[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Taryfy, cła i inne ograniczenia sprawiły, iż życie gospodarcze, od którego zależały losy Europy, praktycznie zamarło.Gospodarki Niemiec i Francji, dwóch najsilniejszych krajów na kontynencie, nie załamały się, lecz i one mocno podupadły.W następnych latach trudno było się spodziewać jakiejkolwiek poprawy - zwłaszcza odkąd Stany Zjednoczone i Wielka Brytania zaczęły rękoma Europy Wschodniej zwalczać niemiecko-francuskie wysiłki na rzecz utworzenia zjednoczonego i samowystarczalnego rynku w skali kontynentu.Desaix wiedział, że trzeba brnąć dalej.Tego samego zdania był cały komitet, zwłaszcza odkąd jego członkowie przekonali się, o ile łatwiej jest rządzić za pomocą grubej pałki, jaką są siły zbrojne.Widok patrolujących śmigłowców przypomniał jednak ministrowi, jak kruche i niepewne są nadal podstawy obecnego porządku.Desaix był ogromnie dumny z obecnej pozycji Francji w nowej Konfederacji Europejskiej, lecz zarazem zdawał sobie sprawę, iż EuroCon to twór zupełnie świeży i wrażliwy na wstrząsy.Mimo rządowych obietnic, iż unia wszystkim przyniesie pokój i dobrobyt, mało kto w nowych krajach członkowskich pogodził się bez reszty z utratą dawnej suwerenności.Dlatego upadek profrancuskich władz na Węgrzech mógł łatwo pociągnąć za sobą całą serię identycznych kataklizmów w innych państwach.Na takie zaś ryzyko Desabc nie mógł sobie po prostu pozwolić.Coraz bardziej zły, odwrócił się od okna i rzekł pod adresem Morina: - Proszę mnie posłuchać, i to uważnie.Jeżeli Węgrzy nie po trafią sobie sami poradzić z tą błazenadą, musimy im trochę pomóc.Jasne?- Tak, panie ministrze.Czy znów ma się tym zająć Specjalny Komisarz Rehling?- O, nie! - Desaix stuknął dłonią w blat biurka.- Darujmy sobie Niemców.Nam trzeba kogoś twardego, a nie służbistów, którzy na każdym kroku będą się zasłaniać przepisami.Daliśmy już Rehlingowi wolną rękę, i co? Nie, musimy naprawdę znaleźć kogoś, kto byłby bardziej.Bardziej bezwzględny, Morin.Kogoś, kto nie będzie się bał ryzykować.Sam pan wie, że czasem się nie obejdzie bez mokrej roboty.Rozumie pan chyba?- Może w takim razie major Duroc.?Desaix uśmiechnął się, powoli i niezbyt szczerze.- Owszem.Paul Duroc.Doskonały kandydat.12 maja - Budapeszt, Ministerstwo Spraw Wewnętrznych Kiedy pułkownik Zoltan Hradetsky zapukał do uchylonych drzwi gabinetu Beli Silvanusa, kluchowaty urzędnik z niechęcią podniósł wzrok znad papierów i dopiero na widok gościa uśmiechnął się słabo.- Chodź, chodź.Aha, i zamknij drzwi.- Znalazłem kartkę od ciebie.Co słychać?- Ano, nic dobrego.- Silvanus zapalił papierosa, zaciągnął się i skinął w stronę fotela po drugiej stronie biurka.- Siadaj, Zoltan, nie stój tak.Coraz bardziej zaciekawiony Hradetsky usiadł.Wiedział, że choć Silvanus nie pyta, dokąd wędrują wszystkie dokumenty z jego biurka, na pewno się domyśla, iż pułkownik zwąchał się z opozycją.Na szczęście dyskrecja była jedną z głównych zalet administratora, który teraz niegłośno i poważnie oświadczył: - Zanosi się na straszną rozróbę, przyjacielu.Pomyślałem, że lepiej będzie cię uprzedzić.- O co chodzi? O mnie, czy o firmę? - Hradetsky wyszczerzył zęby, przekonany że Dozsa i jego ekipa postanowili dobrać mu się wreszcie do skóry.- Chodzi o EuroCon, kolego.O Konfederację i o jakiś marsz protestacyjny, o którym ktoś mi mówił.Hradetsky poprawił się w fotelu.Sam zastanawiał się od dłuższego czasu, kiedy wreszcie Rehling uzna za stosowne wtrącić się do skądinąd nieco chwiejnych przygotowań, jakie prowadzono w ministerstwie przed majowym marszem.Generał Dozsa i szefowie pionów zaczęli już na wyścigi ściągać do Budapesztu oddziały do tłumienia demonstracji, lecz nastroje, z jakimi Hradetsky spotykał się wśród kadry oficerskiej, były co najmniej dwuznaczne.Ośmieleni pojawieniem się politycznej alternatywy wobec władz, oficerowie którzy jeszcze parę miesięcy temu stali murem za Konfederacją - albo tak przynajmniej twierdzili - teraz na wzmiankę o Rehlingu zaczynali robić dziwne miny.Co ciekawsze, ludzie, którzy dawniej omijali Hradetsky’ego jak trędowatego, teraz przy każdej okazji witali się serdecznie i ściskali dłoń.- Gadaj, co słyszałeś - poprosił.- Słyszałem nie tak wiele - Silvanus wzruszył ramionami, zdusił papierosa w pełnej popielniczce i przetarł zmęczone oczy.- Na pewno nic ciekawego, tyle ci powiem.Od paru dni mam huk roboty.Załatwiam bilety, rezerwacje, hotele.Wiesz, przyjeżdżają do nas ważni goście.Hradetsky cierpliwie czekał, aż administrator przejdzie do rzeczy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl