi! Od naszej wody poprawia się zdrowie, sił przybywa.Lepsza od markowej mineralnej.— Oj, dałbyś spokój — sprzeciwiła się Głafira.— Patrioto pisał nawet do Kisłowodzka, żeby przysłali specjalistę.— I przyślą — powiedział staruszek.— Zorientują się i przyślą.— Nie ma sensu — powiedział Andriusza.— Dojechać tu rudno.Kto tu przyjedzie? Morza nie ma, pejzaży mało.— Ot, głupek — powiedział staruszek z przekonaniem.Okazuje się, że kiedyś ludzie byli mądrzejsi niż ty, student.Kto kryje się w ludowym eposie pod postacią głupka Iwana i jego roty żołnierzy? Nie istnieje czasem historyczne wyjaśnienie?— Słusznie — powiedział Andriusza.— Armata na placu, drogowskaz, nazwisko „Połujechtow”.Staruszek pogrzebał w stosie papierów, kilka z nich przysunął bliżej do siebie, chociaż widać było, że wszystkie zna na pamięć.— W połowie osiemnastego wieku władała u nas caryca Anna Joannowna, słyszeliście o niej?Ella kiwnęła.— Pod koniec swego panowania zachorowała z głupoty i nieprzyzwoitego obżarstwa.I w jakiś, niezrozumiały dla nas na razie, sposób dowiedziała się, że tutaj, na Uralu, znajduje się lecznicze źródło.Sądzę, że wieści pochodziły od kupców przyjeżdżających tutaj po futra.Przecież carowie są jak zwykli ludzie: gdy zachorują — są gotowi uwierzyć we wszystko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl