[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.A w każdej oberży przy rzece można spotkać powracających z dalekich stron podróżników, prawiących o nadzwyczajnych odkryciach, o bogactwach Wschodu, o możliwościach odbijania łupów Hiszpanom i ograniczania hiszpańskich prerogatyw na Zachodzie, o dziwach przyrody, które ponoć na własne oczy widzieli, jak na przykład „górali z wolami jak woły, na których szyjach wiszą torby mięsa, albo ludzi z głowami na piersiach”.Will czytał z zapartym tchem o bogato przyodzianych mężczyznach, o kobietach w bajecznych strojach, o heroldach krzykami nawołujących do ustąpienia z drogi przed szlachetnymi panami, o przekupniach sprzedających materie i korzenie, które ponoć nabywali od Drake’a lub Raleigha; o aktorach i teatrach, i o tym, jak wszyscy mieszkańcy Londynu, od dworzan do czeladników, tłumnie uczęszczają na przedstawienia.Ryszard był może pozbawiony wyobraźni, ale nie brakło mu chytrości.Zarzucił wędkę bardzo zręcznie.Cała ta obszerna pisanina miała na celu wyłowienie przyjaciela ze stojących wód Stratfordu.W dalszym ciągu pisał już otwarcie, że Will powinien przyjechać do Londynu.Aktorom dobrze się tu powodzi: on sam poznał wielu, gdyż przychodzili do drukarni jego majstra, Francuza.Tutaj Will będzie mógł urzeczywistnić swoje marzenia – spłacenie długów ojca i odbudowanie fortuny rodzinnej.Ryszard znajdzie mu w Londynie jakieś tanie i wygodne pomieszczenie.Przysiadłszy na murze za mostem, gdzie odczytywał list, Will podniósł głowę i spojrzał na Stratford, który naraz wydał mu się mały, ciasny i duszny.Jak młody człowiek może w tym zaścianku cokolwiek osiągnąć?Jako aktor? Oczywiście nie.Jako poeta? Po to także trzeba jechać do Londynu, do tego bogatego, barwnego, podniecającego Londynu, i znaleźć sobie mecenasa.Will od dawna wiedział, że Londyn musi być jego celem, ale najpierw powstrzymywało go leniwe niezdecydowanie, a później.Żona? Dzieci? Will czuł się tak skrzywdzony przez Annę, że łatwo mu przyszło wyzbyć się skrupułów.Cokolwiek ją teraz spotka, sama będzie temu winna.Obiecywał sobie, że hojnie zaopatrzy dzieci, że co roku przyjedzie do Stratfordu – może razem z trupą aktorską? – by je odwiedzić.Przecież nie ma zamiaru się ich wyrzec.Na pewno go nie zapomną – zwłaszcza malutki Hamnet o poważnej twarzyczce i zawsze roześmiana Judytka.Nie miał nawet do kogo ust otworzyć, żeby pogawędzić serdecznie, szczerze.Nie ma Ryszarda, nie ma też i.Westchnął, ale myśli gnały naprzód, unosiły go już w przyszłość.Kilka lat później Valentio w „Dwóch panach z Werony” powiada, że „Domowa młodzież ma rozum domowy”.„Ja bym cię raczej chciał mieć towarzyszem,byś poznał dziwy świata za granicą,zamiast tu w domu, tkwiąc w gnuśnym ospalstwie,marnować młodość próżniactwem bez celu.” Nic mu już teraz nie przeszkodzi.I ledwie myśl ta przemknęła mu przez głowę, natychmiast zdał sobie sprawę, co najbardziej mu przeszkodzi.Jak pojedzie do Londynu? Dostać się tam nie będzie ostatecznie tak trudno, ale skoro już tam wyląduje.Czy Ryszard Field ma go utrzymywać, dopóki sobie nie znajdzie jakiegoś źródła zarobku? Nie, to nie do pomyślenia, nie do przyjęcia.I znowu zaczęły nim szarpać sprzeczne myśli.Aż wreszcie szczęśliwy przypadek odmienił losy młodego Willa.***W roku 1587, kiedy od ożenku Willa upłynęło już pięć długich i nużących lat, kompania „Sług Hrabiego Leicestera” zawitała znowu do Stratfordu.Kierownikiem trupy, a zarazem głównym aktorem był James Burbage, urodzony stratfordczyk, który rozpoczynał życie jako stolarz, ale przerzuciwszy się do teatru, zdobył fortunę i sławę.W latach siedemdziesiątych tego stulecia, jak Will dobrze wiedział, wynikły nieporozumienia między Lordem Mayorem Londynu a stołecznymi aktorami.W rezultacie aktorów wygnano poza obręb miasta.Pewien popularności i ogólnego poparcia, James Burbage wziął w dzierżawę na dwadzieścia jeden lat kawałek gruntu w Shoreditch, poza obrębem jurysdykcji władz municypalnych Londynu.Tam wybudował teatr, bardzo prosty i skromny – równie prosty jak jego nazwa: „The Theatre” – ale dobrze wyposażony.W ten sposób kompania zdobyła stałą siedzibę, co dawało im oczywiście o całe niebo lepsze szanse niż dotychczasowa włóczęga z jednego dziedzińca oberży do drugiego.I od tej pory ustalił się też dobrobyt aktorów.James Burbage znał dobrze Johna Szekspira, który niejednokrotnie udzielał mu licencji na przedstawienia w Stratfordzie.A Burbage nie był człowiekiem, który zapominał o dawnych znajomych tylko dlatego, że zaczęło im się gorzej powodzić.Wieczorem po przybyciu do Stratfordu zabrał z sobą swego osiemnastoletniego syna Ryszarda, zwanego Dickiem, grającego już poważne role, i drugiego aktora, nazwiskiem John Heminge, i razem przybyli w odwiedziny na ulicę Henley.Powitanie było bardzo radosne.Mary Szekspir, jej córka Joanna i synowa zakrzątnęły się pośpiesznie, by przygotować poczęstunek godny londyńskich gości.– A jakże wyglądają sprawy kompanii, panie Burbage? – spytał John Szekspir, gdy mężczyźni zasiedli nad pełnymi kuflami piwa.– Spodziewam się, żeście nam znowu przywieźli piękne przedstawienie!– Mamy właśnie poważny kłopot – potrząsnął głową Burbage.– Po drodze pokłócili się nasi dwaj towarzysze.Jeden dobył szpady i zadał taki cios, że tamtego na śmierć przebił.– Nieba! Cóż za okropna historia! I wierzę, że kłopot niemały! – zawołał stary Szekspir.– Okropne dla tego biedaka.A my – dramatycznym ruchem wskazał swego syna i Heminge’a – doprawdy nie wiemy, jak sobie poradzimy z przedstawieniem.Gdy jedziemy w objazd, ograniczamy liczebność naszej trupy do minimum.Musimy brać pod uwagę wydatki – konie, noclegi, posiłki.Każdy z nas gra po parę ról.Ten aktor, który zginął, grał drugorzędne role, ale ktoś musi je grać.– Więc jak sobie poradzicie?Czy przedstawienie się nie odbędzie?Will aż dygotał z podniecenia.– Gyrwałem na scenie tylko w takich sobie, miejscowych przedstawieniach – odezwał się.– Ale jeżeli tu chodzi o drobne, drugorzędne role.to może mógłbym spróbować.W tej chwili Anna weszła do pokoju z tacą i usłyszała słowa męża.– Też coś! – burknęła.– Nie ma potrzeby, żebyś się na pośmiewisko wystawiał.Chociaż gdyby chodziło o rolę błazna, tobyś się pewnie nadawał.– Ja się wystawiam na pośmiewisko od trzydziestu przeszło lat, moja pani – odpowiedział jej Burbage.– I nie wydaje mi się, żebym miał przyczyny do narzekania na mój zawód.– I dorzucił zwracając się do Willa: – Słuchaj, Will, próba odbędzie się jutro przed południem.Możesz popróbować swoich sił.Nawiasem mówiąc, burmistrz zaproponował mi kilku tutejszych młodzieńców.Wypróbujemy wszystkich po kolei i jeśli ty będziesz najlepszy, to chętnie skorzystamy z twoich usług.Nie miej jednak do nas żalu, jeżeli będziemy musieli zaangażować innego.Will przyszedł na próbę podniecony, ale ufny we własne siły.Czuł, że teraz nadarza mu się sposobność, która będzie zapłatą za lata wyrzeczeń i wahań.Poprosił, aby najpierw przeegzaminowano innych kandydatów, którzy się zgłosili [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl