[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Czy zdaje pan sobie sprawę, że pomocnicy ogrodników mają na sumieniu niejedno morderstwo? – spytał pan Bucefał kładąc delikatnie rękę na ramieniu swojego partnera.– Sprawia to pewnie świeże powietrze.Przez pięć lat plewi taki pan grządki i podlewa kwiaty, i nagle wymyśla piekielną zbrodnię.Na przykład potrójne morderstwo w Namiesti nad Oslavą.Bestialski morderca Filipi, pomocnik ogrodnika, który siedząc potem w opuszczonej studni czekał, co będzie dalej… Albo Szczepanik w Rudnicy.Zastrzelił dwie kobiety na rowerze, a następnie swoją siostrę cioteczną, którą wsadził nagą do wanny, po czym udał się na posterunek policji i oświadczył: „To ja jestem ten sławny morderca Szczepanik, pomocnik ogrodnika!” Uwaga! – zawołał pan Bucefał.Tuż obok przemknął pomocnik ogrodnika.Wyprzedzał jedną parę za drugą, krople potu wystąpiły mu na czoło i toczyły się poprzez brwi, ale ogrodnik tańczył z zamkniętymi oczyma i uniesionymi łokciami, jakby pragnął wzbić się do lotu…– Już tu jest, to dobrze – powiedział pan kierownik wskazując brodą drzwi wahadłowe.– To mój kolega Bloudek, dozorca z domu wariatów.– To i wariaci tu przychodzą?– A jakże! Ci, co jeszcze nie dostali się do domu wariatów – zaśmiał się pan kierownik.– Bloudek przychodzi tu po to, aby sobie odrobinę od wariatów odpocząć.Aha! Po lekcji pójdziemy na piknik.Ja dostarczę alkoholu, a Bloudek wpuści nas do ogrodu.Dobry pomysł, co?Sylwetka w mlecznej szybce wychyliła kieliszek likieru i zniknęła.Nauczyciel tańca wpadł do sali, przesunął palcem po guzikach rozporka, po czym poprawiwszy złote spinki w mankietach podniósł rękę.Fortepian ucichł.– Panie i panowie – zawołał tancmistrz.– Zbliża się okres zabaw i balów, jestem więc panom winien kilka bezcennych rad… Proszę bardzo, aby ten pan przestał tańczyć, kiedy ja mówię, dobrze? – oburzył się.Ale pomocnik ogrodnika tańczył nadal, wyczuwając pod zamkniętymi powiekami czar tego pas na trzy czwarte.Trzej uczniowie usiłowali go zatrzymać, ale pomocnik ogrodnika poradził sobie z nimi bez wysiłku.Dopiero gdy zwaliło się nań sześciu adeptów lekcji tańca, udało się im go przewrócić.Wtedy otworzył oczy.– To, co pan tu usłyszy, obowiązuje także i pana – oświadczył nauczyciel tańca zapinając guziki rozchełstanej koszuli ogrodnika, po czym dodał: – A poza tym mógł pan włożyć krawat! – Odwracając się powtórzył: – Zbliża się okres zabaw i balów, kładę więc panom na sercu: noście fraki.Frak składa się z czarnych spodni, głęboko wyciętej białej kamizelki, koszula także musi być biała…– Ja tam najchętniej noszę koszulę harcerską – przerwał mu ogrodnik.– Ale do fraka musi pan mieć koszulę białą.Gdzie pan to słyszał: harcerską? – Tancmistrz zaczął krzyczeć.– Białą koszulę.Wykrochmaloną.I na gorsie można nosić co najwyżej perłowe guziczki.Żadnych drogich kamieni! Proszę to wziąć pod uwagę, bardzo proszę.Czego pan sobie życzy? – spytał nauczyciel tańca odwracając się do pomocnika ogrodnika.– Bardzo lubię nosić pas harcerski, bo na karabińczyku wieszam klucz od mieszkania – powiedział ogrodnik i rozchylając cajgową marynarkę pokazał klucz.– Ależ, na miłość boską, może pan nosić, co pan tylko chce.Ja tu przedstawiam zasady według Guth-Jarkowskiego – krzyczał tancmistrz.– I krawat również biały, i rękawiczki, a cylinder zostawia się w szatni…– A czy mógłbym do fraka założyć… – zaczął ogrodnik.– Nic nie chcę słyszeć! Nic! – Nauczyciel tańca zatykał sobie uszy.– A teraz biegnę zatelefonować po piękne panie! – I już mknął gestykulując rękoma wokół swojej czerwonej głosy.Po chwili jego zadyszana sylwetka pojawiła się za mleczną szybką: telefonował po piękne damy za pomocą kieliszka wódki.Pianista, który grywał za młodu „U Szpirków” i „Pod Starszą Panią”, sięgnął po kawałek końskiej kiełbasy, która leżała na klawiszach najwyższej oktawy, ugryzł kęs i zaczął grać „Cesarskiego walczyka”.Pan Bloudek, dozorca z domu wariatów, usiadł obok panny Grudówny, która popłakiwała żałośnie.– Co się stało? – spytał.– Nie chce mi się żyć na świecie – odparła.– A to dlaczego?– Jako przewodnicząca Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami dowiedziałam się, że na Sadowej złapano pewnego terminatora, który żywcem obdzierał jagnię ze skóry.Że też ludzie mogą tak okrutnie obchodzić się ze zwierzętami! – z trudem dokończyła panna Grudówna i wcisnęła twarz w chusteczkę.– Proszę nie płakać – uspokajał ją dozorca.– Niech no pani spojrzy tylko na tę bliznę, co ją mam na czole.Pewna dozorczyni utopiła żywe kociątko w ustępie ze spuszczaną wodą, i kociątko to – zanim je woda porwała – z takim wyrzutem spojrzało na dozorczynię, że się jej w głowie pomieszało.– Dobrze jej tak! Pan Bóg ją pokarał! – roześmiała się przez łzy panna Grudówna.– To jeszcze nie wszystko – powiedział dozorca pochylając się.– Tę dozorczynię wykończyła później stara kotka, która chodziła i spoglądała do sedesu, i sięgała łapką do wody, a pewnego razu spojrzała na dozorczynię z takim wyrzutem, że ją przywieźli do domu wariatów.I nie upłynęło pięć dni, jak roztłukła miskę klozetową i chciała jakimś ostrym odłamkiem poderżnąć sobie gardło… Ja usiłowałem jej w tym przeszkodzić, no i niech pani popatrzy! – Dozorca nastawił głowę.– A więc istnieje jeszcze sprawiedliwość – zaśmiała się panna Grudówna, zezowatym okiem wypatrując jądra sprawiedliwości.– Grają „Cesarskiego walczyka”! Czy mogę prosić? – Dozorca wstał i stuknął obcasami.– Kiedy indziej, ma pan tu dosyć dam… następnym razem – odmówiła panna Grudówna i jakby zamierzała wsunąć rękę do kieszeni.– Ach, nie mam tu kieszeni, ale w domu włożyłam do innej sukni zawiadomienie, że znowu rzeźnicy wykłuli bykowi oczy, aby móc go zaprowadzić do rzeźni.– A iluż to rzeźników byki na śmierć zadeptują! – zawołał pan Bloudek.– Naprawdę? – spytała panna Grudówna odejmując chusteczkę od zapłakanej twarzy, a kiedy wysmarkała już łzy, poprosiła: – Niech no mi pan opowie jakąś ładną historyjkę na ten temat, nigdy o czymś takim nie słyszałam.– Ot, chociażby wypadek z holeszowickiej rzeźni: byk wykończył dwu pastuchów.Pierwszemu zmiażdżył głowę o mur.A potem udawał, że już się ze wszystkim pogodził, więc drugi pastuch, mój szwagier zresztą, przestał uważać i ten biegający byk ni stąd, ni zowąd szwagra przyuważył i przygniótł do ogrodzenia…– To wspaniałe! Cudowne! – wykrzyknęła wiceprzewodnicząca Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.– Chodźmy zatańczyć.Sprawił mi pan ogromną przyjemność.Ja strasznie kocham byki, ach, jeszcze jak! Gdybym miała dość siły, to bym wzięła takiego półtonowego byka na ręce i pieściłabym się z nim jak z kotkiem, i całowałabym go pod szyjką i w brzuszek… – unosiła się panna Grudówna i potrząsała głową, jakby policzkiem pieściła brzuszek półtonowego byka.– Proszę pani – powiedział dozorca – niech pani zamknie oczy i spróbuje dotknąć palcem czubka nosa.Wiceprzewodnicząca dotknęła palcem zamkniętego oka.– Dziękuję – powiedział dozorca.– A teraz proszę wyciągnąć ręce przed siebie i iść wprost do mnie… I zamknąć oczy! – dorzucił [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl