[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- A jakie wy prowadziliście wojny?- Broniliśmy naszego miasta.Ludzkie plemiona nie miały nic, czego byśmy pragnęli, nie było więc powodu, by z nimi walczyć w celu innym niż obrona.A kiedy tak było, zwyciężaliśmy.- Urwał.- Pozostałe rasy, nieludzie, były głupsze lub miały mniej szczęścia.Zniknęły dawno temu.Powrócił do objaśniania maszyny.- Czerpie moc bezpośrednio ze słońca.Część energii słonecznej zostaje przekształcona i magazynowana w samej kuli, by potem posłużyć jako źródło światła.Część przesyłana jest na dół, by obracać słup.- A co będzie, jeśli maszyna przestanie działać, zanim umrzemy? - zapytała Duani.Zadrżała, spoglądając na piękne ulice w dole.- Będzie działała, jeżeli Ziemianin pragnie żyć.- Co bym osiągnął, zatrzymując maszynę? - zapytałem.- Nic.I dlatego ci ufam - odparł Rhul.- Dopóki kula się obraca, nie grozi ci nic ze strony barbarzyńców.Kiedy odejdziemy, będziesz mógł pierwszy grabić w Shandakorze.Jak miałem się z łupem wydostać żywy, tego nie powiedział.Gestem skierował mnie w dół drabiny.- Czym jest ta kula? - zapytałem jeszcze.- Jak ona tworzy te.cienie? Zmarszczył czoło.- Mogę ci powtórzyć tylko to, co niestety stało się wiedzą przekazywaną tylko z pokolenia na pokolenie.Nasi mędrcy długo studiowali właściwości światła.Odkryli, że światło ma pewien wpływ na materię stałą, i wierzyli, że z powodu tego właśnie wpływu kamień, metal i kryształy zachowują „wspomnienie” wszystkiego, co „widziały”.Dlaczego tak jest, nie wiem.Nie próbowałem wyjaśniać mu teorii kwantowej, efektu fotoelektrycznego ani rozmaitych eksperymentów Einsteina, Millikana i ich następców.Sam nie znałem ich zbyt dobrze, a stary wysokomarsjański nie ma słów, które mogłyby je opisać.- Mędrcy mojego świata także wiedzą, iż uderzenie światła odrywa maleńkie cząsteczki od wszystkiego, w co uderzy - powiedziałem tylko.Zacząłem pojmować cień prawdy.Wzory „wycięte” przez elektrony w metalu i kamieniu - jak dźwięk odciśnięty w kawałkach plastiku.Jedne i drugie potrzebowały tylko odpowiedniej „igły”, by odtworzyć nagraną melodię lub zapisany obraz.- Zbudowali kulę - mówił Rhul.- Nie wiem, ilu pokoleń było na to trzeba ani ile razy im się nie udało.Jednak w końcu odkryli niewidzialne światło, które wydobywa z kamieni ich wspomnienia.Innymi słowy - znaleźli odpowiednią igłę.Nie miałem sposobu, by się dowiedzieć, jakiej długości fala lub kombinacja jakich fal wydobywała się z tych kryształowych prętów.Jednak w jakiś sposób penetrowały ściany i bruki Shandakoru, odczytywały ukryte w nich wzory, tworzyły z nich kształty i kolory - jak mała igła wydobywa symfonie z małego żłobionego dysku.Inna sprawa, jak im się udało osiągnąć ciągłość i właściwy dobór minionego czasu.Rhul mówił coś o tym, że „wspomnienia” mają różne długości.Może chodziło mu o głębokość.Kamienie Shandakoru trwały całe wieki i zewnętrzne powierzchnie się starły.Najwcześniejsze wspomnienia musiały zaniknąć, a przynajmniej były fragmentaryczne i płytkie.Może promienie były w stanie rozróżnić zachodzące na siebie warstwy zapisów dzięki różnicy głębokości wynoszącej ułamek mikrona.Fotony docierają przecież tylko do pewnego stopnia w głąb jakiejś substancji, jednak jeśli ta substancja staje się cieńsza, fotony docierają coraz głębiej.Myślę, że kula działała z dokładnością do stuleci, nie lat.Tak czy inaczej, cienie chlubnej przeszłości kroczyły po ulicach Shandakoru, a ostatni przedstawiciele jego rasy czekali cicho na śmierć, wspominając swoją chwałę.Rhul sprowadził mnie znowu na dół i pokazał, jakie będą moje zadania.Głównie dotyczyły one nawilżania mechanizmu dziwaczną substancją i uważania na przewodniki energii.Miałem spędzać tam dużo czasu, ale nie cały.W wolnych chwilach Duani mogła mnie zabierać, gdzie chciała.Stary odszedł.Duani oparła się o maszynerię i przyglądała mi się z ogromnym zainteresowaniem.- Jak się nazywasz? - zapytała.- John Ross.- Jon Ross - powtórzyła i uśmiechnęła się.Zaczęła dotykać moich włosów, badając moje ramiona i pierś, z dziecięcą fascynacją odkrywając różnice między sobą a istotą zwaną człowiekiem.Taki był początek mojej niewoli.6Mijały dni i noce, racje jedzenia i wody były skromne.Przestałem się bać.Pytanie, czy dożyję zajęcia katedry na uniwersytecie, pozostało otwarte.Duani była moją przewodniczką.Przykładałem się do obowiązków, gdyż od nich zależało moje życie, ale miałem czas, by włóczyć się po ulicach, obserwować tłumy, które nie istniały, i odczuć przemijanie, które było okrutnie realne.Zacząłem rozumieć, jaka mogła być ta obca kultura i jak zapanowała nad połową świata bez ani jednego podboju.W Domu Rządów, wybudowanym z białego marmuru i ozdobionym płaskorzeźbami wspaniałymi mimo swojej surowości, widziałem wybór króla i jego koronację.Widziałem domy przeznaczone do nauki.Widziałem młodzieńców przygotowanych do walk na wojnie równie starannie, jak przygotowywano ich do czasów pokoju.Widziałem ogrody, teatry, fora, boiska - widziałem też pracownie rzemieślnicze, w których mieszkańcy Shandakoru tworzyli piękno na swoich warsztatach tkackich i kowadłach, by wymienić Je na to, co było im potrzebne ze świata ludzi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl