[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdzie nie dostrzegli ani śladu życia, ale odnieśli wrażenie, iż mieszkańcy muszą być niedaleko.W niektórych oknach paliło się światło.Torkalee pozostał, a jego towarzysze bez zwłoki wyszli z łodzi.Przywódcą tej grupki, ze starszeństwa rangi i rasy był Tsinadree, który podobnie jak Alveron, urodził się na jednej z najstarszych planet Centralnej Grupy Słońc.Za nim wszedł Alarkane, należący do jednej z najmłodszych ras Wszechświata, z czego był ogromnie dumny.Pochód zamykało jedno z najdziwniejszych stworzeń z układu Paladoru.Było bezimienne, jak i inne na owej planecie, nie miało bowiem własnej tożsamości, będąc tylko ruchomą, ale zależną cząstką ogólnej świadomości swej rasy.Cząstki te od dawna już rozproszyły się po Galaktyce badając niezliczone światy, a mimo to jakiś nie1 znany czynnik wiązał je z sobą tak nierozłącznie jak żywe komórki ludzkiego ciała.W języku Paladoru nieznana była liczba pojedyncza.Istoty z tego układu używały zawsze określenia “my”.Badacze stanęli z zakłopotaniem przed wielkimi drzwiami okazałego budynku, choć każde ludzkie dziecko mogłoby im wyjaśnić sekret.Tsinadree, nie tracąc czasu na namysły, skomunikował się wprost z Torkalee.Następnie wszyscy trzej odskoczyli, a dowódca zmienił położenie łodzi.Nastąpił gwałtowny wybuch płomienia i masywne, stalowe drzwi rozbłysły po brzegach, a potem znikły.Kamienne odrzwia jeszcze się żarzyły, gdy grupa szybko wkroczyła do wnętrza oświetlając drogę reflektorami.Reflektory okazały się zbędne.Przed nimi widniała olbrzymia sień oświetlona blaskiem jarzeniowych lamp pod sufitem.Na prawo i lewo rozchodziły się długie korytarze, a przed nimi wznosiła się imponująca klatka schodowa, prowadząca do górnych pięter.Tsinadree wahał się przez chwilę.Ponieważ jednak wybór był obojętny, poprowadził swych towarzyszy pierwszym korytarzem.Czuli teraz wyraźnie, że życie jest gdzieś blisko.Lada moment oczekiwali spotkania z mieszkańcami planety.Gdyby przybrali wrogą postawą, czego nie można by wziąć im za złe, badacze postanowili użyć niezwłocznie paralizatorów.Napięcie wzrosło jeszcze, gdy weszli do pierwszej sali.Opadło wszakże, gdy zobaczyli tam tylko maszyny - długie szeregi maszyn, milczących i nieruchomych.Wzdłuż ścian stały tysiące metalowych pudeł, tworząc jak gdyby drugi, wewnętrzny mur.To było wszystko.Żadnych innych sprzętów, nic oprócz dziwnych maszyn i tajemniczych pudeł.Alarkane, najszybszy z całej trójki, zbadał zawartość pudeł.Składała się z tysięcy arkuszy cienkiego, lecz trwałego materiału, pokrytego mnóstwem otworów i znaków.Paladorczyk wziął jeden z arkuszy, Alarkane zaś dokonał zdjęć maszyn i sali.Potem wyszli.Całe to urządzenie, jeden z cudów świata, nic im nie mówiło.Oko żyjących istot nigdy już nie zobaczy wspaniałego zespołu analizatorów Holleritha ani pięciu miliardów perforowanych kart, zawierających wszystko, co można było wiedzieć o każdym mężczyźnie, kobiecie i dziecku na planecie.Nie ulegało kwestii, że budynek był do niedawna w użyciu.Z rosnącym podnieceniem badacze przeszli do następnej sali.Znaleźli tam olbrzymią bibliotekę.Miliony książek stały na setkach tysięcy półek.Zgromadzono tu, choć badacze nie mogli o tym wiedzieć teksty wszystkich praw, jakie człowiek kiedykolwiek wydał, oraz wszystkich mów, jakie wygłoszono w jego przedstawicielstwach ustawodawczych.Tsinadree rozważał dalszy plan działania, gdy Alarkane zwrócił mu uwagę na jedną z pobliskich półek.W przeciwieństwie do reszty była na wpół pusta.Dokoła leżały książki porozrzucane na ziemi, jakby ktoś je upuścił w gwałtownym pośpiechu.Znak wydawał się nieomylny.Inne istoty przeszły tędy niedawno.Choć pozostali nic nie widzieli, Alarkane, obdarzony niezwykle przenikliwymi zmysłami, dostrzegł słabe, ale wyraźne ślady kół na ziemi.Dostrzegł nawet odciski stóp, lecz nie mógł ustalić kierunku, nie wiedząc nic o istotach, które je zostawiły.Uczucie bliskości było teraz niezwykle silne, ale uczucie raczej bliskości w czasie aniżeli w przestrzeni.Alarkane wypowiedział myśl wszystkich.- Te księgi musiały być cenne, więc ktoś sobie o nich przypomniał i wrócił na ratunek.Znaczy to, że zapewne w pobliżu znajduje się miejsce schronu.Może zresztą trafimy na jakieś dalsze tropy.Tsinadree przytaknął, ale Paladorczyk był przeciwny szukaniu tropów.- To bardzo prawdopodobne, ale schron może okazać się trudny do znalezienia, a zostały nam tylko dwie godziny.Nie traćmy więc czasu, jeśli chcemy kogoś uratować.Grupa ruszyła naprzód, zatrzymując się tylko dla zabrania kilku książek, które mogły się przydać naukowcom w Bazie, choć należało wątpić, czy przekład jest wykonalny.Jak się okazało, gmach składał się głównie z niewielkich sal, a wszędzie były oznaki niedawnego pobytu.Wszędzie panował ład i porządek, tylko w paru salach trafili na stan odwrotny.Szczególnie jeden pokój wyglądał tak, jakby przeszli tu niszczyciele [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • listy-do-eda.opx.pl