[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cudowne uzdrowienia i histeryczne przejawy nabożności, przejawiające się konwulsjami, wydarzyły się przy grobie pewnego diakona, na kościelnym cmentarzu.Ów człowiek, niejaki François de Pâris, zmarł w roku 1727.Umiłowany przez biedaków, miałnieszczęście dołączyć do jansenistów i stać się aktywnym człowiekiem sekty.Od ogłoszenia bulli papieskiej Unigenitus janseniści byli uważani za heretyków wobec wiary katolickiej, głosili bowiem sprzeczne z nią poglądy na temat łaski i przeznaczenia.Spór wykroczył poza kręgi elity i poruszył prostych ludzi, którzy często podziwiali jansenistowskich duchownych za ich prawość i miłosierdzie.Za czasów regencji grupa biskupów, zakonników i księży, przy poparciu ludzi świeckich odwołała się do tekstu Unigenitus i dlatego stronnictwo to nazwano„odwołującymi się”.W ciągu dziesięciu lat ich apele powtarzały się wielokrotnie, a odpowiedzią na nie były ekskomuniki.François de Pâris należał do stale apelujących.Przed śmiercią zapisał w testamencie cały swój majątek ubogim z parafii Saint-Médard.Wkrótce przy grobie zaczęły się dziać zdumiewające rzeczy.Mówiono, że to cuda.Cmentarz stał się miejscem spotkań chorych na skrofuły i paralityków, którzy ściągali tu, by kłaść się na grobie lub zebrać trochę ziemi na okłady.Arcybiskup Paryża potępił te zgromadzenia i zakazał czczenia relikwii Pârisa.W odpowiedzi otrzymał od dwudziestu trzech paryskich proboszczów petycję, poświadczającą cztery cuda, które ich zdaniem były wystarczająco udokumentowane.Kościół nie zareagował.Wtedy kult zmarłego zaczął się radykalizować.Królewska policja donosiła o powadze sytuacji.Krążyły opowieści o chorych opętanych przez tajemnicze moce.Uzdrowienia przybrały formę konwulsji, którym towarzyszyło nieludzkie wycie i trzaskanie kości.Dziewczęta oddawały się mężczyznom, którzy je wykorzystywali.Królewscy lekarze oskarżali ozdrowieńców o zniewagę.Władze nakazały zamknięcie cmentarza, jednak „ceremonie” nadal trwały, ale już potajemnie.Spazmy nabrały charakteru tortur.Bóle powodowane przez konwulsje miały symbolizować Mękę Pańską.Uczestnicy tych obrzędów zadeptywali, bili, rozrywali ofiary w imię łaski bożej.Żelazne pręty, szpady i noże służyły teraz to robienia nowych stygmatów.Wydarzenia przerosły nawet jansenistów, którzy odcinali się od tych potworności.Wkrótce pozostały tylko nieliczne tajne wspólnoty.Obojętność lub wręcz nienawiść, jaką okazał ruchowi kler i władze, skłoniła ich do najgorszego z szaleństw - utożsamienia z Chrystusem poprzez odtwarzanie Drogi Krzyżowej i Ukrzyżowania.Teraz nikt już nie mówił o tamtych wydarzeniach, ale policja wiedziała, że po niemal pięćdziesięciu latach nie udało się zlikwidować wszystkich sekt.Ojciec de Marsille, następca François de Pârisa, zapewne należał do grona heretyków.Charles, który zebrał informacje, wiedział, że proboszcz Saint-Médard nazywał się dziś Jean Morois - ojciec Jean Morois.Zapukał do zakrystii.Kapłan otworzył niemal natychmiast.Wysoki siedemdziesięciolatek, którego oczy niknęły pośród zmarszczek, pływał w czarnej szacie.Charles pokazał mu królewską pieczęć, której używał od lat.Morois zaprosił go do środka.- Jest tu? - zapytał Charles, patrząc na niego.- Czeka na pana.Alby wisiały na wbitych w mur hakach.Biblia i rozrzucone papiery leżały na biurku, przy zapalonej świecy.Ojciec otworzył drzwi na tyłach zakrystii.Wiodły do budynku przylegającego do kościoła.Pod schodami, za zasłoną którą odchylił, znajdowały się jeszcze jedne drzwi i schody prowadzące w dół.Zeszli po nich i dotarli do piwnicy o łukowatych sklepieniach z kamienia.Te podziemia urządzono jak salon - była tu głęboka sofa, a także biblioteka pełna religijnych ksiąg i rozpraw mistyków.Biurko i liczne krzesła stały obok stołu, na którym czekały skromne nakrycia.I to wnętrze oświetlało kilka świec.Na stole postawiono dwie filiżanki i dzbanek jeszcze gorącej herbaty.Nieopodal siedziała, oczekując na ich przybycie, kobieta w trudnym do określenia wieku.Gdy weszli, podniosła głowę.Charles od razu zauważył, że jest niewidoma.- Ojciec Jean?- To ja, Marie.Przyprowadziłem gościa.Charles uważnie przyjrzał się kobiecie.Jej oczy zostały wypalone.Powieki wyglądały jak przyszyte do oczodołów i wciąż nosiły fioletowe blizny.Kobieta była równie wychudzona, jak zakonnik [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl