[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.82SRKiedy oficjalne oprowadzanie si ę sko ń czy ł o, zostali zaproszeni dozwiedzenia budynków gospodarczych, najró ż niejszych dobudówek ica ł ego terenu.Podczas gdy wi ę kszo ść turystów uda ł a si ę do siod ł ami ikuchni.Keely i Dax poszli do ma ł ego budyneczku mieszcz ą cegoprzedmioty osobistego u ż ytku Waszyngtonów.- Czy przysz ł o ci kiedykolwiek do g ł owy, ż e gdyby ś zosta łprezydentem, to w dwie ś cie lat pó ź niej jacy ś ludzie snuliby si ę po twoimdomu i ogl ą dali twoj ą brzytw ę ?- Ja u ż ywam no ż yków jednorazowych, ale przypomnij mi, ż ebymzawsze mia ł elegancko wyczyszczon ą sztuczn ą szcz ę k ę.- Roze ś miali si ę iDax spontanicznie przytuli ł j ą do siebie.Potem poszli obejrze ć grób Waszyngtonów.- spyta ł cicho Dax.- Tak mówi ą.- To tragiczne.- Czy s ł ysza ł a ś , ż e podobno Waszyngton kocha ł si ę w czyjej ś ż onie?- Tak? - zdziwi ł a si ę Keely.- Mo ż e nie takie znów tragiczne.Mo ż e mi ł o ść do tej kobiety by ł aczym ś szczególnie cennym w jego ż yciu.- Mo ż e.- Ale dlaczego chcia ł o jej si ę p ł aka ć ?- Przecie ż to w niczym nie umniejsza ł o jego zas ł ug dla kraju.Niewidz ę w tym nic zdro ż nego.- Teraz nie - powiedzia ł a Keely zmienionym g ł osem.- Ale wtedy tesprawy mog ł y by ć bardzo wa ż ne dla osób zainteresowanych.Dax westchn ął i ten lekki powiew poruszy ł jej w ł osy, które musn ęł ydelikatnie jego policzek.83SR- Mo ż e i masz racj ę.Odeszli od grobu i wrócili przed budynek g ł ówny.Aby rozproszy ćpe ł en zadumy nastrój, Dax zaproponowa ł , ż eby jeszcze przed odjazdemco ś przek ą sili.- S ą dz ę , ż e maj ą tu niez łą restauracj ę i nie trzeba rezerwowa ćstolików - powiedzia ł Dax, otwieraj ą c drzwi prowadz ą ce do niemal pustejsali restauracyjnej.Stoliki i krzes ł a z drewna klonowego sta ł y w równych rz ę dach napod ł odze z klepki d ę bowej, w oknach wisia ł y bia ł e nakrochmalonezas ł ony, a ka ż dy stolik zdobi ł wysoki mosi ęż ny lichtarz ze ś wiec ą , którarzuca ł a ciep ł y blask na ś ciany wyklejone staromodn ą tapet ą.Tylko trzy stoliki by ł y zaj ę te.W kominkach p ł on ął ogie ń i Daxpoprowadzi ł Keely do jednego z nich, w pobli ż u okna wychodz ą cego nadoskonale utrzymany ogród.Natychmiast zjawi ł a si ę przy nich kelnerka,która przyj ęł a zamówienie na krem z mi ę czaków.Po zjedzeniu zupy Daxprzywo ł a ł j ą ponownie.- Interesowa ł by nas jaki ś deser.Co pa ń stwo proponuj ą ?- Ciasto domowe z jab ł kiem, wi ś niami albo orzechami.- Cudownie.Poprosimy dwie porcje z wi ś niami.- Nie, ja poprosz ę z orzechami - poprawi ł a go Keely.Dax spojrza ł na ni ą z udanym oburzeniem.- No wiesz, przyj ść do domu Jerzego Waszyngtona i nie zje ść ciastaz wi ś niami! To postawa antyameryka ń ska.Keely roze ś mia ł a si ę , ale do kelnerki powiedzia ł a:- Poprosz ę z orzechami.SR84- Niech b ę dzie - rzek ł z lekk ą uraz ą Dax.- I do ka ż dej porcji lodywaniliowe.- Nie, ja poprosz ę bit ą ś mietan ę.Spojrza ł na ni ą spode ł ba.- Przepraszam, kto zamawia, ty czy ja?Keely i kelnerka roze ś mia ł y si ę jednocze ś nie z jego naburmuszonejminy.- Nie spyta ł e ś mnie, na co mam ochot ę , a ja mam ochot ę na bit ąś mietan ę.Sfrustrowany, potrz ą sn ął g ł ow ą i z przesadn ą uprzejmo ś ci ą zapyta ł :- Kawa?- Herbata - odpowiedzia ł a wynio ś le Keely.Kelnerka, z d ł ugopisemzawieszonym w powietrzu, nie potrafi ł a si ę powstrzyma ć od ś miechu.- Ze ś mietank ą ? - spyta ł a.- Nie.- Tak - niemal jednocze ś nie powiedzia ł a Keely.- Wydaje jej si ę , ż e jest kobiet ą wyzwolon ą - skomentowa łscenicznym szeptem Dax.Kelnerka nachyli ł a si ę i powiedzia ł a:s ł owami odesz ł a, zamiataj ą c spódnic ą.Keely spojrza ł a na swoj ą lew ą r ę k ę , która le ż a ł a na stole.Pomy ł kaby ł a zrozumia ł a.Na trzecim palcu mia ł a prost ą z ł ot ą obr ą czk ę.K ą tem okazobaczy ł a, jak d ł o ń Daksa coraz bardziej si ę przybli ż a, a ż wreszcienakrywa jej r ę k ę.SR85- Lubi ę ma łż e ń stwa, w których panuje duch partnerstwa.- Z tymi- Ona my ś la ł a, ż e jeste ś moj ą ż on ą - powiedzia ł ł agodnie.- Jak d ł ugotak uwa ż a, nie rozpoznaj ą c nas, mo ż emy spokojnie trzyma ć si ę za r ę ce.-Wsun ął swoje d ł ugie palce pomi ę dzy palce Keely i ś cisn ął.- Ja te ż tak my ś l ę.- Keely odwzajemni ł a u ś cisk.Patrzyli na ogie ńweso ł o trzaskaj ą cy na kominku i na monotonnie padaj ą cy deszcz, którystrugami sp ł ywa ł po szybach.Ten deszcz rozmywa ł krajobraz, ł agodzi łostre k ą ty ś wiata, przy ć miewa ł jaskrawe ś wiat ł o rzeczywisto ś ci,pozwalaj ą c im chocia ż przez chwil ę uwa ż a ć , ż e jest inaczej, ni ż by ł onaprawd ę.Patrzyli wi ę c sobie w oczy niesyci wzajemnej blisko ś ci.Ciep ł a atmosfera restauracji otula ł a ich jak kokon,szcz ę k zastawysto ł owej i sztu ć ców nie by ł w stanie zag ł uszy ć sygna ł ów, jakie sobieprzekazywali.uszy.Czy to bola ł o?- Jak diabli.- Dopiero teraz zauwa ż y ł em - odezwa ł si ę Dax - ż e masz przek ł uteU ś miechn ął si ę szeroko, ale nie roze ś mia ł.bezpo ś rednia.Preston.- Sk ą d ci si ę wzi ęł a ta blizna pod okiem?- Kiepski by ł by z pani polityk, panno Preston.Jest pani zbytPanno Preston.Nie pani Williams.Tutaj dla niego by ł a pann ąSR86- A co, bardzo jest szpec ą ca? Zrobi ę sobie operacj ę plastyczn ą.- Nie wa ż si ę ! Ona jest.- Ju ż mia ł a powiedzie ć „pi ę kna", ale si ęrozmy ś li ł a w obawie, ż e si ę obrazi za taki kobiecy komplement.Czarnebrwi Daksa unios ł y si ę pytaj ą co.- Wygl ą dasz z ni ą jak szelma.- Bo ja jestem prawdziwym ł otrem.Je ś li mam by ć szczery, to jeden zmniej nobliwych Devereaux s ł u ż y ł pod rozkazami Lafitte'a.Przymru ż y ł a oczy i przekrzywi ł a g ł ow ę.- Owszem, bez trudu mog ę sobie wyobrazi ć ciebie jako pirata.- Mo ż e ja te ż powinienem sobie przek ł u ć uszy.Nie, raczej jedno.Toby wygl ą da ł o.znacznie bardziej szelmowsko [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl