[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Maszynom towarzyszyły statki sędziowskie oraz, ruchliwe jak owady, latające platformy z kamerami transmitujacymi przebieg zmagań do sieci implantowych, a także na wielkie ekrany zainstalowane w pobliżu linii startu i mety.Początkowo na prowadzenie wysunął się beyer-garratt z klanu Genetyków, ale niedługo utrzymał się na czele stawki, ponieważ niemal jednocześnie strzeliły mu dwie albo trzy opony z tej samej strony i maszyna raptownie skręciła w prawo, po czym, nie zmniejszając prędkości, uderzyła w kamienne obrębienie muru.Nastąpiła potworna eksplozja, szczątki zniszczonego parowozu rozsypały się po torze na przestrzeni kilkuset metrów, lecz Sessine zdołał w ostatniej chwili skierować rozpędzoną, ważącą ponad trzysta ton lokomotywę, nieco w bok, i przemknął tuż przy parapecie, bezpiecznie omijając wrak.Cóż, chyba nie zobaczymy starego Werrietha na wieczornym przyjęciu, pomyślał, spoglądając w lusterko wsteczne.Biedakowi zostało już tylko jedno życie.Teraz on był na czele! Ogarnęło go tak wielkie uniesienie, że aż wrzasnął co sił w płucach, jednak, ze względu na hałas panujący w kokpicie, prawie nie usłyszał swojego głosu.Szeroki tor zakręcał łagodnie w lewą stronę, pusty i zachęcający.Statek sędziowski został daleko w tyle, natomiast platformy ze stłoczonymi kamerami szybowały w pobliżu, nawet go wyprzedzając.Kamery, a także widzowie, tłoczyli się również na wszystkich wieżach, sporo ludzi (zarówno mieszkańców zamku, jak i Xtremadurian), zgromadziło się na wysokich parapetach, ale przy tej prędkości Sessine prawie ich nie zauważał.Stanowili tylko rozmazane, mało istotne tło.Był sam, zupełnie sam, triumfujący i wolny.Rozpoznał to miejsce i ten punkt w czasie, pozostawił poprzedniego siebie za sterami, sam zaś ześlizgnął się z fotela i, niczym duch, przecisnął się przez właz w podłodze do rozpalonego wnętrza maszyny, gdzie tłoki śmigały w cylindrach, gdzie syczało sprężone powietrze, gdzie wrzała woda, a każdy, nawet najdrobniejszy element konstrukcji drżał od straszliwego wysiłku.Dopiero tam, w komorze silnikowej, zaczął powoli przypominać sobie, czego właściwie szuka.W metalowym korytarzyku o ażurowej podłodze, wijącym się między gigantycznymi dźwigniami i popychaczami, dostrzegł poprzedniego siebie, ubranego w kombinezon i przycupniętego przy małym stoliku, na którym stała szachownica z figurami w rozwiniętym szyku.Usiadł po drugiej stronie, ale jego młodsze "ja" nawet nie podniosło głowy.Tamten Sessine wpatrywał się z natężeniem w szachownicę, ssąc czubek kciuka.–Obrona Sylicyjska – powiedział wreszcie.Sessine skinął głową.Pozornie zachowywał spokój, ale jego umysł pracował na najwyższych obrotach.Hrabia zdawał sobie sprawę, że jest poddawany próbie, nie dysponował jednak żadnymi informacjami, które pomogłyby mu wyjść z niej obronną ręką.Wiedział tylko tyle, że on i ten młody człowiek byli kiedyś tą samą osobą.Sylicyjska? Dlaczego nie "sycylijska"?Sylicyjska… Sylicja… Cylicja… To z pewnością coś znaczy.Ktoś, o kimś kiedyś słyszał, był Sylicyjczykiem, człowiekiem z odległej przeszłości.W rozpaczliwym pośpiechu przetrząsał zakamarki pamięci, szukając właściwych skojarzeń.Tarzan? Tars? Nagle przypomniał sobie fragment starego wiersza:Ja z Tarsu, ty Jezus.A Sylicyjczyk został taki sam.Zgadza się.–Profesor Sauli często grywał w ten sposób – zauważył.– Szczególnie kiedy pracował nad zasadą niedopuszczalności.Młody człowiek oderwał wzrok od szachownicy, uśmiechnął się, po czym wstał i wyciągnął rękę.Sessine uścisnął ją mocno.–Miło cię poznać, Alandre – powiedział młodzieniec.–Ciebie także… – Sessine zawahał się nieco.– Alandre?–Mów mi Alan – odparło jego drugie "ja".– Jestem tylko twoją skróconą wersją, chociaż trochę rozwinąłem się na własną rękę.–Współczuję ci, bo sam też zostałem ostatnio skrócony.–Hmm… – mruknął człowiek w kombinezonie.– Cóż, w tej chwili powinieneś przede wszystkim wydostać się z miejsca, w którym teraz jesteś.Popatrzmy, co się da zrobić…Spojrzał w dół, na szachownicę, po czym odwrócił obie białe wieże do góry nogami.Nad planszą pojawił sie półprzezroczysty hologram przedstawiający całą Serehfę.Alan przypatrywał mu się przez chwilę, a następnie sięgnął do jego wnętrza; obraz zafalował, palce młodego mężczyzny zacisnęły się na czymś, Sessine natomiast poczuł nagły zawrót głowy, który jednak minął natychmiast, jak tylko Alan przesunął ów niewidoczny obiekt na krawędź planszy.Zaraz potem hologram zniknął.–Czy to byłem ja? – zapytał jakby nigdy nic Sessine, pochylając się nad szachownicą.–Zgadza się.–W takim razie gdzie teraz jestem?–Obecnie twój konstrukt przebywa w hardware'owym otoczeniu za wewnętrznym murem.–Czy to dobrze?Alan wzruszył ramionami.–Na pewno bezpieczniej.–W takim razie dziękuję.–Nie ma za co – odparł młodzieniec i klepnął się w kolana.– A więc jesteś moją ostatnią inkarnacją?Sessine uważnie spojrzał mu w oczy.Wszystko się zgadzało: w miarę dojrzewania i osiągania kolejnych stopni świadomości, na co składały się między innymi wielokrotne przenosiny do nowych powłok cielesnych, zachodził trudno dostrzegalny proces metastarzenia, którego efekty dało się dostrzec dopiero w sytuacji takiej jak ta, kiedy twarzą w twarz stawały ze sobą dwie, oddalone w czasie, inkarnacje tego samego człowieka.Jak młody i niewinny wydawał mu się ten wcześniejszy Sessine, chociaż w chwili, kiedy hrabia skopiował swoją osobowość i dał konstruktowi wolną rękę, liczył sobie już czterdzieści lat.Było to tak dawno, że niewiele brakowało, by zupełnie o nim zapomniał, pogrążony w rozwiązywaniu poblemów klanu oraz związanych z jego kolejnymi życiami.–Istotnie – przyznał.– A ty jesteś duchem w maszynie.– Uśmiechnął się, chociaż sam przed sobą musiał przyznać, iż nie bardzo wie, po co to robi.– Co masz mi do powiedzenia?–Choćby to, hrabio, że wiem, kto próbuje cię zabić.4Mam stąd doskonały widok.Na «leżę a na «siedzę wśrud gałęzi pnączy uczeăonyh muru jednej z wieżyczek obserwuję zza nih niewiarygodnie wielką głuwną basztę zamq.Na co dzień można łatwo zapomnieć o jej istnieniu bo (a) zazwyczaj ma się ją za plecać kiedy pa3 się z zamq (b) pżez większość czasu jest ukryta za hmurać.Jeśli wieżyć panu Zoliparii właśnie tam znajdował się dolny koniec kosćcznej windy.Właśnie dlatgo twierdza nazywa się twierdzą, muwi pan Zoliparia [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl