[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydobył wówczas wizytówkę i wyrecytował bajeczkę, że czytelnicy jego pisma bardzo się interesują sprawą konkurencji w komunikacji drogą morską i powietrzną, w związku z czym ma zamiar napisać obszerny artykuł z jakimś głębszym uzasadnieniem psychologicznym: kto i z jakich przyczyn woli powolną podróż statkiem - trwającą w najlepszym wypadku pięć dni, z ryzykiem nieuniknionej na największych nawet statkach choroby morskiej, od szybkiej i wygodnej podróży samolotem - trwającej w najgorszym przypadku dziesięć godzin przy minimalnym wprost ryzyku, że samolot wpadnie do oceanu.Do tego rodzaju studium nie wystarczą rzecz prosta suche dane statystyczne, dostępne dla wszystkich w najrozmaitszych rocznikach, które - mówiąc nawiasem - stwierdzają wyraźnie, że droga morska stale przegrywa we współzawodnictwie z drogą powietrzną.Urzędnik namyślał się przez chwilę.- Mam nadzieję, że nie będzie pan preferował linii lotniczych - rzekł zdecydowawszy się uczynić zadość prośbie Fara.Widocznie doszedł do przekonania, że odpowiednio napisany artykuł bardzo mógłby się przydać towarzystwu „Cunard Linę”.Napomknął coś nawet na ten temat wraz z obietnicą premii - co Far uniósłszy się honorem z miejsca odrzucił - i wymógł na nim zobowiązanie, że przed umieszczeniem artykułu w prasie, przedstawi mu go do zaakceptowania.Obietnicę taką mógł mu Far dać - z czystym sumieniem, ponieważ nie miał zamiaru pisać w ogóle żadnego artykułu, jakkolwiek podane na jego wizytówce czasopismo istniało naprawdę, o czym przez ostrożność zdołał się zawczasu przekonać.Jak na poważne studiowanie listy pasażerów, ów domniemany redaktor zadziwiająco szybko zakończył swą pracę, ale ponieważ tymczasem zmienił się urzędnik nadzorujący jego czynności, nikt więc na ten fakt nie zwrócił uwagi.A Far tymczasem dość prędko wynotował z listy podróżnych dwa nazwiska, zawód i adres dwóch ludzi, którzy z początkiem lipca przybyli do Nowego Jorku na pokładzie statku Queen Mary”.Jedno nazwisko Daniel Morton, właściciel przędzalni z Leeds w Wielkiej Brytanii, przeznaczone było dla niego samego, drugie zaś, Richard Dobson, inżynier mechanik z Southampton w Wielkiej Brytanii, miało służyć „człowiekowi z blizną”, z którym jakoby poznał się na pokładzie „Queen Mary”.Pracownie marsjańskie na wzór paszportu, zabranego na statku „Waikiri” brytyjskiemu pastorowi, przygotowały spory zapas paszportów oraz wszelkich możliwych pieczęci organów policyjnych i władz portowych, a także odpowiednich wkładek celnych, które dołącza się do paszportu każdego obcokrajowca przyjeżdżającego do Stanów.Więc Far sporządził sobie odpowiedni paszport mający, służyć mu jako dowód tożsamości dla władz policyjnych, a mógł on zdać egzamin przy wszelkich badaniach, ponieważ niczym się absolutnie nie różnił od normalego paszportu wydanego przez brytyjskie ministerstwo spraw zagranicznych.Zresztą, jeżeli plan Fara zakończy się sukcesem, to amerykańska policja nie będzie nawet miała czasu sprawdzić autentyczności paszportu.Dalsze posunięcie Fara było już znacznie trudniejsze i długo głowili się wraz z Kirtem, zanim zdecydowali co i jak zrobić.Chodziło o to: gdzie się Arin znajduje i o co jest oskarżony.Krótka informacja, podana w prasie pod zdjęciem „człowieka z blizną”, nie dawała żadnych pod tym względem wskazówek.Obaj Marsjanie postanowili skorzystać z usług biura prywatnych detektywów.Zdawali sobie sprawę z ryzyka takiego kroku, ponieważ nawet amerykański detektyw prywatny nie może występować przeciw interesom policji państwowej, jakkolwiek jego działalność ma tu znacznie większe znaczenie niż w każdym innym państwie.Far i Kirt nie zwrócili się do najsłynniejszego prywatnego biura detektywów Pinkertona, do którego o współpracę zwracały się nieraz władze państwowe, lecz wybrali z przedstawionego im w biurze informacyjnym katalogu znacznie skromniejszą firmę Franka Harrisa.Far udał się do tego biura ze zdjęciem „człowieka z blizną” i starannie opracowaną bajeczką o bratanku, który pracował jako kasjer w jego przędzalni w Leeds.Przypomina on bardzo „człowieka z blizną”, chociaż, gdy widziano go po raz ostatni, żadnej blizny nie miał.Urzędnik rozmawiający z Farem zapisał jakieś uwagi w notatniku.- A właściwie dlaczego pan poszukuje tego człowieka? - spytał badawczo patrząc Parowi w oczy.Far z całym spokojem zaczął opowiadać historię o nadużyciach finansowych, jakie bratanek popełnił w jego przedsiębiorstwie.Całej sprawy nie zgłaszano na policję, rodzina pokryła sprzeniewierzoną sumę mając nadzieję sprowadzenia chłopaka, który po raz pierwszy pobłądził, na drogę uczciwości.Te intencje przekreślił fakt, że przestępca po dokonaniu nadużycia zniknął i mimo intensywnych poszukiwań dotąd nie udało się trafić na jego ślad.Dopiero teraz, gdy ukazała się fotografia „człowieka z blizną”.- Więc dlaczego nie zwróci się pan z zapytaniem wprost do policji? - pytał podejrzliwie urzędnik.- Pod zdjęciem jest przecież notatka, że to właśnie policji potrzebne są wszelkie informacje o tym człowieku?- W pierwszej chwili miałem zamiar to zrobić - odparł spokojnie Far - ale po rozmowie z ojcem, głową licznej rodziny, odstąpiłem od tego projektu.Niech pan zrozumie, to przecież delikatna sytuacja! Policja będzie chciała wiedzieć absolutnie wszystko o tym człowieku.Bo jeżeli to istotnie jest mój bratanek, to nie miałoby znaczenia, bo tak czy inaczej w śledztwie policyjnym - które tu w Stanach prowadzi się bardzo szczegółowo - wszystko wyszłoby na jaw, lecz jeśli to nie jest mój bratanek, to dojdzie także do wiadomości publicznej wieść o malwersacjach chłopaka, które jego rodzina za wszelką cenę chce zataić.- Ten argument można by uznać za słuszny - zgodził się po namyśle urzędnik [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl